Jeżeli ktoś potrzebował pomocy, to mógł do nas zadzwonić, a my przyjeżdżaliśmy z ekipą remontową. Najczęściej łataliśmy dachy. Robiliśmy to z potrzeby serca.
Z Miszą Utkinem, informatykiem, wolontariuszem i alpinistą, rozmawia w Irpieniu Andrzej Skwarczyński.
Jak zapamiętałeś wybuch wojny?
Misza Utkin: 24 lutego o piątej rano obudziły nas wybuchy. Kilka godzin później wsiedliśmy z żoną i dwójką dzieci do samochodu i próbowaliśmy wyjechać z Irpienia. Wszystkie drogi wyjazdowe z miasta były zakorkowane i nie dało się nimi uciec. Do stacji benzynowych stały długie kolejki. Uratował nas mój sportowy tryb życia. W związku z tym, że biegałem po okolicznych lasach – znałem wszystkie leśne przecinki i właśnie nimi udało nam się wyjechać. Pojechaliśmy do przyjaciół na granicy obwodów kijowskiego i żytomierskiego. Wieczorem dojechali do nas jeszcze znajomi z Irpienia, ale mało brakowało, by nie dojechali. Jeszcze w Irpieniu obok samochodu, którym jechali, wybuchła rakieta.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/605009-wywiad-misza-utkin-nikogo-nie-zostawimy-w-potrzebie