Nie było to wielkie zaskoczenie, ponieważ Kemi Badenoch ujawniła swoje ambicje, startując na stanowisko szefa partii już po ustąpieniu Borisa Johnsona. Bieg do fotela premiera wygrał wtedy Rishi Sunak, Kemi przeczekała tych kilka chaotycznych i bezpłodnych lat, i znowu stanęła w szranki. W balotażu, na uprawnionych do głosowania 132 tys. członków Partii Konserwatywnej, otrzymała niemal 54 tys. głosów, o 12.500 więcej niż jej rywal a white Briton Robert Jenrick. A więc po kadencji Brytyjczyka – hinduisty mamy Nigeryjkę z pochodzenia, chrześcijankę, czyżby nastał czas rekonkwisty i podbite niegdyś narody brały odwet za 400 lat Imperium i sięgnęły po najwyższe stanowiska w kraju? Ale takie rozumowanie byłoby zbyt proste i zbyt tabloidowe.
Brytyjska Partia Konserwatywna miała już liderów w spódnicy – gigant polityczny Margaret Thatcher, ostatnio Theresa May i Liz Truss. Ale Kemi Badenoch, to pierwsza czarna kobieta piastująca stanowisko szefa partii. Nigeryjka z pochodzenia, choć ona sama urodziła się już w Londynie, prawniczka, polityk młody – w Izbie Gmin znalazła się w 2017 roku. Najpierw stanowisko sekretarza stanu ds. równouprawnienia w rządzie Borisa Johnsona, potem, po jego rezygnacji – minister ds. handlu w gabinecie Liz Truss, a następnie, już z nominacji Rishi Sunaka, minister ds. kobiet i równouprawnienia. Ale do Conservative Party wstąpiła już jako bardzo młoda osoba; w 2015 roku została radną, a już w dwa lata później znalazła się w Izbie Gmin. Kariera błyskawiczna, którą z pewnością Kemi Badenoch zawdzięcza swoim wielu talentom. Jednak niewątpliwie pewną rolę odegrały tu „punkty za pochodzenie”, bo brytyjskie elity polityczne, także konserwatywne, są bardzo politycznie poprawne i nie mogą przestać bić się w piersi za to, co zrobiły niemal połowie świata przez 400 lat trwania Brytyjskiego Imperium. Wystarczy spojrzeć na składy rządów od mniej więcej Tony Blaira, aby znaleźć na tę teorię wiele dowodów.
Cechy charakterologiczne? Znana ze swojej spontaniczności i mało dyplomatycznego języka, także w wystąpieniach publicznych - co dobrze rokuje. Być może skończy z tym lewicowo-liberalnym volapukiem, nowomową, którą słychać choćby podczas cotygodniowych „śród premiera” - kiedy aktualny szef rządu odpowiada na pytania posłów - i zacznie nazywać rzeczy po imieniu? A może nawet powróci do dobrej demokratycznej zasady wiarygodności i odpowiedzialności polityków, i wiązania ich obietnic przedwyborczych z późniejszą realizacją? „Musimy stanąć w prawdzie – deklaruje dziś Badenoch – wobec faktu, że popełniliśmy wiele błędów. Ze pozwoliliśmy na załamanie się standardów. Nadszedł czas, aby stanąć w ich obronie, zresetować naszą politykę i dać naszej partii, i naszemu krajowi nowy początek.” Twierdzi, że „państwo znalazło się w głębokiej zapaści i tylko nowe, radykalne reformy mogą je naprawić”. W taki sposób w Partii Konserwatywnej nie mówił nikt od czasów Davida Camerona, który jednak okazał się zbyt spolegliwy w stosunku do lewicy i nie zrealizował swoich obietnic.
