Mało mnie obchodzą wypowiedzi Donalda Trumpa na temat przyłączenia do USA Kanady lub zaanektowania Grenlandii. Nie są one sprawcze, co znaczy nie przełożą się na akcje militarną, której celem byłoby przyłączenie Kanady – terytorialnie państwa większego niż Stany Zjednoczone Ameryki - jako 51 stanu USA. Również nie grozi desant amerykańskich „marines” na część Królestwa Danii, jaką jest Grenlandia. Po co zadzierać z mieszkańcami tej dzielnej krainy, którzy już 40 lat temu pokazali, że mają polityczne „cojones”, gdy 12 lat po wejściu Danii do EWG Grenlandia powiedziała Brukseli ”żegnam”, czyniąc pierwszy, choć mało znany „exit” z eurostruktur…
Jeżeli ktoś obrusza się na prezydenta-elekta to powinien zrozumieć, że 45. – a niedługo także 47. – prezydent w dziejach USA w 2016 roku doszedł do władzy także dlatego, że stał się dla Jankesów symbolem walki z nieszczęsną zmorą „political correctnes”, czyli politycznej poprawności. Niech nikt nie oczekuje, że Trump będzie zawsze pisał na „X” - czy mówił - rzeczy uzgodnione po wielogodzinnych debatach w Departamencie Stanu. Nie, wręcz przeciwnie, będzie strzelał z biodra niczym Gary Cooper „W samo południe”, choć ten współczesny polityczny następca Reagana będzie częściej strzelał ślepakami niż tamten starszy kolega Reagana po aktorskim fachu w bodaj najbardziej znanym westernie w historii kina. Trzeba do tego przywyknąć. Jako fan polskich piosenek mogę fenomen D.J. Trumpa opisać słowami utworu mojego imiennika Ryszarda Rynkowskiego „Ten typ tak ma”. Albo też zapowiedzieć najbliższe cztery lata słowami słynnej piosenki disco polowej: „Będzie, będzie się działo”.
Znacznie ważniejsze od słów starego-nowego lokatora Białego Domu są jego decyzje personalne. One dają wyobrażenie, jaki będzie realny kształt amerykańskiej polityki zagranicznej. Tym bardziej, że Trump 2025 jest w innej sytuacji niż Trump 2017, bo dziś to Partia Republikańska jest jego zakładnikiem - a wtedy to on był zakładnikiem establishmentu Republikanów. Tym bardziej Mr Trump będzie miał lejce w ręku, że inaczej niż Mr Biden nie musi boksować się z opozycyjną większością w Izbie Reprezentantów. A to przecież paraliżowało politykę USA wobec Europy Wschodniej.
Skoro decyzje ważniejsze są od słów, to odwołanie wizyty na Ukrainie (i jeszcze w paru innych krajach Starego Kontynentu) specjalnego przedstawiciela prezydenta Trumpa ds. wojny w Europie Wschodniej Keitha Kellogga też jest bardzo wymowne - i nie wróży dobrze Kijowowi.
Od słów ważniejsze są też dawne porachunki - stety czy niestety. Kto ma wiedzieć ten wie, że Trump nie chce wybaczyć Zeleńskiemu, że ten nie chciał zakończenia śledztwa przeciwko synowi Joe Bidena - Hunterowi w sprawie gigantycznej korupcji na Ukrainie. A było to w czasie kampanii wyborczej Anno Domini 2020…
Nie zajmujmy się więc potencjalną - ale nieprawdopodobną – aneksją „Kraju Klonowego Liścia”, bo to są, za przeproszeniem, duperele. Ważniejsze od tego, co Donald John Trump MÓWI w sprawach Grenladzko-Kanadyjskich, to co ROBI w sprawach Rosyjsko–Izraelsko– Chińskich. Właśnie tak!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/718138-czyny-trumpa-wazniejsze-niz-bajki-o-kanadzie