Gdyby Albert Einstein uczęszczał dziś do jednej z berlińskich szkół, puściłby rodziców z torbami. Dlaczego? Dlatego, że nie był zbyt sumiennym uczniem, nierzadko wagarował i z powodu powiedzmy, stwarzanych problemów wychowawczych musiał zmieniać szkoły. A za to dziś w Berlinie słono się płaci…Biorąc pod uwagę suchą statystykę, Einstein byłby jednym z 200 tys. uczniów, którzy każdego dnia opuszczają w Niemczech zajęcia szkolne. Są to oficjalne dane niemieckiego Związku Nauczycieli (DL), w tych nieoficjalnych mówi się liczbie wagarowiczów sięgającej nawet… dwunastu milionów. Różnica bierze się stąd, kto i co bierze pod uwagę przy ich obliczaniu: np. godziny, czy cały dzień, nieobecności jednorazowe czy wielokrotne i świadome, i dalej: jeden do dziesięciu nieusprawiedliwionych nieobecności w szkole czy ponad dziesięć dni w roku, gdyż w niektórych landach RFN dopiero od tej liczby mówi się o wagarowaniu. Ale, jak nie patrzeć, każdego dnia w każdej niemieckiej klasie brakuje przeciętnie trzech uczniów.
Niemało, więc władze oświatowe walczą z tym zjawiskiem. Jedne stawiają na perswazję, rozmowy pedagogów, psychologów oraz tzw. pracowników socjalnych z młodzieżą i rodzicami, inne, jak właśnie w Berlinie sięgnęły po bardziej radykalne środki, a konkretniej, do rodzicielskich kieszeni. W stołecznej dzielnicy Neukölln opiekunowie muszą płacić za uczniowską niesubordynację mandaty do 150 euro, czyli ponad czterysta złotych.
Jeśli rodzice niewiele zarabiają, mandaty mogą być niższe. Czy tak surowe kary zmuszą opiekunów, aby baczniej przyglądali się, co robią ich dzieci i powstrzymają uczniów przed ucieczkami z lekcji? Możliwe, gdyż już po pierwszym półroczu liczba wagarowiczów w Neukölln zaczęła spadać. Berliński radny, socjaldemokrata Joschka Langenbrinck, który był jednym z inicjatorów ustanowienia mandatów za wagary, już uważa to za sukces i postuluje… kolejne zaostrzenie kar oraz ujednolicenie stosownych przepisów dla wszystkich rodzajów szkół i okręgów. Miałaby zająć się tym grupa robocza pod nazwą „Obowiązek szkolny”, składająca się z przedstawicieli szkół, organizacji uczniowskich, samorządów rodzicielskich, urzędów do spraw młodzieży i policji.
Problemu opuszczania zajęć przez uczniów nie można sprowadzać do kar-
protestuje za pośrednictwem dziennika „Der Tagesspiegel” rzeczniczka partii Zielonych Stefanie Remlinger, którą z kolei krytykuje przedstawicielka Związku Szkół Podstawowych Inge Hirschmann. Zdaniem tej ostatniej, podjęte działania są „bardzo pomocne dla nauczycieli” często bezradnych wobec rodziców zaniedbujących swe obowiązki wychowawcze. Na ten sam problem zwraca też uwagę szef Związku Nauczycieli Josef Kraus.
W wielu przypadkach rodzice wręcz kryją nieusprawiedliwione obecności swoich dzieci w szkołach -
ubolewa Kraus, lecz jednocześnie zwraca uwagę, że nie można wszystkich mierzyć jedną miarą i wystawiać mandatów za wagarowanie jak przy wykroczeniach drogowych.
Połowa z przypadków wagarowania przez uczniów ma podłoże psychologiczne, wynika np. z doznawanego mobbingu w szkołach, strachu przed kolegami czy przed egzaminami -
uzasadnia. W takich sytuacjach konsekwencje finansowe dla rodziców są, zdaniem Krausa, bezskuteczne. Przewodniczący Związku Nauczycieli sprzeciwia się również relegacji uczniów permanentnie opuszczających zajęcia, gdyż „byłoby to dla nich niemalże nagrodą”.
Krótko mówiąc, Kraus apeluje, aby nie popadać w skrajności i brać pod uwagę wszystkie względy. A propos, autor teorii względności, Albert Einstein do najbardziej sumiennych uczniów nie należał. Mówić zaczął dopiero w wieku trzech lat, trudności z wysławianiem się miał jeszcze nawet będąc dziewięciolatkiem, a w szkole nie lubił niektórych przedmiotów tak dalece, że w ogóle nie przychodził na lekcje i nie chciał czytać przeznaczonych do nich podręczników. Co więcej, demonstracyjnie lekceważył autorytet nauczycieli, którzy twierdzili, że „swym brakiem szacunku zaraża innych uczniów” i „wymaga specjalnej troski”. Z tego też powodu Einstein, późniejszy noblista i symbol niezwykłej inteligencji musiał zmienić kilka szkół. W Luitpold-Gymnasium popadł w takim konflikt z dyrektorem, iż nie dokończył matury… Zdarzyło mu się też oblać egzaminy wstępne na Politechnikę Zurychu; ponoć z matematyki zdał je celująco, lecz wykazał się niedostateczną wiedzą z innych przedmiotów…
I jak to się ma do kar wymyślonych przez berlińskich radnych? Nijak. Jasne, nie każdy wagarowicz jest potencjalnym Einsteinem, ale też nie każdy z nich jest patentowym nieukiem sprawiającym rodzicom i nauczycielom wyłącznie problemy wychowawcze. W angielskojęzycznej Wikipedii można znaleźć listę 32 słynnych miliarderów, kiedyś zatwardziałych wagarowiczów, jak np. Bill Gates, Mark Zuckerberg czy Michael Dell, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Niektórzy z nich porzucili szkoły nawet w wieku trzynastu i piętnastu lat… Majątek owych 32 „leserów” z list najbogatszych ludzi świata, sporządzanych przez amerykański magazyn „Forbes”, szacowany jest na 246 miliardów dolarów.
No, ale w ich przypadku jedno przynajmniej byłoby pewne: gdyby mieszkali w Berlinie, mieliby z czego płacić za wagary swych dzieci, a te nie musiałyby martwić się o swoją przyszłość…
Klaser
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/93545-wagary-za-150-euro