Niemiecki, renomowany think tank DGPA opublikował właśnie długi artykuł Benjamina Tallisa, będący druzgocącą krytyką niemieckiej polityki Zeitenwende i szerzej linii kanclerza Scholza w polityce zagranicznej i wewnętrznej.
Mimo, że wystąpienie to sygnowane jest nazwiskiem Tallisa, który w lipcu zakończył trwającą dwa lata współpracę z tym ośrodkiem analitycznym, to w gruncie rzeczy mamy do czynienia z raportem, który jest podsumowaniem prac dużej grupy (liczącej 50 osób) eksperckiej w imieniu której on występuje. DGPA powołał tęgrupę zaraz po pamiętnym wystąpieniu Scholza w Bundestagu wygłoszonym trzy dni po wybuchu wojny na Ukrainie, w którym zapowiedział on zwrot polityczny. Jej zadaniem miała być analiza jak w rzeczywistości przebiega zapowiedziana przez kanclerza „epokowa zmiana” w niemieckiej polityce.
Tallis przypomina, że Zeitenwende nie było wyłącznie zapowiedzią dozbrojenia i modernizacji Bundeswehry, choć w publicznej narracji ten wątek jest z pewnością dominującym, ale opierał się na 5 podstawowych filarach, które łącznie miały kształtować nową linię niemieckiej polityki zagranicznej. Było to po pierwsze wsparcie dla Ukrainy, tak aby państwo to mogło się obronić. Po drugie Scholz mówił o odejściu od polityki energetycznego uzależnienia od Rosji i zbudowania zróżnicowanego systemu dostaw przy jednoczesnym kontynuowaniu dotychczasowej polityki klimatycznej. Trzecim filarem Zeitenwende miało być przyjęcie „twardszej linii wobec Rosji i innych państw autorytarnych”. Po czwarte mowa była o wzmocnieniu, dzięki większemu zaangażowaniu Berlina, zarówno Unii Europejskiej jak i NATO i wreszcie piątym elementem, miała stać się modernizacja i dozbrojenie Bundeswehry tak aby „Niemcy były w stanie się obronić”.
Jak wygląda dorobek Scholza po dwóch i pół roku od ogłoszenia w Bundestagu zwrotu politycznego? Zanim odpowiemy na to pytanie warto jeszcze wspomnieć dlaczego Tallis pisze o odpowiedzialności kanclerza, mniej zwracając uwagę na działania szefowej niemieckiej dyplomacji. Otóż jego zdaniem od początku kierowania rządem Scholz zrobił wiele aby główne decyzje w sprawach strategicznych, w tym oczywiście dotyczące polityki zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa, jako „Chefsache” skoncentrowane zostały w urzędzie kanclerskim.
Generalna ocena polityki Zeitenwende, dokonana przez ekspertów DGAP, jest druzgocącą. Tallis pisze, że „Niemiecki zwrot (Zeitenwende) się nie powiódł”, zapowiedzi Scholza z lutego 2022 roku doprowadziły co prawda do pewnej korekty niemieckiej polityki, ale płytkiej i zdecydowanie nie ma mowy o epokowej zmianie. Berlin nie ma wielkiej strategii, jego polityka wobec Rosji jest niespójna, relacje z sojusznikami pogorszyły się a mówienie o przywódczych aspiracjach i możliwościach Niemiec są raczej przejawem myślenie życzeniowego niż opisem sytuacji rzeczywistej sytuacji w sierpniu 2024 roku.
W kwestii wsparcia wojskowego i ekonomicznego dla Ukrainy Tallis zwraca uwagę na to, że co prawda Niemcy są głównym donatorem Kijowa, ale licząc w relacji do PKB zdecydowanie odstają od państw z Europy środkowo – wschodniej, w tym od tych z którymi sąsiadują. Pomoc jest zatem znaczna ale nie odpowiadająca możliwościom gospodarki niemieckiej i co gorsze, udzielana była przez ostatnie dwa lata ze znacznym opóźnieniem. To oczywista wada niemieckiego wsparcia, jako, że czas ma w realiach wojny zasadnicze znaczenie i zbyt późno dostarczona pomoc odgrywa mniejsze znaczenie. Generalnie, charakteryzując linię polityczną Scholza w kwestii wsparcia dla Ukrainy Tallis pisze o tym, że Berlin zawsze opóźniał i utrudniał podjęcie niezbędnych decyzji, blokował i robi to nadal, zbudowanie spójnej wizji powojennego porządku, który gwarantowałby Ukrainie bezpieczeństwo. Jak zauważa „Kanclerz Scholz nigdy nie powiedział, że Ukraina powinna wygrać – i polityka jego rządu to odzwierciedla”. Brak strategii zwycięstwa w wojnie z Rosją, brak woli uprawiania polityki, co wiąże się z wyrzeczeniami, aby to zwycięstwo osiągnąć, jest w opinii ekspertów DGPA „głównym problemem” Scholza. Niemiecki kanclerz działając opieszale nie tylko nie wpłynął na przebieg wojny Ukrainy z Rosją, ale przede wszystkim wywołał frustrację wśród sojuszników, którzy uważają, że rezultat konfliktu będzie miał kluczowe, a nawet historyczne, znaczenie dla ich bezpieczeństwa. Jak skonkludował Tallis „Dla sojuszników, którzy wspierają zwycięstwo Ukrainy, ponieważ uważają je za niezbędne dla bezpieczeństwa europejskiego oraz dla stworzenia trwałego i solidnego przyszłego porządku bezpieczeństwa europejskiego (polityka Scholza – MB), podważa to to, co powinno być wspólnym celem. Podobnie jak wielu członków AGZ (Action Grup Zeitenwende – zespół powołany przez DGAP do oceny tej polityki – MB), postrzegają oni podejście Berlina jako w rzeczywistości kosztowny sposób na zmniejszenie bezpieczeństwa Europy.”
