Siła, odporność, poczucie obowiązku, konsekwencja działania, kandydat republikanów na prezydenta Donald Trump wygłosił na konwencji w Milwaukee kolejne przemówienie. O Ameryce, która musi być znów wielka, o swoim konserwatywnym programie, o powinnościach obywatelskich, z których najważniejsze jest nie pozwolić lewicy zniszczyć kraju. Wczoraj zamach — dziś dalszy ciąg kampanii wyborczej. Takiego właśnie prezydenta potrzebują Stany Zjednoczone. A zdjęcie, zrobione w chwilę po zamachu przez reportera, zalana krwią twarz, kamienne spojrzenie, pięść uniesiona w górę i słowa „fight, fight”, „trzeba walczyć dalej”, obiegło świat i pozostanie w historii mediów jako symbol zwycięstwa. Mimo szoku znalazł też właściwe słowa, aby podziękować ludziom z Secret Service „za szybką reakcję”, złożyć kondolencje rodzinom zabitych i rannych i prosić rodaków „bądźmy zjednoczeni”, aby zakończyć okrzykiem „niech żyje Ameryka!” Nie tylko sam zamach, ale i zachowanie Trumpa potem może być doskonałym kołem zamachowym dla dalszego ciągu kampanii oraz wygranej. Stany Zjednoczone jako mocarstwo ze wszystkimi tego konsekwencjami, potrzebują silnego przywódcy na trudne czasy, zwłaszcza że demokraci mają do zaproponowania jedynie starca z zaawansowaną demencją. Komentarz prof. Davida Dunna z Manchester University, który powiedział w BBC „zamach może mieć decydujące znaczenie w przebiegu kampanii oraz wygranej Trumpa” nie różnił się od innych prognoz, jakie słyszało się w CNN czy Euronews.
Światowi liderzy polityczni wciąż wyrażają szok i niedowierzanie, i ślą na ręce Donalda Trumpa publiczne wyrazy wsparcia.
W Ameryce nie ma miejsca na takie rzeczy jak ta. Musimy się zjednoczyć, aby wspólnie potępić ten akt barbarzyństwa, którego nie możemy tolerować
— to prezydent Biden.
Moje myśli są z prezydentem Trumpem. To tragedia dla naszej demokracji. W polityce nie ma miejsca na przemoc i krew
— to z kolei Emmanuel Macron.
Nowy premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer potwierdził, „u nas nie ma miejsca na polityczną przemoc”. Natomiast premier Polski Donald Tusk życzył Donaldowi Trumpowi „szybkiego i pełnego powrotu do zdrowia”, i dodał ni stąd, ni zowąd:
przemoc nigdy nie jest odpowiedzią na różnice poglądów w demokracji.
Jakby zapominając, że przez ostatnie 9 miesięcy w Polsce rządzi przemoc, i że on jest tym człowiekiem, wprawiającym ten mechanizm przemocy i niszczenia państwa w ruch.
Jednak podczas gdy cały świat potępia zamach i krwawe rozwiązywanie politycznych wyborów, nawet Bronisław Komorowski, który jeszcze kilka lat temu nawoływał do chwycenia za sztachetę, dziś potępił przemoc. Ale w Polsce na lewicy dostrzegłam także inny ton. Róża Thun tak podsumowała wydarzenie:
to zwycięskie machanie pięścią, to nic innego jak pobudzanie emocji.
A w TVN-owskiej „Loży prasowej” jedna z dziennikarek powiedziała:
ze zdziwieniem patrzyłam na to, co się zdarzyło, ale nie byłam zaskoczona, bo mogłam się tego spodziewać. Donald Tramp jest współwinny temu, co się stało, sam zapoczątkował tę serię atakiem na Kapitol.
