Szef rosyjskiego MSZ zarzucił Ukrainie na Forum Dyplomatycznym w Antalyi w Turcji, że ta – wbrew deklaracji o wstrzymaniu ataków na obiekty energetyczne – wciąż je przeprowadza. Zdaniem eksperta to uszkodzenia wynikające z działań wojennych w strefie przyfrontowej i nie da się ich uniknąć.
Siergiej Ławrow sformułował ten zarzut zaledwie na dzień przed tym, jak na 255-tysięczne ukraińskie miasto Sumy spadły dwie rosyjskie rakiety Iskander-M, zabijając 34 osoby i raniąc przynajmniej 119.
Jak w rozmowie z PAP przekonywał Andrzej Wilk, analityk w zespole bezpieczeństwa i obronności Ośrodka Studiów Wschodnich, to próba manipulacji międzynarodową opinią publiczną. O łamaniu moratorium można byłoby mówić, gdyby Ukraina atakowała obiekty energetyczne w głębi Rosji. Tymczasem, jak zauważył ekspert, uszkodzenia infrastruktury energetycznej wskazywane przez Rosję jako cel ukraińskich ataków są w rejonach przygranicznych, gdzie znajdują się w zasięgu ostrzału bezpośredniego.
„W strefie przyfrontowej utrzymanie tego moratorium jest po prostu niemożliwe. Wystarczy, że w pobliżu linii przesyłowej jest jakiś wojskowy obiekt wymagający zniszczenia”
– wskazał Andrzej Wilk i podkreślił, że dotyczy to obu stron konfliktu.
Z kolei dr Jakub Olchowski, analityk Instytut Europy Środkowej przekonywał, że przez nagłaśnianie ukraińskich ataków, Rosja próbuje przykryć własne, niewspółmiernie bardziej brutalne działania. Ekspert przyznał jednak, że nie można absolutnie wykluczyć, że Ukraina nie przeprowadza ataków na przykład na rafinerie, które Rosja uznaje za infrastrukturę energetyczną.
„Dla Rosji takie ataki są dotkliwe, a wiemy to my, i wiedzą to również Ukraińcy, że z rozmów o pokoju prowadzonych przez administrację Trumpa, nic nie wyniknie. Bo nie chce tego Rosja” – ocenił analityk OSW.
Obaj rozmówcy PAP nie są natomiast zgodni co do tego, która ze stron konfliktu w większym stopniu korzysta z deklaracji o wstrzymaniu ataków na obiekty energetyczne.
W ocenie Olchowskiego, moratorium było świetnym zagraniem ze strony Rosji. Jak tłumaczył, Ukraina przetrwała zimę, bo ma cztery elektrownie jądrowe, które zapewniają jej ponad połowę energii elektrycznej. Rosjanie ich nie atakują, bo to byłoby przekroczenie czerwonych linii. I to nie wytyczonych przez Zachód, lecz przez Chiny. Dla Rosji problemem stała się produkcja własnego uzbrojenia przez Ukrainę, jak na przykład zaawansowanych dronów, które mogą dosięgnąć celów oddalonych o 1000 km. Dzięki nim atakują rosyjską infrastrukturę energetyczną, na przykład rafinerie, co jest dla Rosji bardzo bolesne.
Dlatego nie przypadkiem, w tych śmiesznych negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi, zaproponowali „to może nie będziemy sobie atakowali infrastruktury energetycznej”
– wyjaśnił ekspert OSW.
Z kolei Andrzej Wilk przekonywał, że na moratorium w większym stopniu korzystają Ukraińcy. W końcu mogą trochę odetchnąć, wyremontować ustawicznie atakowane instalacje, których wcześniej nie było czasu żeby naprawić. Jak podkreślił, „ukraińskie ataki na rosyjską infrastrukturę energetyczną nigdy nie były na tyle bolesne, żeby postawić ten kraj na granicy blackoutu. Natomiast Ukraina na krawędzi blackoutu stawała kilkakrotnie”.
PAP/flot
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/726682-rosja-oskarza-ukraine-o-ataki-na-infrastrukture-energetyczna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.