Równie negatywnie wygląda ocena polityki i strategii bezpieczeństwa energetycznego Berlina. Co prawda udało się szybko zredukować zależność od rosyjskich dostaw ale kosztem poleganiu na umowach z innymi autorytarnymi reżimami – Katarem i Azerbejdżanem. Nie zmniejsza to strukturalnej słabości, bo potencjalni rywale i tak mogą uzyskać w pewnym momencie narzędzia wpływu. Postawienie przez rząd niemiecki na odnawialne źródła energii oznacza zarówno w krótkiej jak i w dłuższej perspektywie uzależnienie do Chin, będących niemal monopolistami w zakresie dostaw paneli słonecznych czy systemów do magazynowania energii. Strategicznym błędem Scholza, jak argumentuje Tallis, było trzymanie się, w nowych realiach geostrategicznych, decyzji o rezygnacji z energetyki atomowej. Polityka energetyczna obecnego rządu jest nie tylko działaniem polegającym na zastępowaniu jednego uzależnienia innym. Towarzyszyły jej doraźne działania, w rodzaju przeznaczenia 200 mld euro na wstrzymywanie wzrosty cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych, które doprowadziły w rezultacie do pogorszenia relacji Berlina z tymi sojusznikami, którzy tak jak Francja nie mieli finansowych zasobów aby prowadzić równie szczodrą politykę.
Polityka wobec państw autorytarnych, w tym przede wszystkim Rosji, w wydaniu Scholza była w czasie, który upłynął od ogłoszenia Zeitenwende niejasna i dwuznaczna. Chodzi nie tylko o deklaracje, które padły już w czasie tego wystąpienia w Bundestagu kiedy niemiecki kanclerz stwierdził, że długofalowo „nie da zbudować się polityki bezpieczeństwa w Europie bez Rosji” ale również o szereg kroków których istotą było zawsze powstrzymanie się od definitywnego zerwania z Moskwą. Tallis pisze, że „Potępiając barbarzyńskie prowadzenie przez Rosję wojny na Ukrainie, urzędnicy Kancelarii podkreślili także znaczenie przyszłych stosunków z Rosją i wykorzystali opinie (na temat dostawy niemieckiego sprzętu – MB) Moskwy jako fałszywą wymówkę, aby nie wysyłać czołgów na Ukrainę.” Wielkim błędem było i jest nadal poddawanie się przez Berlin rosyjskiej presji nuklearnej. Warto stosowny fragment zacytować w całości, bo uczestnicy Action Grup Zeitenwende „ostro skrytykowali także wielokrotne sygnalizowanie przez przedstawicieli Kancelarii obaw, że Rosja może użyć broni nuklearnej, zauważając, że wykazali się oni brakiem zrozumienia zarówno sposobu działania polityki odstraszania NATO, jak i potrzeby sygnalizowania własnej determinacji. Powtarzając zawoalowaną krytykę ze strony przywódców sojuszniczych, eksperci AGZ podkreślili, że choć z zamierzenia (polityka ta – MB) zbudowana miała być na niechęci do ryzyka, w rzeczywistości zwiększyła ona to ryzyko, eksponując słabość i czyniąc z Niemiec cel autorytarnego przymusu.” Rozlegające się w szeregach SPD wezwania do „zamrożenia wojny” i rozpoczęcia negocjacji pokojowych jeszcze pogłębiały przekonanie i obawy sojuszników co do klarowności niemieckiej linii wobec Rosji. Jest ona obecnie postrzegana jako chwiejna, dwuznaczna i nie budząca zaufania a postawa Niemiec z pewnością nie uzasadnia tezy o pretendowaniu Berlina do roli przywódczej w Europie. Podobnie strategicznie błędną jest dotychczasowa linia Scholza wobec Chin, która sprowadza się do opóźniania niezbędnych działań w zakresie de-riskingu, pogłębiania uzależniania niemieckiej gospodarki od chińskiego rynku i tolerowania sytuacji rosnących inwestycji, mimo wezwań np. amerykańskiego sojusznika aby zrewidować tę politykę, niemieckiego przemysłu w Państwie Środka. Na poziomie deklaratywnym Scholz akcentuje potrzebę umacniania sojuszu państw Zachodu w tym siły relacji atlantyckich, jednak na poziomie realnych działań „to wielobiegunowość Scholza napędza niemiecką politykę i uniemożliwia odpowiednio zdecydowane podejście do autorytarnych zagrożeń.” Innymi słowy Berlin w praktyce realizuje politykę tak jakbyśmy odeszli już od sytuacji dominacji w świecie Zachodu i Stanów Zjednoczonych i mieliśmy do czynienia z wieloma, w tym chińskim, biegunami siły.
