W toku wczorajszej konferencji prasowej prezydent Ukrainy powiedział, że we wrześniu przedstawi prezydentowi Bidenowi, a także dwóm kandydatom na ten urząd, który zmierzą się w listopadowych wyborach „ukraiński plan zwycięstwa”.
W jego opinii wojna skończy się rozmowami pokojowymi, a to oznacza, że teraz należy koncentrować się na poprawieniu pozycji negocjacyjnej Kijowa. Powiedział też, co nie jest żadnym zaskoczeniem, że „operacja kurska” jest częścią tego planu, ale nie ogranicza się on tylko do tego wymiaru, jako, że musi zostać uzupełniony o nacisk ekonomiczny i dyplomatyczny. Zełenski dodał też, że przedstawi ukraiński plan zwycięstwa obecnemu i przyszłemu kierownictwu państwa amerykańskiego bo „od ich decyzji zależy jego skuteczność”. A zatem, co znów nie jest niczym nadzwyczajnym, Kijów chce wywrzeć presję zarówno na Rosję aby „przymusić ją” do rozmów pokojowych jak i na sojuszników, przede wszystkim Stany Zjednoczone, bez których (chodzi o dostawy sprzętu, amunicji i zgodę na ich użycie) trudno myśleć o sukcesie.
Deklaracje Zełenskiego
Te deklaracje Zełenskiego skłaniają do zastanowienia się jak wygląda ukraiński plan na 2025 rok, kiedy wojna wejdzie najprawdopodobniej w swą decydującą fazę. Nie przesądzając czy działania Kijowa okażą się skuteczne, bo tego na 100 proc. dzisiaj nikt nie wie, postarajmy się zrekonstruować główne elementy tego planu.
Zacznijmy od informacji na temat nowych konstrukcji ukraińskich. Występując publicznie w czasie Święta Niepodległości prezydent Zełenski poinformował o pierwszym przypadku użycia przez siły ukraińskie Palianicy czyli rakiety – drona, rodzimej konstrukcji. Minister Aleksandr Kamyszin, odpowiadający za sektor zbrojeniowy napisał, że:
Dziś po raz pierwszy pomyślnie użyto rakiety dronowej Palianica, która trafiła w obiekt wojskowy wroga na czasowo okupowanym terytorium. Jest to dron – i jest to pocisk, ponieważ zgodnie z jego właściwościami taktycznymi i technicznymi produkt mieści się w obu definicjach.
Pojawił się też pierwsze nagrania wideo nowej konstrukcji. Ujawnił on przy tym, że koszt budowy jednej sztuki tego drona – rakiety wynosi milion dolarów co powoduje, że siły ukraińskie mają już broń która jest wielokrotnie tańsza niż dostarczane przez Zachód systemy rakietowe. Kamyszin w rozmowie z mediami, co samo w sobie jest ciekawą informacją przyznał, że w tym roku głównymi dostawcami dronów dla ukraińskich sił zbrojnych stały się prywatne firmy, które „niewiarygodnie szybko” zwiększają swoje zdolności produkcyjne jak również opracowują nowatorskie rozwiązania. Już niedługo, jak deklarował „będziemy w stanie zaatakować Rosjan tam gdzie się nie spodziewają”, co zapewne, spowoduje jeśli takie uderzenie nastąpi i okaże się skuteczne, wzrost pewności siebie, również politycznej, Kijowa. Z kolei Anatolij Chrapcziński, ekspert lotniczy w rozmowie z portalem NV zwrócił uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze Palianica jest tanią konstrukcją rodzimą, dzięki której strona ukraińska będzie mogła zwiększyć promień ataków do nawet 1000 km, po drugie przemieszcza się ona znacznie szybciej niż tradycyjne drony co oznacza, że znacznie trudniej ją przechwytywać. Ukraina, w opinii eksperta „poszła w ślady Izraela” państwa które na początku swego istnienia nie mogło liczyć na znaczącą pomoc Zachodu musiało zatem skoncentrować się na budowie broni taniej, skutecznej i mającej odpowiednia moc, którą mogło też bez oglądania się na innych używać. W tym kontekście ciekawa jest niedawna wypowiedź ministra obrony Rustema Umarowa, który powiedział, że tylko w tym roku Ukraina zainwestowała 7 mld dolarów we własny przemysł obronny, co oznacza, że już zapewne niedługo można spodziewać się wymiernych efektów tych nakładów. Pierwsze zapowiedzi już mamy, bo Zełenski wspomniał na konferencji prasowej o opracowaniu przez ukraińskich konstruktorów prototypu rakiety balistycznej oraz przeprowadzeniu pierwszych jej testów bojowych, które zakończyć miały się powodzeniem. To oczywiście nie oznacza, że już w najbliższych dniach strona ukraińska będzie na masowa skalę atakować przy użyciu tego rodzaju konstrukcji, ale jak trzeźwo zauważyły rosyjskie media jest tylko kwestią czasu kiedy większa ich liczba pojawi się w użyciu, tym bardziej, że za czasów ZSRR Ukraina była znaczącym producentem systemów rakietowych.
