Stany Zjednoczone są najbardziej religijnym krajem cywilizacji zachodniej, nic więc dziwnego, że niedawny zamach na Donalda Trumpa doczekał się tam wielu interpretacji religijnych. Sam zainteresowany, który cudem uniknął śmierci, oświadczył zresztą, że swe ocalenie zawdzięcza jedynie łasce Boga Wszechmogącego. Podobnie, według sondażu zleconego przez agencję Reuters, uważa 65 proc. wyborców Partii Republikańskiej.
Część komentatorów zwraca uwagę, że co prawda Trump ocalał, ale zginął niewinny człowiek. Wiele chrześcijańskich portali poświęca dużo miejsca przedstawieniu sylwetki 50-letniego strażaka Coreya Comperatore’a, który oddał życie, zasłaniając swym ciałem przed kulami żonę i córkę. Jego córka Allyson napisała, że miała „najlepszego ojca, jakiego dziewczyna może sobie wymarzyć”. Opisała go jako „męża Bożego”, który „głęboko kochał Jezusa”.
Wdowa po strażaku, Helen Comperatores, powiedziała, że odebrała osobisty telefon od prezydenta Joe Bidena, który chciał jej złożyć kondolencje z powodu śmierci męża, jednak odrzuciła połączenie, ponieważ nie chciała z nim rozmawiać.
Fatimska rocznica
Publicyści katoliccy zwracają uwagę, że zamach miał miejsce 13 lipca, a więc dokładnie w rocznicę trzeciego objawienia fatimskiego, podczas którego Maryja przekazała dzieciom trzy tajemnice, w tym wizję piekła oraz przyszłości świata i Kościoła. Jeden z internautów zrekonstruował trasę pocisku wystrzelonego w kandydata republikanów. Okazuje się, że dokładnie na prostej w linii strzału za plecami Trumpa znajduje się kaplica Matki Bożej Fatimskiej.
Niektórzy katolicy przypominają, że zamach na Jana Pawła II, do którego doszło 13 maja 1981 roku (a więc w rocznicę pierwszego objawienia fatimskiego), spowodował, iż papież przejął się przesłaniem z Fatimy, na które postanowił osobiście odpowiedzieć. W związku z tym mają oni nadzieję, że analogicznie Donald Trump zainteresuje się owym orędziem, a może nawet w duchu chrześcijańskim przewartościuje swoje życie.
Inni komentatorzy przypomnieli z kolei nagranie Eddiego Calvo, gubernatora wyspy Guam, który w czerwcu 2018 roku dziękował publicznie Matce Bożej Fatimskiej i ówczesnemu prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi. Na nagraniu polityk przyznał, że 165 tysięcy mieszkańców wyspy odetchnęło z ulgą po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy, czyli od czasu, kiedy przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un zapowiedział nuklearną zagładę Guamu. Wkrótce po tych groźbach Trump udał się na Półwysep Koreański, gdzie podpisał z komunistycznym satrapą porozumienie, oddalające widmo wojny. Jak ujawnił gubernator wyspy, podróżująca po świecie figura Matki Bożej Fatimskiej przybyła do jego domu dokładnie piętnaście minut po podpisaniu przez Trumpa porozumienia z Kimem. „Nie wierzę w przypadki”, skomentował Calvo. Później wręczył prezydentowi USA szkaplerz i opowiedział mu o objawieniach fatimskich.
Modlitwa o ochronę
Media chrześcijańskie w USA donoszą też, że kilka minut przed nieudanym zamachem w Pensylwanii, na prośbę sztabu wyborczego republikanów, w pobliżu sceny odbyła się modlitwa poprowadzona przez ks. Jasona Charrona z Kościoła katolickiego obrządku bizantyjsko-ukraińskiego. Wspomniany kapłan powiedział zgromadzonym, że muszą się modlić za Trumpa, „ponieważ są ludzie, którzy chcą go zabić”. Kilka minut później padły strzały.
Jeszcze wcześniej, według innych doniesień medialnych, odbyła się modlitwa za Trumpa, podczas której pastor Mark Burns zacytował następujący fragment z Księgi Izajasza (54,17):
Wszelka broń ukuta na ciebie będzie bezskuteczna. Potępisz wszelki język, który się zmierzy z tobą w sądzie. Takie będzie dziedzictwo sług Pana i nagroda ich słuszna ode Mnie – wyrocznia Pana.
W amerykańskich mediach społecznościowych wielką popularnością cieszy się też nagranie wypowiedzi pastora Branda Biggsa, który opowiada o zamachu na Donalda Trumpa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nagranie zamieszczone na YouTubie pochodzi z 8 kwietnia 2024 roku, a pastor opowiada o swojej wizji, którą miał w marcu, a więc miesiąc wcześniej:
Widziałem zamach na jego życie. Ta kula przeleciała obok jego ucha i zbliżyła się tak blisko głowy, że pękła mu błona bębenkowa. W tym czasie upadł na kolana i zaczął oddawać cześć Panu.