Ta chwiejność, niespójność i nieprzejrzystość niemieckiej polityki wpływa na pozycję Berlina w europejskich systemie sojuszniczym w tym w Unii Europejskiej. Relacje z Francją są obecnie na najniższym od lat poziomie a w przypadku Polski też nie można mówić o jakiejś istotnej poprawie. Tallis pisze:
„Choć niektórzy w Berlinie próbowali – z mieszanym sukcesem – odeprzeć krytykę poprzedniego rządu Polski jako niesprawiedliwe atakowanie Niemiec, takie argumenty nie są wiarygodne teraz, gdy władzę w Polsce przejął germanofil Donald Tusk. Uderzające było to, że Tusk upublicznił swoją niedawną, formułowaną za zamkniętymi drzwiami, krytykę podejścia Scholza zarówno do europejskiej, jak i niemieckiej obronności, a następnie podczas dwustronnego spotkania publicznie skrytykował kanclerza.”
Zamiast aktywnej polityki, budowania mostów, szukania pól porozumienia i proponowania inicjatyw zmierzających do poprawy sytuacji całej Wspólnoty, co jest warunkiem i istotą przywództwa, rząd Scholza i sam kanclerz realizowali przez ostatnie lata politykę obstrukcji i blokowania niezbędnych zmian. Najbardziej czytelnym przejawem tej postawy jest choćby sprzeciw wobec propozycji państw Europy Środkowej, w tym Polski, aby utworzyć finansowany wspólnym długiem, europejski fundusz na rzecz inwestowania w bezpieczeństwo. W efekcie, dziś, w opinii Tallisa i członków zespołu analizujących efekty polityki Zeitenwende Niemcy nie tylko nie są przywódcą kontynentu, ale postrzegani są w Unii w kategorii „hamulcowego”, państwa blokującego konieczne decyzje inwestycyjne. Skutkiem braku przekonującej strategii jest izolacja.
Ogólnie rzecz biorąc Niemcy nie wywiązują się z obiecanej przez kanclerza Scholza „szczególnej odpowiedzialności” za sukces Europy i bezpieczeństwo europejskie. Zbyt często Niemcy uzurpowały sobie prawo do przewodzenia, choć w rzeczywistości tego nie robiły, a także nie podążały za przykładem innych, którzy mają strategię adekwatną do sytuacji geopolitycznej. Podejście Berlina wykazuje znaczny stopień ciągłości, podczas gdy sytuacja na świecie i polityka europejskich sojuszników Niemiec ulegli zmianie. Zmniejsza to wpływ Niemiec, gdyż inne kraje idą do przodu bez nich, a także stawia w centrum uwagi ich własny wkład i możliwości – lub ich brak
— konkluduje Tallis tę część rozważań.
