W marcu 2000 roku Rada Europejska na posiedzeniu w Lizbonie przyjęła ambitny plan rozwoju zwany strategią lizbońską. Zakładał on, że do 2010 roku Unia Europejska wyprzedzi Stany Zjednoczone jako najbardziej dynamiczna i konkurencyjna gospodarka świata. Dziesięć lat później okazało się, że Unia nie tylko nie dogoniła Ameryki, ale pozostała za nią jeszcze bardziej w tyle. Zapóźnienie wobec USA wzrosło pod względem praktycznie wszystkich kluczowych wskaźników ekonomicznych, zaś w obszarze konkurencyjności i finansowania nauki wyniosło 20-30 lat. Dziś pogłębiło się ono jeszcze bardziej.
Skansenizacja Europy
Dziś Europa nie jest liderem w żadnym sektorze gospodarki o dużym znaczeniu technologicznym. Brak jej autonomicznych zasobów, a w kluczowych branżach pozostaje całkowicie uzależniona od innych, np. rozwój sektora AI zależy od importu czipów, głównie amerykańskich. Europa jest zdana na Stany Zjednoczone także w innych obszarach, np. militarnym. Stary Kontynent bez USA nie byłby w stanie obronić się przed wojskową agresją Rosji. Europejskie siły zbrojne istnieją tylko na papierze, podobnie jak w fazie koncepcyjnej pozostaje europejski program kosmiczny, podczas gdy sam tylko Elon Musk posiada na orbicie okołoziemskiej około 6000 aktywnych satelitów (nie mówiąc już o tym, że swoje satelity wysłały w kosmos takie potęgi, jak Indie, Korea Południowa czy Brazylia).
Zaprezentowany przez Donalda Trumpa projekt Stargate zakłada inwestycje w wysokości 500 miliardów dolarów na stworzenie infrastruktury niezbędnej do wzmocnienia dominacji USA w obszarze sztucznej inteligencji. Amerykański prezydent ogłosił, że rozpoczął „największą w historii kampanię deregulacyjną”, mającą zwiększyć konkurencyjność gospodarki Stanów Zjednoczonych. Na ceremonii zaprzysiężenia Trumpa znaleźli się Mark Zuckerberg (Meta), Sundar Pichai (Google), Jeff Bezos (Amazon) i Elon Musk (Space X i Tesla). To wyraz poparcia dla jego programu ekonomicznego ze strony branży technologicznej. Badanie przeprowadzone w grudniu przez Amerykańską Krajową Federację Niezależnych Przedsiębiorców zanotowało najwyższy poziom optymizmu biznesowego od 2018 roku.
Na tym tle liderzy Unii Europejskiej wykazują strukturalną niezdolność do zrozumienia podstawowych mechanizmów ekonomicznych. Mnożą wciąż nowe regulacje ograniczające przedsiębiorczość, a ich sztandarowe projekty w rodzaju nowego zielonego ładu obniżają produktywność i konkurencyjność gospodarki, zwiększają ubóstwo energetyczne i skazują całe branże przemysłu na stagnację. Działalność brukselskiego centrum ogranicza się do zarządzania procesami geriatrycznymi i rozkładowymi. Efektem jest postępująca skansenizacja Europy.
Wewnętrzne sprzeczności UE
Zjawisku stopniowego upadku towarzyszy samozadowolenie unijnych elit, przekonanych o wyższości swojego modelu rozwojowego nad resztą świata. Wyrazem tego jest nowa wersja strategii lizbońskiej ogłoszona przez Komisję Europejską i nazwana „Unijnym kompasem na rzecz odzyskania konkurencyjności i zapewnienia trwałego dobrobytu”. Przedstawiając ów program, Ursula von der Leyen oświadczyła z dumą, że uczyni on Europę „miejscem, w którym można wymyślać, produkować i sprzedawać przyszłe technologie, usługi i czyste produkty”.
Wspomniany „Kompas UE” stawia przed sobą trzy priorytety: innowacje, dekarbonizację i bezpieczeństwo. W zeszłym roku w tekście „Wielka sprzeczność Europy”, który ukazał się na łamach „Rzeczpospolitej”, Mateusz Morawiecki wykazał wewnętrzne sprzeczności tego takiego podejścia, pokazując, że nie da się pogodzić tych trzech celów jednocześnie ze sobą. Nie da się bowiem forsować nowego zielonego ładu, który wymaga olbrzymich nakładów i ciągnie europejską gospodarkę w dół, a jednocześnie zwiększać wydatki na obronność i liczyć na szybszy rozwój ekonomiczny.
Systemowe ograniczenia rozwoju
Problemem Komisji Europejskiej nie jest jednak tylko stawianie przed sobą nierealistycznych celów. Istotna wątpliwość dotyczy tego, czy nawet jeśli Bruksela przyjmie właściwe priorytety, będzie w stanie je zrealizować. Pytanie brzmi: czy systemowe ograniczenia Unii Europejskiej uniemożliwiają jej nawiązanie rywalizacji z USA i Chinami? Co z tego, że wyznaczymy sobie po raz kolejny ambitne cele dotyczące innowacyjności i konkurencyjności, skoro znów zostaną one uwięzione w strukturalnym gorsecie UE?
Tych blokad jest bez liku. Przepisy ograniczające pomoc publiczną państw członkowskich dla sektora prywatnego stawiają europejskie firmy na przegranej pozycji w porównaniu z korporacjami amerykańskimi czy chińskimi, które nie mają nałożonych na siebie takich ograniczeń. Sztuczny pieniądz euro ogranicza zdolność państw członkowskich do stymulowania swoich gospodarek za pomocą inwestycji publicznych i aktywnej polityki przemysłowej. Skomplikowane, zbiurokratyzowane i wielopoziomowe ramy zarządzania Unią Europejską skutkują powolnym i niejasnym podejmowaniem fragmentarycznych i niespójnych decyzji, co powoduje, że procesy legislacyjne i wdrożeniowe ciągną się latami, nie nadążając za zmieniającymi się realiami. W efekcie unijna gospodarka, nękana stagnacją, wysokimi kosztami energii i biurokratycznym bezwładem, nie jest w stanie konkurować w globalnym wyścigu z USA i Chinami.
To, co robi Trump z gospodarką amerykańską, mogłoby być impulsem dla Europy, by przewartościować swoje podejście i dokonać poważnych korekt politycznych. Niestety, pięciolatki w przedszkolu wykazują się większym instynktem przetrwania niż unijne elity. Wszystko wskazuje więc na to, że „Kompas UE” okaże się takim samym „sukcesem” jak strategia lizbońska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/720842-unijny-kompas-jak-strategia-lizbonska