Przywódcy Europy obiecują Ukrainie, że są gotowi jej pomagać, nawet jeśli przestanie to robić Ameryka. Nasz kontynent nie ma na to jednak wystarczających środków, ponieważ jest rozbrojony militarnie. Nie ma czołgów, samolotów, amunicji. Jeszcze większym problemem wydaje się jednak rozbrojenie mentalne i brak gotowości do ponoszenia wyrzeczeń, co wyraźnie kontrastuje z postawą Ukraińców.
Ukraina walczy
Niekiedy zdarza się usłyszeć głosy mówiące o rzekomej niepełnowartościowości narodu ukraińskiego jako tworu sztucznego, nieposiadającego w pełni ukształtowanej tożsamości narodowej. Pozbawieni długotrwałej tradycji państwowej Ukraińcy mieliby być niezdolni do utrzymania niezależnego państwa. Pojawiają się nawet twierdzenia, że nie są oni narodem odrębnym kulturowo, ponieważ ich kultura jest tylko odmianą kultury rosyjskiej, tak jak język ukraiński ma być dialektem mowy rosyjskiej.
Tocząca się od dekady wojna (od ponad trzech lat na pełną skalę) zadaje jednak kłam tym twierdzeniom. Można postawić pytanie: czy jest dziś drugi naród w Europie, który zaatakowany przez Rosję, broniłby się tak długo i skutecznie, jak teraz robią to Ukraińcy? Trzy lata temu, gdy zaczęła się rosyjska inwazja, na świecie panowało powszechne przekonanie, że podbój potrwa zaledwie kilka dni. Mało kto wyobrażał sobie, że Ukraina stawi agresorowi tak twardy opór.
Gdyby Ukraińcy byli sztucznym narodem, pozbawionym własnej tożsamości, nie walczyliby z taką determinacją i ofiarnością przeciw o wiele potężniejszej armii bezwzględnego wroga. Wbrew temu, co mówią niektórzy zachodni politycy w rodzaju Johna Kirby’ego, oni nie walczą o prawa osób LGBTQ. Oni walczą o swoją ojczyznę, o niepodległość, o to, żeby nie być dłużej w rosyjskiej strefie wpływów.
Europejczycy płacą za tę wojnę wyższymi cenami za energię, inflacją oraz regresem gospodarczym – i są z tego powodu coraz bardziej niezadowoleni; Ukraińcy płacą zabitymi żołnierzami i cywilami, okaleczonymi i porwanymi dziećmi, zrównanymi z ziemią miastami i zaminowanymi polami – i nie chcą słyszeć o kapitulacji.
Europa bawi się
Jaki kraj w Europie zdecydowałby się na podobny krok? Są narody, w których sam pomysł, że można w ogóle postawić się zbrojnie Moskwie, przekracza horyzont myślowy tamtejszych społeczeństw. Nic w tym dziwnego: wynika to z ich potencjału demograficznego i militarnego. A przecież nie ma w Europie ani jednego państwa, które dorównywałoby pod tym względem Rosji. Są co prawda kraje, które mają duży potencjał gospodarczy, ale nie przekłada się to na zdolności bojowe ich armii, a przede wszystkim na gotowość społeczeństwa do prowadzenia wojny i ponoszenia ofiar.
Problemem Zachodu jest zanik wartości, dla których warto oddać życie. Głównymi celami życia stają się samorealizacja, konsumpcja i rozrywka. Wychowana w cieplarnianych warunkach i rozpieszczona przez dobrobyt młodzież jest dziś zniewieściała i programowo pacyfistyczna. Już w czasach zimnej wojny wielu młodych na Zachodzie wolało skapitulować przed Sowietami niż walczyć z nimi. Przejawem była popularność modnego wówczas hasła „better red than dead”. Dziś jesteśmy już na innym etapie. Dla współczesnego pokolenia „śnieżynek” traumatycznym przeżyciem stało się widmo samodzielnego zamówienia dania w restauracji lub nieprzychylna ocena wykładowcy na uniwersytecie. Jak ta generacja ma być gotowa na krew, pot i łzy?
Ilu młodych Niemców jest dziś gotowych umrzeć za Berlin lub Francuzów za Paryż, tak jak Ukraińcy masowo umierają teraz za Kijów? Owszem, w trzecim roku wojny coraz więcej nad Dnieprem notuje się dezercji, ale przypuszczalnie w krajach zachodnich ich liczba byłaby w takich warunkach znacznie wyższa, a nastroje kapitulanckie powszechne.
To rezultat tego, że w kwestii zbiorowego bezpieczeństwa nasz kontynent przez ostatnie trzy dekady przypominał „pasażera na gapę”. Jak powiedział ktoś w Waszyngtonie: 300 milionów Amerykanów broniło 500 milionów Europejczyków przed 100 milionami Rosjan. Ciężar ponosiły Stany Zjednoczone, a profity zbierała Europa.
Bezbronna Europa
Przyjmijmy hipotetyczne założenie: gdyby Donald Trump rzeczywiście wycofał wojska z naszego kontynentu, czy Europa sama byłaby w stanie obronić się przed Moskwą? Rosja posiada 220 dywizji wojska. Europa jest im w stanie przeciwstawić w najlepszym razie 86 dywizji, Ukraina zaś 110 dywizji z doświadczeniem frontowym. Powstaje pytanie: czy Europejczycy sami, bez pomocy Ukraińców, obroniliby się przed Rosją? I skąd jedni i drudzy mieliby wziąć broń do obrony?
Trzy lata temu mówiono, że Ukraińcy poprzez swój opór dają czas, by Europa mogła się uzbroić na tyle, żeby móc odstraszyć Rosję przed ewentualnym atakiem. Ten okres został jednak zaprzepaszczony, ponieważ nie zrobiono w tym celu niemal nic. Gdyby unijne elity potraktowały zagrożenie ze strony Moskwy tak jak potraktowały covid, to na całym kontynencie pracowałyby już pełną parą fabryki zbrojeniowe, a europejskie armie brałyby udział w kolejnych wojskowych manewrach. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Mentalne rozbrojenie Europejczyków sięga więc znacznie głębiej niż można było sądzić. To już nie tylko strach przed używaniem broni, ale przed jej posiadaniem – jakby stało za tym przekonanie, że większe szanse za uniknięcie ataku bezwzględnego agresora ma ktoś bezbronny niż uzbrojony po zęby. Zaiste zadziwiająca logika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/723494-europa-rozbrojona-nie-tylko-militarnie-lecz-takze-mentalnie