Sam Trump, wspominając ten moment podczas narodowej konwencji Partii Republikańskiej w Milwaukee, mówił:
Krew płynęła wszędzie, a mimo to w pewnym sensie czułem się bardzo bezpiecznie, bo miałem Boga po swojej stronie.
Nowy król Cyrus
Czwarty dzień wspomnianej konwencji rozpoczął się od nietypowego wydarzenia, a mianowicie od modlitwy do Świętego Michała Archanioła o pomoc w walce z szatanem. Rzeczywiście, takie nadprzyrodzone wsparcie wydaje się bardzo potrzebne, ponieważ w Milwaukee doszło do wydarzenia, które mocno zaniepokoiło środowiska pro life w Ameryce. Otóż począwszy od roku 1984 Partia Republikańska każdorazowo odnawiała swój program dotyczący żądania zakazu aborcji w skali całego kraju. W tym roku po raz pierwszy od czterdziestu lat nie pojawiła się jednak wzmianka o zastosowaniu czternastej poprawki do konstytucji w odniesieniu do dzieci nienarodzonych. Co więcej, ku rozczarowaniu konserwatywnego skrzydła republikanów, uniemożliwiono delegatom w ogóle dyskusję na ten temat. W programie znalazło się natomiast poparcie dla procedury zapłodnienia pozaustrojowego in vitro, która w świetle nauki Kościoła katolickiego jest niedopuszczalna moralnie. Komentatorzy podkreślają, że wspomniane zmiany są odzwierciedleniem poglądów Donalda Trumpa, który wprowadza do ugrupowania korporacyjne metody zarządzania.
Sam Trump oświadczył zresztą niedawno, że popiera dostęp do środków wczesnoporonnych (a więc wywołujących aborcję farmakologiczną), a także skrytykował amerykański ruch pro life, który – jego zdaniem – „poszedł za daleko”. Warto w tym kontekście przypomnieć, że żaden prezydent USA nie zrobił więcej na rzecz ochrony życia nienarodzonych niż właśnie on podczas swej kadencji w latach 2017-2021. To właśnie on mianował trzech sędziów Sądu Najwyższego USA, którzy unieważnili owiany złą sławą wyrok Roe versus Wade z 1973 roku. Z czasem jednak Trump doszedł do wniosku, że to właśnie jego zdecydowanie antyaborcyjne stanowisko odebrało mu poparcie części elektoratu i wpłynęło negatywnie na wynik wyborów w 2020 roku.
Tę optykę zaczyna przyjmować jego najbliższe otoczenie. Wskazany przez niego jako kandydat na wiceprezydenta katolik J.D. Vance, który jeszcze do niedawna był nieprzejednanym obrońcą życia, teraz zmienił zdanie i dziś popiera „rozsądne wyjątki” od zakazu aborcji. Kiedy w lutym Sąd Najwyższy stanu Alabama orzekł, że zamrożone embriony są istotami ludzkimi, stawiając w ten sposób pod znakiem zapytania całą procedurę zapłodnienia pozaustrojowego, Vance był jednym z kilku republikańskich polityków, którzy podpisali list otwarty wyrażający poparcie dla ogólnokrajowego programu in vitro.
Wspomniany już ks. Jason Charron przyznał, że jest świadom ostatnich deklaracji Trumpa, które pozostają sprzeczne z nauczaniem moralnym Kościoła, jednak mimo to zjawił się na jego wiecu. Zdaniem duchownego należy modlić się za byłego prezydenta i zachęcać go, by kontynuował politykę ochrony życia z czasów swojej pierwszej kadencji. Dla większości świadomych katolików w USA kandydat republikański i tak w większym stopniu reprezentuje nienegocjowalne zasady chrześcijańskie niż Joe Biden i Kemala Harris, forsujący np. aborcję na życzenie do dziewiątego miesiąca ciąży.
Publicyści religijni w USA coraz częściej porównują Trumpa do biblijnego Cyrusa – pogańskiego władcy imperium perskiego, który okazał się mężem opatrznościowym (wręcz „pomazańcem Pańskim”, jak mówi Księga Izajasza), ponieważ podbił Babilonię, uwolnił z niewoli Żydów i pozwolił im wrócić z wygnania do Ziemi Świętej. Analogiczną misję, ich zdaniem, ma dziś do spełnienia Donald Trump – sam daleki od bycia wzorem cnót chrześcijańskich, a jednak będący głównym sojusznikiem chrześcijaństwa w wojnie kulturowej wewnątrz cywilizacji zachodniej. Czy podobnie jak Cyrus okaże się pogromcą Babilonu?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/699540-religijne-interpretacje-wydarzen-politycznych-w-usa