Śledzę reakcje na triumfalne zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA, a zwłaszcza sposób, w jaki reaguje na niego europejska prawica.
Zauważyłem jedną ciekawą rzecz. Przedstawiciele „umiarkowanej” i „rozsądnej” prawicy, jak lubią siebie nazywać, chcą przedstawić zwycięstwo Trumpa jako wynik swego rodzaju „złagodzenia” polityki, którego rzekomo on dokonał.
Narracja tych ludzi, a zauważyłem ją także w Chorwacji i Polsce, wygląda mniej więcej tak: Trump wygrał, ponieważ w kampanii kładł nacisk na kwestie gospodarki i nielegalnej migracji oraz unikał „wojny kulturowej”. Wygrał, bo ludzi nie interesuje światopogląd, kwestie kulturowe, a jedynie sprawy materialne.
Moim zdaniem jest to swoista „projekcja”, która ma na celu odnalezienie w zwycięstwie Trumpa śladów polityki, jaką reprezentują obrońcy podejścia, które właśnie opisałem. Kłopot jest w tym, że to po prostu nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Po pierwsze, Trump nie zmiękczał swojej agendy politycznej w wymiarze światopoglądowym. Jedynym wyjątkiem jest kwestia aborcji, co można wyjaśnić przede wszystkim powodami strategicznym. Obóz Kamali Harris chciał z tego zrobić najważniejszy temat kampanii, a Trump zareagował zmianą w swojej retoryce, relatywizując w pewnym stopniu swoje stanowisko na temat aborcji.
Po wszystkim co zrobił dla nienarodzonych, wiedział, że takie zachowanie nie zostanie źle odebrane przez jego wyborców, ponieważ ci dobrze wiedzą, że nigdy nie będzie promował zabijania dzieci. Ta strategia się udała.
Po drugie, choć w kampanii przesunął akcent na gospodarkę, jasne było, że jego obóz nie zrezygnował ze swojego mocnego stanowiska w wojnach kulturowych. Dowodem na to jest jego wybór kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance’a, który jest politycznym owocem ruchu alt-right. A także wsparcie Elona Muska, które skupiało się wokół kwestii kulturowych – walki z woke i bitwy o wolność słowa.
Wszystko wskazuje na to, że amerykańscy wyborcy nie boją się wojen kulturowych. Dlatego wybrali kandydata, który gwarantuje im, że społeczeństwo pozostanie normalne.
Ja osobiście widzę w tym wszystkim jeszcze jeden powód do zwycięstwa. Istnieje coś, co może motywować wyborców i co można określić „etosem buntu”. W USA jest on po stronie konserwatywnej i to od kiedy Demokraci stali się partią oligarchii oraz zamkniętych „elit” politycznych i kulturalnych, których społeczeństwo ma już zwyczajnie dość. W wyborach w USA zwyciężył właśnie ten duch buntu. W języku kultury popularnej Trump stał się - punkowcem.
To według mnie najważniejsza lekcja tych wyborów dla europejskiej prawicy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/712426-oto-glowna-lekcja-dla-prawicy-z-wygranej-trumpa