Strona ukraińska zaczęła już używać myśliwce F-16, które otrzymała od Danii i Holandii a niedługo kolejną ich partę ma dostać od Norwegii. Pojawiły się tez intrygujące informacje na temat oficjalnych próśb kierowanych do Warszawy w sprawie sprzedaży pozostałych na naszym wyposażeniu MiG-ów. To też jest tylko kwestią czasu, i zapewne nie długich miesięcy ale raczej tygodni, skoro pierwsze amerykańskie F-35 zaczęły już służbę w naszym lotnictwie.
Jak informuje Forbes Ukraina zaczęła też formowanie i szkolenie 10 nowych brygad sił lądowych. Mają to być cztery brygady zmechanizowane, pięć piechoty i jedna brygada jaegrów, która jest formacją mieszaną dysponującą transportem zarówno w postaci BWP-ów jak i ciężarówek. Pierwsza z tych brygad trenowana jest, jak ustalili dziennikarze, na polskich poligonach, ale Kijów chce, o czym pisze portal politico aby ich oddziały były szkolone przez zachodnich instruktorów na miejscu albo blisko, czyli w grę wchodzą też przede wszystkim polskie poligony. W Unii Europejskiej trwa na ten temat dyskusja, Francuzi, Polacy i Bałtowie są za, Niemcy jak zwykle obawiają się, że tego rodzaju posunięcie może spowodować odwet ze strony Rosjan i eskalację wojny. Dyskusja jeszcze trwa, ale już sam fakt, że ma ona miejsce pozwala nam zrozumieć logikę działania Kijowa. Otóż strona ukraińska wykorzystuje operację kurską w charakterze argumentu na rzecz tezy mającej świadczyć o tym, że rosyjska odpowiedź eskalacyjna nie nastąpi, albo jej skala ze względu na kurczące się możliwości jest mniej potencjalnie groźna niż się to sojusznikom z Zachodu wydaje. Jest to innymi słowy strategia polegające na celowym przekraczaniu kolejnych granic, przenoszeniu wojny do Rosji i argumentowaniu, na użytek sojuszników, iż ich obawy są nieuzasadnione. Kijów prowadzi zatem świadomą grę eskalacyjną. Dużo ryzykując ale odzyskując inicjatywę.
Sukces pozwoli albo uzyskać zgodę Stanów Zjednoczonych na atakowanie rosyjskich celów położonych głębiej za linią frontu, albo skłonić do podobnego charakteru posunięć państwa opowiadające się za bardziej asertywną polityką. (Jednym z nich mogłoby być np. wysłanie NATO-wskich instruktorów wojskowych na Ukrainę). Jeśli tego rodzaju zmiana w postawie sojuszników nastąpi to z kolei pomoże to Kijowowi przekonać Moskwę, że każda eskalacja z ich strony lub wymierne zdobycze terytorialne raczej oznaczać będą zaangażowanie się NATO, albo niektórych państw członkowskich Paktu w wojnę, niż porzucenie strategiczne i zgodę na zwycięstwo Rosji.
