Przyzwyczailiśmy się do tego, że na Zachodzie sprzeciw wobec polityki imigracyjnej pochodzi głównie ze środowisk prawicowych. W tym kontekście warto zapoznać się z głosem jednego największych autorytetów francuskiej lewicy, który przez kilka dekad ostrzegał swych rodaków przed zgubnymi skutkami takiego podejścia. Był to ceniony pisarz i publicysta, założyciel opiniotwórczego tygodnika „Le Nouvel Observateur” Jean Daniel, który zmarł w roku 2020, dożywając 100 lat.
Był postacią niezwykle barwną. W czasie II wojny światowej działał w ruchu oporu, walcząc przeciwko Niemcom. W 1946 roku, mając zaledwie 26 lat, już pisał przemówienia dla ówczesnego premiera Francji Félixa Gouina. Rok później założył czasopismo „Caliban”, gromadząc wokół siebie grupę znanych francuskich pisarzy. Zaprzyjaźnił się wówczas z Albertem Camusem, który został jego protektorem. Potem pracował jako korespondent podczas wojny algierskiej. Dużym echem odbił się jego wywiad z Johnem F. Kennedy’m przeprowadzony dla tygodnika „L’Express” w październiku 1963 roku. Miesiąc później o zamachu na prezydenta USA dowiedział się w Hawanie, gdy robił kolejny wywiad, tym razem z Fidelem Castro. W 1964 roku założył wspomniany już „Le Nouvel Observateur”, z którym był związany do roku 1985, pisując tam co tydzień artykuły wstępne.
Szczera rozmowa z algierskimi przyjaciółmi
Jean Daniel był wielkim znawcą nacjonalizmu arabskiego i politycznego islamu, co wynikało w dużej mierze z faktu, że urodził się w Algierii. Dorastał co prawda we francuskiej rodzinie pochodzenia żydowskiego, ale przyjaźnił się z wieloma Arabami, w tym przywódcami algierskiego ruchu niepodległościowego. Jako korespondent wojenny stanowczo potępiał tortury stosowane przez armię francuską wobec miejscowych bojowników.
W 1960 roku, dwa lata przed proklamowaniem niepodległości Algierii, rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi – przywódcami Frontu Wyzwolenia Narodowego: Alim Boumendjelem i Mohammedem Seddikiem Benyahią. Zapytał ich:
Czy wierzycie, że mając za sobą tych wszystkich fanatyków religijnych, w niepodległej Algierii będzie przyszłość dla nie-Algierczyków, nie-muzułmanów, chrześcijan i Żydów?
Boumendjel zwrócił się wówczas do Benyahii:
Nie wolno ci okłamywać Jeana. Przez półtora wieku wahadło przechyliło się tak daleko w jedną stronę, negując muzułmańską tożsamość, arabskość i islam, że zemsta będzie długa, brutalna i wykluczy jakąkolwiek przyszłość dla nie-muzułmanów.
Następnie Boumendjel dodał:
Jean, mój lud to naród niewykształconych chłopów, dla których rzeczywistością polityczną jest islam. Chce, by upokorzone i zdekolonizowane społeczeństwo dało islamowi należne mu miejsce.
Szczere wypowiedzi algierskich przyjaciół odarły go ze złudzeń, sprawiając zarazem gorycz. Znacznie bardziej jednak wzburzony był głosami swych francuskich rodaków, takich jak Frantz Fanon, Jean-Paul Sartre czy Michel Foucault, którzy usprawiedliwiali, a nawet pochwalali zbrodnie dokonywane na Europejczykach w ramach zemsty przez antykolonialnych bojowników.
Daremne rozmowy z prezydentami Francji
W odróżnieniu od wielu francuskich lewicowców nie dręczyły go wyrzuty sumienia wobec świata arabsko-muzułmańskiego. Nie uległ też iluzji, że imigranci z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu zastąpią europejski proletariat jako rewolucyjna masa. Podobnie jak Claude Lévi-Strauss i Régis Debray bronił sensu granic, ostrzegając, że niekontrolowany napływ imigrantów stanowi zagrożenie dla spójności społecznej i tożsamości kulturowej Francji. Dlatego sprzeciwiał się nielegalnej imigracji oraz domagał się świadomego sterowania przez państwo legalną imigracją. Jako przykład udanej integracji podawał Milana Kunderę, który powiedział kiedyś: „Nie przyjechałem do Francji po to, by uczyć się czeskiego”. Przypominał też słowa króla Maroka Hassana II, który w styczniu 1982 roku przestrzegał Françoisa Mitterranda:
Łączenie rodzin to fatalny błąd. Nie będziecie w stanie niczego kontrolować, to doprowadzi do powstania gett.
Mitterrand zignorował jednak to ostrzeżenie.
Jean Daniel wspominał, że nie rozumieli tego problemu aż trzej prezydenci Francji, z którymi osobiście rozmawiał na ten temat. Pierwszym z nich był Valéry Giscard d’Estaing, który jeszcze w latach siedemdziesiątych zainicjował proces masowej migracji przybyszów z Maghrebu. „Słuchał mnie z rozbawieniem, światowym i powierzchownym zainteresowaniem”, wspominał po latach redaktor „Le Nouvel Observateur”. Podobnie odporny na argumenty okazał się Jacques Chirac, który wydawał się nic nie rozumieć z tego, co mówił mu Daniel. Najbardziej skłonny do słuchania był Mitterrand, z którym publicysta odbył dwie rozmowy na ten temat. Prezydent powiedział, że uruchomionego procesu nie da się cofnąć, bo sprawy zaszły za daleko, ale integracja się powiedzie, ponieważ Francja ma wielką cywilizacyjną siłę przyciągania. Gdy Daniel zauważył, że już niedługo dzwonnica na plakacie wyborczym socjalistów zostanie otoczona minaretami, Mitterrand żachnął się tylko: „Mówisz jak Le Pen”. Wówczas dziennikarz ostrzegł go, że jeśli dalej tak pójdzie, to Le Pen zbuduje swój program właśnie na błędach popełnionych przez lewicę w polityce imigracyjnej. Czas przyznał mu rację. Dziś nie ma już we Francji takiej lewicy, jaką reprezentował Jean Daniel, który na stare lata potrafił wyznać: „Jestem chrześcijaninem – przez osmozę”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/701179-lewicowy-publicysta-ostrzegal-przed-niekontrolowana-migracja