Zeitenwende na polu militarnym to także pozorowanie zmian, działania zbyt późno podjęte, realizowane bez planu i zbyt szczupłe jeśli chodzi o wielkość nakładów. Zacznijmy od tej ostatniej kwestii, bo eksperci DGAP podzielają opinię wielu niemieckich specjalistów, że absolutnie minimalny poziom nakładów to 600 mld euro, a nie zadeklarowane 100 mld. Zresztą te środki to i tak pieniądze przeznaczone na sfinansowanie decyzji o zakupach broni i uzbrojenia, które podjęte zostały przed wybuchem wojny na Ukrainie. Trudno zatem poważnie utrzymywać aby miały one realny wpływ na zdolności niemieckiej Bundeswehry. Za pozytyw Tallis i inni eksperci niemieckiego think tanku uznają podjętą przez Berlin decyzję o zwiększeniu wojskowego zaangażowania na Litwie w związku z planowaną rozbudową tam stacjonującego batalionu do wielkości brygady. Ale trzeba pamiętać, że „brygadzie brakuje czołgów, których dostawa zajmie trochę czasu i ostatecznie może stacjonować ona w Brandenburgii, a nie na Litwie, a Bundeswehrze brakuje obecnie niezbędnej logistyki, czynników umożliwiających mobilności wojskową i środków, aby brygada była skuteczna.” Mamy w tym wypadku klarowny obraz Zeitenwende – ambitnych deklaracji medialnych i realnie ograniczonych, z pewnością nie wystarczających, działań. Eksperci proponują aby Niemcy wydawały 3 do 3,5 % swego PKB na bezpieczeństwo, bo dopiero taki poziom nakładów tworzy realną perspektywę, i to nie od razu, zwiększenia możliwości Bundeswehry. Gdyby tego rodzaju propozycja została przyjęta, to w 2024 roku Berlin musiałby wydać na obronność 120 mld euro, zamiast 74 (wraz ze środkami z funduszu Zeitenwende – MB) mld które przeznaczył. Zastanawiając się czy taka zmiana pod rządami Scholza jest realna Tallis przywołuje przykład zakończonej już debaty budżetowej, dotyczącej planu wydatków w 2025 roku. Pistorius, przypomnijmy, chciał wzrostu budżetu resortu obrony o 6,5 mld euro, dostał 1,2 mld.
Eksperci DGPA piszą, że Niemcy „potrzebują realnej zmiany”, nie w stylu Zeitenwende. Jeśli Berlin chce poważnie myśleć o odgrywaniu przywódczej roli w Europie, do czego z racji wielkości swej gospodarki, położenia, potencjału demograficznego i politycznego a także zakorzenienia we instytucjach Wspólnoty, pretenduje to musi dokonać głębszej rewizji swej polityki. Będzie też musiał odejść od polityki ograniczania deficytu budżetowego i długu publicznego, która w przeszłości być może była niezbędna ale teraz nie odpowiada wyzwaniom nowych czasów. Niemcy muszą zmienić swe nieprzejrzyste, niejasne i nie budzące zaufania sojuszników stanowisko wobec Rosji i warunków zakończenia wojny na Ukrainie. Muszą wreszcie w inny, niż dotychczas sposób myśleć o zmianach w polityce energetycznej bo zastąpienie uzależnienia od Rosji wrażliwością na dostawy z Chin nie jest najlepszym rozwiązaniem. Muszą wreszcie poddać głębokiej rewizji swą politykę wobec Pekinu, choćby z tego względu, że nie da się jednocześnie realizować polityki umacniania więzi atlantyckich i rozwijania współpracy z mocarstwem, które aspiruje do rewizji dotychczasowego porządku.
Diagnoza Benjamina Tallisa i ekspertów DGAP jest w mojej opinii słuszna. W istocie Niemcy, ale w nie mniejszym stopniu nasz region Europy, potrzebują głębokiej rewizji linii politycznej Berlina. Zeitenwende po 18 miesiącach od ogłoszenia okazało się bardziej operacją z zakresu PR niż owocowało wymiernymi zmianami. Pytaniem zasadniczym jest to czy niemiecka klasa polityczna a także wyborcy są zdolni do tego rodzaju głębokiego zwrotu. Mam co do tego poważne wątpliwości, zresztą pierwszą cząstkową odpowiedź na tak sformułowane pytanie dostaniemy już w poniedziałek kiedy wiadomo będzie jakim wynikiem zakończyły się wybory do landtagów w Saksonii i Turyngii. Jeśli okaże się, że Niemcy tylko deklaratywnie są skłonni przewodzić Europie ale realnie niewiele robią, to co wówczas? Warto szukać odpowiedzi na to pytanie bo charakter polityki naszego zachodniego sąsiada ma i będzie miał głęboki wpływ na nasze bezpieczeństwo. Dotychczasowa strategia głównych polskich sił politycznych w tym zakresie wydaje się zawodzić. PiS koncentrował się na presji sygnalizując amerykańskiemu sojusznikowi gotowość przejęcia części niemieckich obowiązków. Koalicja Obywatelska obrała drogę perswazji, licząc, że przyjazne, czyli miękkie, apelowanie do poczucia wspólnoty spowoduje korzystne zmiany w Berlinie. Żadna z tych linii nie okazała się skuteczną o czym świadczy fiasko wizyty Scholza w Warszawie, będące tego konsekwencją zaostrzenie wypowiedzi przedstawicieli obecnego rządu pod adresem Niemiec i niezaproszenie niemieckiego kanclerza na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej. Ani rządzący, ani opozycja nie wiedzą jaką politykę realizować wobec Berlina, jeśli nie nastąpi rzeczywisty zwrot Zeitenwende. Od tego pytania nie uciekniemy, warto się zacząć zastanawiać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/704323-fiasko-zeitenwende-co-dalej