Dużo pisze się teraz o Słowacji. Głównie w kontekście sporu Bratysława-Kijów. Dużo, ale bez zrozumienia sytuacji naszego południowego sąsiada. Pora przybliżyć ten temat.
Robert Fico i jego lewicowa, ale jednocześnie UE-sceptyczna partia SMER wygrała półtora roku temu wybory parlamentarne na Słowacji. Dzięki temu były premier został szefem rządu w Bratysławie po raz kolejny. Jego formacja wraz z koalicyjną partią - też lewicową, choć raczej eurorealistyczną, a nie eurosceptyczną - wygrała też wybory prezydenckie. Głową słowackiego państwa został Peter Pellegrini - były premier (po Fico), a wcześniej minister finansów, który po parlamentarnej wiktorii niechętnych Unii Europejskiej partii został szefem ichniejszego „Sejmu”.
Unijny establishment zaangażował się bardzo mocno w wybory na Słowacji Anno Domini 2023. Kluczowi przedstawiciele Komisji Europejskiej ingerowali w wewnętrzne sprawy tego kraju, nawet się nie krygując. Wprost namawiali Słowaków, aby nie głosowali na trzy partie: Roberta Fico, Petra Pelegrriniego i nacjonalistów Andreja Danko. Gdy to się nie udało, bo Słowacy nie posłuchali i zagłosowali, na kogo chcieli – Bruksela sięgnęła do szantażu.
Establishment UE robił wszystko, aby nie powstał Unio-sceptyczny rząd. Wytwarzano olbrzymią presję na najbardziej z tych trzech „liberalnych” i najmniej eurosceptyczną partię Pellegrriniego, aby stworzyła rząd z ugrupowaniami, które przegrały wybory, za to miały inną zaletę: były euroentuzjastyczne. Unijne „daremne żale, próżny trud” nie przyniosły efektu: powstał w Bratysławie rząd zgodny z wolą wyborców, a po kilku miesiącach w drugiej turze wybrano sporą większością głosów kandydata rządzącej koalicji na prezydenta.
Bruksela rozpętała jednak taką falę nienawiści i hejterskiej propagandy, że jej efektem był zamach na premiera Roberta Fico, w którym został on ciężko ranny i cudem uszedł z życiem. Ta sama UE wówczas, ociekając hipokryzją, potępiła ów akt terroryzmu i ocierała krokodyle łzy. Jednym z naczelnych hipokrytów był kanclerz Niemiec Olaf Scholz - jednocześnie lider jednej z najważniejszych partii socjalistycznych Starego Kontynentu. „Nie pamiętał wół, że cielęciem był” - Herr Kanzler nie chciał pamiętać, że to z inicjatywy m.in. jego SPD partię ugodzonego kulami Roberta Fico wyrzucono z międzynarodówki socjalistycznej.
Tak, Słowacja ma inny stosunek niż Polska do Rosji. Tak, Robert Fico personalnie atakuje - z dużą wzajemnością – prezydenta Wołodymyra Zelenskiego. Ale inny niż Warszawy kurs Bratysławy wobec Moskwy nie wynika z jakiegoś podstępnego planu premiera Fico, tylko z nastroju Słowaków. Oto niedługo przed wyborami parlamentarnymi w tym kraju tylko 46 proc. Słowaków chciało, aby ich państwo udzielało militarnej pomocy Ukrainie. W tym samym czasie w Polsce równo dwa razy więcej obywateli, bo dokładnie 92 proc. chciało wysyłać uzbrojenie Kijowowi.
Fico wygrał, bo zrozumiał nastroje swoich wyborców. Reszta jest tego konsekwencją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/718799-nieznana-slowacja-dlaczego-robert-fico-zwyciezyl