Tamtego wieczoru rannych ledwo wywieziono z frontowego ostrzału, a pod koniec kursu z karetki wylewała się kałuża krwi. Powrót do bazy noclegowej przypominał kondukt żałobny, wszyscy byli przytłoczeni, zdenerwowani, zamyśleni. Oto jeden wieczór z frontowego życia wolontariuszy z Pierwszego Ochotniczego Mobilnego Szpitala w Donbasie.
A popołudnie było tak obiecujące. W cieniu, pod murem zrobiono nawet dyskretnego grilla, by wreszcie zjeść coś innego niż kaszę z mięsną konserwą. Lekarze, ratownicy i ich wojskowa obstawa jedli obsmażane steki, żartowali ze swoich podróży na Zachód, śmiali się ze swoich obserwacji w stolicach Francji, Niemiec czy Polski. Aż Wołodymyrowi zaskrzeczała krótkofalówka.
Ranni, ranni, potrzebny transport
Swobodny nastrój zgasł jak ręką odjął. W kilka minut później karetki pogotowia pędziły w stronę frontu między Słowiańskiem a Iziumem.
Nie dadzą odetchnąć, kacapy…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/599295-relacja-z-donbasu-wyrywanie-z-rak-smierci