Kultura masowa w Rosji staje się coraz bardziej zmilitaryzowana. Jej twórcy, hojnie dotowani przez państwo, starają się zinterpretować na nowo doświadczenie wojenne, odwołując się do kanonów etyki i estetyki – w kategoriach dobra i piękna. Wojna jest więc w modzie. Trwa heroizacja czynu zbrojnego, wielka kreacja rosyjskich żołnierzy na bohaterów wyobraźni zbiorowej. W społeczeństwie zanika czytelny dotąd podział na wojskowych i cywilów. Dziś każdy jest na wojnie. Dziś każdy ma swój odcinek frontu. Coraz większą popularnością cieszą się zawody strzeleckie, kursy przetrwania czy skoki spadochronowe. Na ulicach mężczyźni noszą kurtki kamuflażowe, rękawice taktyczne i ochronne nakolanniki. W wielu miastach powstają rekonstrukcyjne grupy historyczne i paramilitarne oddziały deklarujące lojalność wobec władz. Do systemu oświaty powraca edukacja militarna. Kult wojny panuje nawet w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, dla której zbrojna napaść na Ukrainę to „święta wojna” między dobrem a złem, zaś polegli nad Dnieprem agresorzy to męczennicy naśladujący Chrystusa.
„Nie ma innego wyjścia niż wojna”
Powstała nowa subkultura wojenna, symbolizowana przez charakterystyczną półswastykę w kształcie „Z”. W związku z tym funkcjonują Z-poeci, Z-muzycy, Z-blogerzy. Do języka potocznego wszedł nawet nowy czasownik „zigować” oznaczający aktywność na rzecz „specjalnej operacji wojskowej”. Zigersi przedstawiają obecną agresję na Ukrainę jako ciąg dalszy chwały rosyjskiego oręża – po zrzuceniu jarzma tatarskiego, zjednoczeniu ziem ruskich, kampanii antynapoleońskiej, Świętym Przymierzu i sowieckiej walce o pokój, a przede wszystkim po Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, która stała się archetypem doświadczenia militarnego i mitem założycielskim współczesnej Rosji.
Oczywiście militaryzacja kultury masowej stymulowana jest przez rządową administrację i kremlowską propagandę, ale jej znaczenie wykracza daleko poza polityczną użyteczność dla obecnych władz. Wojna staje się sposobem konsolidacji i formą istnienia narodu rosyjskiego. Po dekadach pustki ideowej postkomunizmu pozwala odkryć i na nowo zdefiniować zamazaną tożsamość narodową, odwołując się do długiego ciągu bohaterów – od Aleksandra Newskiego po Józefa Stalina. Dewiza „Nigdy więcej wojny” zastąpiona zostaje hasłem „Nie ma innego wyjścia niż wojna”.
Pogoda dla „pasjonariuszy”
Przed pełnoskalową agresją na Ukrainę niektórzy eksperci na Zachodzie prognozowali, że Putin nie zdecyduje się zaatakować, ponieważ Rosja przeżywa kryzys demograficzny, a konflikty zbrojne wybuchają głównie tam, gdzie jest zbyt wielu mężczyzn w wieku poborowym, dla których nie ma zajęcia, jak np. w krajach azjatyckich czy afrykańskich. W Rosji – przekonywali owi specjaliści – dominuje model rodziny 2+1, więc rodzice nie zgodzą się wysyłać na front jedynaków. Wystarczy, że zginie tysiąc synów, a pod bramami Kremla masowo zgromadzą się matki, protestując przeciw hekatombie i wymuszając pokój, tak jak było w czasie pierwszej wojny czeczeńskiej za rządów Jelcyna.
Wspomniane prognozy nie sprawdziły się. Dziś poległych i ciężko rannych liczy się w setkach tysięcy, a zrozpaczonych matek pod murami Kremla nie widać. Różnica między rządami Jelcyna i Putina jest kolosalna. Wtedy nie było takiego terroru i propagandy jak dziś. Terror zastrasza, a propaganda ogłupia. Dlatego obecnie nie ma masowych protestów.
Większość obywateli Rosji pozostaje bierna, nie angażując się w żadne ruchy – ani na rzecz wojny, ani przeciwko niej – a pragnąc jedynie spokoju, konsumpcji i rozrywki. Tacy ludzie jednak, choć może być ich masa, nigdy nie decydowali o niczym. Przekaz militarny trafia najmocniej do ludzi, których Lew Gumilow nazywał „pasjonarnymi”. „Pasjonariusz” (nie mylić z „pasjonatem”) to, według definicji samego Gumilowa, człowiek ogarnięty pragnieniem działania za wszelką cenę, nierzadko w iluzorycznym celu, dla którego jest w stanie poświęcić wszystko, nie tylko własne życie, lecz także życie i szczęście najbliższych. Takich „pasjonariuszy” w Rosji nie brakuje.
Trzydziestu do trzech
Ilja Jaszyn, rosyjski opozycjonista i więzień polityczny, wypuszczony niedawno na wolność w ramach wymiany więźniów między Moskwą a Zachodem, opowiadał, że w trakcie odsiadywania wyroku był świadkiem werbowania skazanych przestępców na wojnę na Ukrainie. Próbował przekonywać swoich towarzyszy z kolonii karnej, by nie korzystali z proponowanej im oferty. Zdecydowana większość zgadzała się z nim, że jeśli podpiszą kontrakt, to zostaną potraktowani jak mięso armatnie, rzuceni na pierwszą linię frontu i najprawdopodobniej nie wrócą już stamtąd żywi. Mimo to Jaszynowi udało się przekonać zaledwie trzech współwięźniów – pozostałych trzydziestu wybrało wcielenie do armii i wrzucenie do „miasorubki” (maszynki do mielenia mięsa).
Rosjanie mają powiedzenie „na miru i smiert’ krasna”, co oznacza, że nie strasznie jest umierać, jeśli dzieje się to nie w pojedynkę, ale wspólnie z innymi. Osób tak myślących jest w Rosji wiele, a militaryzacja kultury masowej dąży do tego, by było ich jeszcze więcej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/703053-militaryzacja-kultury-masowej-w-rosji