„Przez wiele lat żywiono nadzieję, że siła reżimu komunistycznego w Chinach załamie się, a wtedy uda się odbić militarnie kontynent. Dziś widać, że nie ma na to najmniejszych szans” - mówi w rozmowie z Grzegorzem Górnym Piotr Plebaniak, znawca kultury Chin, autor wielu książek z dziedziny sinologii, historii wojskowości i geopolityki.
Grzegorz Górny: Dziś Tajwan obchodzi swoje święto narodowe, zwane potocznie świętem Dwóch Dziesiątek. Skąd ta nazwa?
Piotr Plebaniak: To czysty przypadek, że rewolucja Xinhai, która doprowadziła do proklamowania Republiki Chińskiej, wybuchła akurat tego dnia − 10 października 1911 roku. Wiąże się z tym kilka ważnych wydarzeń. Po pierwsze: obalony został feudalizm, czyli system, który istniał na ziemiach chińskich ponad dwa tysiące lat. Po drugie: zostało zrzucone jarzmo mandżurskiej, czyli obcej etnicznie dynastii Qing. Po trzecie: pojawił się założyciel nowoczesnego, narodowego państwa chińskiego, które miało aspiracje i potencjał, by obronić się przed zakusami obcych mocarstw, takich jak Anglia, Francja, Niemcy, Ameryka czy Japonia. Chodzi oczywiście o Sun Jat Sena.
Czy święto obchodzone jest także w Chinach kontynentalnych?
Chiny kontynentalne mają swoje własne obchody założenia państwa, które trwają od 1 do 7 października. 1 października 1949 roku Mao Ze Dong proklamował bowiem powstanie Chińskiej Republiki Ludowej. Niemniej jednak komuniści chińscy, w tym sam Mao, uważali Sun Jat Sena, czyli założyciela Republiki Chińskiej w 1912 roku, za Ojca Narodu. Zarówno na Tajwanie, jak i w Chinach komunistycznych jest on uważany za twórcę pewnego projektu cywilizacyjnego Chin, które dzięki adaptacji zachodnich wzorców zdolne są wyzwolić się spod obcych wpływów. Rewolucja Xinhai to mit założycielski nowych Chin, które zaczynają erę jedności narodowej i niezależności od mocarstw kolonialnych.
Czy ta idea wiąże się dziś na Tajwanie z niepodległością?
Tutaj zarysowują się dwa stanowiska. Pierwsze reprezentuje partia Kuomintang. Wywodzi się ona z niedobitków chińskiej armii narodowej, która przegrała wojnę domową z komunistami i w 1949 roku, pod wodzą Czang Kaj Szeka „czasowo wycofała się” na Tajwan. Oblicza się, że w latach 1945-1949 przybyło na tą wyspę z Chin kontynentalnych nawet do 2,5 miliona osób. Posiadali oni duże zasoby i szybko całkowicie zdominowali życie polityczne na Tajwanie. Druga współczesna siła to Demokratyczna Partia Postępu, która tradycyjnie reprezentowała ludność chińską mieszkającą tu wcześniej, osiedlającą się od XVII wieku. Pierwsi podkreślają, że są częścią Chin, drudzy skłonni są w większym stopniu mówić nie tyle o niepodległości od Chin, ale i chińskości rozumianej jako m.in. nacjonalizm kuomintangowski.
Skąd się biorą te różnice?
Obecna sytuacja jest wynikiem nierozstrzygniętej wojny domowej. W świetle prawa międzynarodowego Tajwan pozostaje częścią Chińskiej Republiki Ludowej. Była na to szansa ponad pół wieku temu. Kiedy w 1971 roku ONZ uznało Chińską Republikę Ludową, Amerykanie zaproponowali Czang Kaj Szekowi proklamowanie niepodległości Tajwanu. On jednak odmówił. Tajwańczycy byli na to mentalnie nieprzygotowani. Dominowało tam przekonanie: „to my jesteśmy prawdziwymi Chinami”. Przez wiele lat żywiono nadzieję, że siła reżimu komunistycznego w Chinach załamie się, a wtedy uda się odbić militarnie kontynent. Dziś widać, że nie ma na to najmniejszych szans. Ostatnie dekady to od strony tajwańskiej świadomość, że każdy krok czy deklaracja proklamowania niepodległości doprowadzi do ciosu w tajwańską gospodarkę i giełdę. Od strony chińskiej taka próba publicznego mówienia przez władze w Taipei o niepodległości − obecnie politycy Tajwańscy nie robią takich „głupstw”, wywoła teatralny atak apopleksji władz w Pekinie.
Czy spodziewa się pan zmiany obecnego statusu Tajwanu?
Już w latach 90. XX wieku tajwański establishment zrozumiał ważną prawidłowość. Gdy podczas kampanii prezydenckiej na Tajwanie w 1995 roku pojawił się zbyt głośno wątek proklamowania niepodległości, Pekin wysłał do Cieśniny Tajwańskiej okręty wojenne, które urządziły ostrzał tamtejszych wód przybrzeżnych i od razu giełda tajwańska odnotowała potężne tąpnięcie. Od tamtego czasu wszyscy w Tajpei są ostrożni, by nie prowokować niepotrzebnych reakcji.
Tak naprawdę wszystkim opłaca się obecne status quo. Tajpei jako swoistą polisę ubezpieczeniową traktuje tzw. krzemową tarczę. Tajwan jest bowiem globalnym potentatem w produkcji półprzewodników krzemowych, od którego zależne są największe gospodarki świata, łącznie z Ameryką i Chinami. Zgodnie z tzw. prawem Moore’a co dwa lata podwaja się moc obliczeniowa półprzewodników przy utrzymaniu tej samej ceny. Nikomu nie opłaca się więc tego niszczyć. Tajwan jest w tym bezkonkurencyjny na świecie. Rozwój sztucznej inteligencji czy rynku kryptowalut to technologie, które przedłużają impas, a więc cementują sytuację.
Rozmawiał Grzegorz Górny
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/742864-nasz-wywiad-swieto-dwoch-dziesiatek-na-tajwanie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.