Kemi Badenoch od lat publicznie twierdzi, że jej idolem i ideałem jest Margaret Thatcher – co nie zdarzyło się w Partii Konserwatywnej od dawna, bo i David Cameron i jego następcy oraz następczynie raczej starali się swój entuzjazm do pani premier tonować. Jest w istocie pierwszym od wielu lat liderem tej partii, który powtarza: „free market and low taxes”, „wolny rynek i niskie podatki”. Jednak ta mantra brytyjskich konserwatystów dawniej szła w parze z inną, „conservative values”, „wartości konserwatywne”, ale od dekad traktowali ją po macoszemu. Wprawdzie sięgali do ekonomicznego dziedzictwa Margaret Thatcher w sferze wolnego rynku, lecz w ich polityce budżetowej coraz bardziej widoczne były elementy Trzeciej Drogi socjalisty Tony Blaira, i coraz więcej pieniędzy przeznaczali na wydatki socjalne, zwłaszcza na legalnych i nielegalnych imigrantów. A „wartości konserwatywne” powoli, niepokojąco znikały z agendy torysów – przecież to już Cameron zatwierdził ustawę o małżeństwach jednopłciowych, i do dziś – także głosami konserwatystów – aborcja jest bezpłatna i dostępna na życzenie do 6. miesiąca ciąży.
A więc neo-libertarianka, która często powtarza: „mniej pożyczać – chodzi o dług wewnętrzny – i mniej wydawać”. Jest to ważne hasło zwłaszcza dziś, kiedy labourzystowski czyli lewicowy premier Keir Starmer już zaczął rozglądać się za pieniędzmi. Właśnie zaproponował odwieszenie ulgi od podatku spadkowego dla rolników - którzy zresztą szykują się do strajku - i już majstruje przy emeryturach prywatnych. Chociaż z pewnością, jako etatysta, nie ruszy wysokich emerytur sektora państwowego. Kemi Badenoch mówi „nie” podwyższonym podatkom, ale z równą energią upomina się o wartości konserwatywne. Nie szczędzi krytyki polityce środowisk LGBT, „all these neutral bathrooms”, „wszystkich tych neutralnych pod względem płci łazienek”, w szkołach, budynkach publicznych, obecności mężczyzn – transwestytów i transseksualistów w więzieniach dla kobiet i w kobiecym sporcie. Interesujący może być także jej stosunek do multikulturalizmu. Sama słyszałam kilkakrotnie, jak wypowiadała się przeciw polityce multi-culti, „woke culture” czy „cancel culture”, pisaniu historii świata, państw i społeczeństw od nowa, nowej narracji dziejów ludzkości.
Kemi Badenoch jest jak powiew świeżego powietrza w brytyjskim establishmencie konserwatystów, zdemoralizowanym, ospałym, zalęknionym, zbyt często godzącym się na ofensywną politykę lewicy – Labour Party, Liberalnych Demokratów i Zielonych, ich mediów i organizacji pozarządowych, hojnie sponsorowanych przez Sorosa, Billa Gatesa czy Marka Zuckerberga. Już wiadomo, że „chce skończyć z topsy turvy policy”, czyli będzie próbowała „postawić państwo z powrotem z głowy na nogi”. Takie są deklaracje.
Wiadomo już, że jest konserwatystką - thatcherystką, że ceni sobie wolny rynek i ważne są dla niej wartości chrześcijańskie oraz reguły demokracji – choćby interes społeczeństwa czy odpowiedzialność polityka za swoje deklaracje wyborcze. Ale David Cameron także obiecywał, Liz Truss prezentowała się w kampanii wyborczej jako „zielona thatcherystka”, a Rishi Sunak – „odpowiedzialny, nowoczesny thatcherysta”. Pozostaje pytanie – czy Kemi Badenoch wystarczy sił i determinacji, wsparcia swojej partii, konserwatywnych mediów oraz tej części społeczeństwa, które w referendum brexitowym głosowało za kontrolą nielegalnej imigracji oraz partnerskimi układami z Unią Europejską? No i zawsze pozostaje tu faktor X, jakieś wielkie wydarzenie, sprzyjające lub nie warunki zewnętrzne, które mogą wpłynąć na wyniki jej najlepszych starań?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/712098-kemi-badenoch-reformy-czy-dalszy-ciag-chaosu