Można i trzeba wyciągnąć wnioski z wyborczej wiktorii drugiego w historii USA polityka, który potrafił wrócić do Białego Domu po oddaniu prezydentury. Dla każdego coś miłego: każdy może zanalizować kampanię Republikanów na swój sposób. Lewica również. Oto postawienie przez Kamalę Harris tak mocno na aborcję przyniosło skutek odwrotny od zamierzonego: wiele Amerykanek uznało, że jest ona „monotematyczna”.
Największe poparcie wśród kobiet Mrs Harris uzyskała w przedziale 60+, a więc to raczej nie ta kwestia była głównym powodem glosowania na nią. Czy lewica w Polsce wyciągnie z tego wnioski?
Kolejna konkluzja z kampanii prezydenta - elekta: spadek roli telewizji i tradycyjnych mediów. Już osiem lat temu, gdy Donald J. Trump wygrywał po raz pierwszy okazało się, że wedlug badań większość Amerykanów nie ufa mediom „głównego nurtu”. Od tego czasu ten proces braku wiarygodności CNN „et consortes” tylko się pogłębił. Medialny establishment walił w republikanina, jak w bęben-a im bardziej walił tym bardziej Trump rósł i rósł. Przeciętny Jankes mieszkający na prowincji i nie znoszący „Waszyngtonu” uznał, że skoro Trumpa tak bardzo nienawidzą „elity”, których nie znosi zwykły Mr Smith - to musi to być „swój chłop”, który nie da się owym „elytom” sterować.
Kolejny wyborczy wniosek: wbrew „Black Lives Matter” i całego oceanu „political correctness” ws. polityki „rasowej” okazało się, że Murzyni, sorry, „Afroamerykanie” wcale nie muszą „ex definitione” głosować na Demokratów. Wzrost poparcia dla Trumpa w tej kategorii wyborców, zwłaszcza młodych był szokiem dla sztabu Harris. Okazało się, że sporo murzyńskich obywateli USA w pierwszym rzędzie jest amerykańskimi patriotami i jest to dla nich ważniejsze niż kwestie rasowe. I właśnie z troski o Amerykę zagłosowali na „białego” Trumpa, a nie na po części „swoją” rasowo kandydatkę. Wreszcie klęska oceanu celebrytów, aktorów, gwiazd i meteorów amerykańskiej pop-kultury. Chór, w którym cienko śpiewali Beyonce, Eminem, Meryl Streep, panna Swift, George Clooney, Anne Hathaway, sędziwy Bruce Springsteen został przez amerykańskiego podatnika i wyborcę oceniony jednoznacznie: jako taki, który fałszuje. Amerykanie mogą lubić swoich znanych na całym świecie aktorów i prosić ich o autografy, ale nie uważają ich za kompetentnych przewodników po świecie polityki. Na ile przypomina to sytuację w naszym kraju?
A jakie wnioski powinna wyciągnąć w kampanii Trumpa polska prawica? To temat na osobny tekst. Za tydzień…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/712339-lekcja-trumpa-trzeba-wyciagnac-wnioski-z-wyborczej-wiktorii