Ryzykowna strategia
Ta strategia jest bardzo ryzykowana, ale nie wydaje się aby Zełenski z niej chciał zrezygnować. W ukraińskich mediach pojawiły się też informacje, że to Prezydent miał nalegać na Syrskiego aby ten opracował bardziej agresywny model działania. To zaś oznacza, moim zdaniem, że siły ukraińskie nie ograniczą się wyłącznie do obwodu kurskiego. Wczorajsza próba włamania się do obwodu biełgorodskiego i wcześniejsza, sprzed kilkunastu dni, do obwodu briańskiego oznacza, że strona ukraińska będzie świadomie dążyła do rozszerzenie liczby atakowanych celów na terenie Federacji Rosyjskiej. Bardzo interesujące jest w tym kontekście niedawne oświadczenie ukraińskiego MSZ-u, który przestrzegł Białoruś przed koncentrowaniem sił, w tym byłych Wagnerowców, w rejonie nadgranicznym, w okolicach Homla. Problem polega w tym wypadku na tym, że zdaniem wielu ekspertów, w tym wypowiadających się w mediach przedstawicieli ukraińskich służb obrony granicy obecnie nie ma zagrożenie dla Ukrainy ze strony Białorusi. Siły oddalone są od granicy o kilkadziesiąt kilometrów a ich potencjał z pewnością jest niewystarczający aby przeprowadzić jakąkolwiek operację zaczepną. Dlaczego zatem ukraiński MSZ wydał w niedzielę wieczorem oświadczenie które zakończył słowami „Przestrzegamy, że w przypadku naruszenia przez Białoruś granicy państwowej Ukrainy państwo nasze podejmie wszelkie niezbędne kroki w celu realizacji prawa do samoobrony zagwarantowanego Kartą Narodów Zjednoczonych. Jednocześnie wszelkie koncentracje wojsk, obiekty wojskowe i szlaki zaopatrzenia na terytorium Białorusi będą legalnymi celami Sił Zbrojnych Ukrainy” ? Zaryzykuję tezę, że jednym z rozważanych przez Kijów celów kolejnego ataku są właśnie obiekty wojskowe na Białorusi, która w świetle prawa międzynarodowego jest wraz z Federacją Rosyjską, agresorem.
Wydaje się, że Zełenski rozpoczął grę eskalacyjną z Rosją, w której też siłą rzeczy uczestniczą ukraińscy sojusznicy, lub są przez Kijów do tej gry wciągani. Jeśli Moskale nie będą w stanie nic zrobić, albo się nie zdecydują na przeskoczenie kilku szczebli na drabinie eskalacyjnej to Zełenski będzie mógł, zgodnie z prawdą, argumentować, że zaostrzenie konfliktu nie nastąpi co może wpłynąć na zmianę decyzji w sprawie atakowania rosyjskich celów za linią frontu. Jeśli zaś Rosjanie zdecydują się na eskalację, np. ogłaszając kolejna mobilizację, to wówczas na agendzie stanie oczywista w nowej sytuacji kwestia zwiększenia wsparcia dla Ukrainy. Takie rozmowy już mają miejsce, o czym zresztą donoszą amerykańskie media. W tym tygodniu w Waszyngtonie będzie mister Umerow i szef kancelarii Zełenskiego Yermak i mają oni przedstawić Amerykanom, a precyzyjnie rzecz ujmując administracji Bidena, konkretną listę celów, które strona ukraińska chciałaby zaatakować przy użyciu amerykańskich ATACMS. To bardzo ciekawe zagranie, bo nawet jeśliby Ukrainie udało się uzyskać zgodę na uderzenie na kilka, czy kilkadziesiąt celów na rosyjskich tyłach, to zniknęłaby polityczna blokada uniemożliwiająca do tej pory wyrażenie przez Londyn i Paryż podobnego rodzaju przyzwoleń. Jak ujawnił dziennik [The Telegraph] (https://www.telegraph.co.uk/news/2024/08/27/uk-backs-ukraine-use-storm-shadow-missiles-russia/) Londyn jest gotów zgodzić się na atakowanie rakietami Storm Shadow celów położonych na rosyjskich tyłach, ale nie zrobi tego z dwóch względów – formalnych, bo w ich systemach naprowadzania wykorzystywane są amerykańskie programy i przede wszystkim politycznych. Nie chodzi w tym wypadku o to, że rząd Labour jest bardziej spolegliwy wobec bratnich partii socjalistycznych, czy to w Niemczech czy w USA, ale o negatywne doświadczenia z początku tego roku.
