Ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu zasługuje na uwagę głównie jako wyraz nowej drobnomieszczańskiej moralności z charakterystycznymi dla niej siermiężnymi szablonami, skostniałymi sztampami i przaśną kiczowatością. Oglądaliśmy więc kolejny schematyczny spektakl z tymi samymi oklepanymi do znudzenia scenami, zgranymi chwytami i przetartymi jak stare kalesony stereotypami.
Twórca widowiska to jeden z setek identycznych, jakby sklonowanych w tej samej chińskiej montowni reżyserów, powtarzających po raz tysięczny ten sam zestaw szablonowych wzorców, święcie przekonany, że jest pierwszy, jedyny i niepowtarzalny. Od dziesiątków lat widzimy zatem ten sam korowód: mężczyźni w koronkach, baby z brodą i wmawianie publiczności, że ta cała przesiąknięta naftaliną konfekcja teatralna…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/700581-paryski-pazdzierz-czyli-spektakl-dla-filistra