Wybór Sekretarza Generalnego NATO
Twardy sprzeciw Waszyngtonu wobec kandydatury Bena Wallace’a, który miał duże szanse na objęcie funkcji nowego Sekretarza Generalnego NATO, miał być wywołany próbą wywarcia presji przez Londyn właśnie w kwestii zgód na dostawy rakiet dalekiego zasięgu. Ale teraz, gdyby Biden zaakceptował nawet ograniczoną liczbę celów, które można byłoby atakować przy użyciu amerykańskich systemów, to te przeszkody zniknęłyby. Przy okazji możemy obserwować ciekawą grę informacyjną na zapleczu amerykańskiej polityki. I tak Wall Street Journal informuje, że zdaniem CIA Rosjanie przesunęli 90 % swego potencjału wojskowego poza obszar będący w zasięgu amerykańskich rakiet ATACMS, co w sposób oczywisty można zinterpretować jako argument przeciw wydaniu przez Waszyngton stosownych zgód. Tymczasem analitycy Institute for a Study of War, który jest placówką OSINT są przekonani, że z niemal 250 celów, które można zniszczyć przy użyciu amerykańskich rakiet Moskale ewakuowali dopiero 16. Instytut sporządził nawet interaktywną mapę na której umieścił i opisał wszystkie obiekty o znaczeniu wojskowym będące w zasięgu.
Intencje strony ukraińskiej i w tym wypadku są czytelne. Otóż obok „gry w eskalację” Kijów chciałby uczynić z pasa ziem Federacji o szerokości ok. 300 km „szarą strefę”, obszar na którym mogą toczyć się walki, który jest regularnie atakowany i w związku z tym zdestabilizowany.
Zełenski mówił też o presji ekonomicznej jako o jednym z elementów strategii zwycięstwa w wojnie. Tego rodzaju polityka obejmować ma zarówno całkowitą blokadę tranzytu rosyjskiego gazu ziemnego, bo Kijów już zapowiedział, że nie przedłuży stosownej umowy której obowiązywanie kończy się 1 stycznia. Ale kolejnym elementem tej strategii będzie zapewne atakowanie przez siły ukraińskie rosyjskich celów w rodzaju instalacji do przerobu i eksportu ropy naftowej. Nie zdziwiłbym się, gdyby ukraińskie siły operacji specjalnych podjęły kolejna próbę zniszczenia mostu kerczeńskiego a także zablokowały, lub przynajmniej bardzo utrudniły rosyjski handel czarnomorski.
„Pokazać Putinowi”
Strategia ta ma najprawdopodobniej pokazać Putinowi, że kontynuowanie presji w Donbasie, po to aby „wyzwolić” obwód w jego administracyjnych granicach będzie okupione poważnymi kosztami na innych kierunkach, a nawet może doprowadzić do destabilizacji całego pasa Federacji Rosyjskiej wzdłuż granicy z Ukrainą. Tylko w obwodzie kurskim ewakuowano do tej pory ok. 130 tys. ludzi, gdyby rozszerzyć obszar działań do pasa o głębokości 300 km, to mowa już jest o milionach. To z kolei może uruchomić rozważania, w rosyjskiej elicie władzy, czy rzeczywiście czas pracuje na korzyść Kremla. Jeśli w Moskwie zapanowałoby zwątpienie, to wówczas już tylko kwestią czasu byłoby wznowienie zawieszonych, ale nie zerwanych, rozmów w Katarze. W świetle dostępnych informacji obejmowały one trzy kwestie – wymianę jeńców, bezpieczeństwo energetyczne i żywnościowe. Pośredniczący w rozmowach przedstawiciele tego arabskiego emiratu uważali, że porozumienie w tych trzech kwestiach uruchomi proces kolejnych negocjacji, których przedmiotem może być zawieszenie broni. Nawet jeśli uznamy, że prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest mało realne, to Ukraina nie ma i tak nic do stracenia. Dlatego ryzykuje zmieniając swą dotychczasowa strategię wojny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/703969-ukrainska-gra-eskalacyjna