Jakim atakiem? O czym ta pani mówi? Przecież Donald Trump, mimo poważnych wątpliwości co do uczciwości i legalności wyborów, potępił inwazję na Kapitol i płynnie przekazał władzę. To demokraci, mimo że Trump nie stał przecież na czele tłumu, zrobili z tego „fakt symboliczny” — podobnie jak istnieje termin „fakt prasowy” — aby uniemożliwić mu startowanie w wyborach w 2024, zaorać Donalda Trumpa i dobrą o nim pamięć. A w innym programie usłyszałam:
to nabija punkty i Trumpowi i Putinowi.
Jakim trzeba być bezmózgowcem lub ofiarą indoktrynacji i propagandy, żeby coś takiego wymyślić. Lecz lewica nie myśli, po prostu działa, szybko, sprawnie, jak komsomolcy po egzekutywie.
Ale te nieszczęsne dziennikarki podążają jedynie tropem retoryki demokratów, a w istocie światowego lewactwa. „Trump jest nieodpowiedzialnym i niebezpiecznym dla Ameryki i jej obywateli, i powinien być unieszkodliwiony za wszelką cenę”. Przecież jeszcze kilka dni temu na CNN słyszałam wypowiedź jednego z demokratycznych senatorów, niemal dokładny cytat tej lewackiej mantry, która niszczy samodzielność myślenia. Nie powiodły się próby zastraszania Trumpa, potem jego impeachmentu, następnie — w wyniku łamiących prawo serii procesów, oskarżających go o wszystkie grzechy główne — aby skompromitować i zamknąć w więzieniu, więc przyszedł czas na fizyczną eliminację? O co chodzi z tą etykietą „nieprzewidywalny, szkodliwy dla kraju osobnik, w istocie faszysta”. Chodzi o to, że ma inną niż demokraci, czyli lewica wizję USA. Żadnego podwyższania podatków, i marnotrawienia pieniędzy na rozbudowę państwa opiekuńczego i ideologiczne bzdury, „czerwone światło” dla miliona imigrantów, którzy nie płacą podatków i drenują budżet państwa, żadnej political correctness, woke culture i fuck culture. „America first!”, „Bóg, rodzina i ojczyzna”. Tego się boją amerykańscy demokraci. Odebrania Białego Domu i nadzoru nad państwem, służbami porządkowymi i armią, monopolu medialnego, pluralizacji wymiaru sprawiedliwości oraz kampusów uniwersyteckich, aby pozbawić ich marksistowskich guru wpływu na młodzież. Jest to dla nas, konserwatystów bardzo odświeżająca i kusząca perspektywa, „but we act by the book”, „działamy według reguł”. Kiedy się patrzy, jak zachodnie elity niszczą swój największy dorobek i skarb, demokrację, mamy świadomość powagi sytuacji.
Ale mitem założycielskim lewicy jest rewolucja, która zawsze niosła za sobą nienawiść, przemoc i rzeki krwi, od idei „permanentnej rewolucji” Lwa Trockiego, poprzez bohaterów — patrz: Stalin, Fidel Castro, Che Guevara, Mao, Kadafi, Nelson Mandela. Przecież ci wszyscy „herosi lewicy”, to terroryści, którzy zdobywali władzę poprzez rewolty, ataki na koszary, pałace prezydenckie, parlamenty, z użyciem siły. A celem tych idoli, którzy stawiali na komunizm w Afryce, Azji i Południowej, było zniszczenie dotychczasowego porządku, struktur państwa, wiary, tradycji i budowa nowego, co do którego mieli jedynie kilka bardzo mglistych haseł, w dodatku — tropem myślenia Tuska — „tak jak oni je rozumieli”. Z drugiej strony budowano antypanteon tych, którzy bronili porządku i im w tym przeszkadzali. To gen. Franco, który postawił powojenną Hiszpanię na nogi, Augusto Pinochet, który uczynił Chile wiodącą gospodarką Ameryki Południowej, antybohaterami uczyniono Ronalda Reagana, George’a W. Busha, a od ośmiu lat trwa ostrzał Donalda Trumpa. Seanse nienawiści trwają w Białym Domu, w Kongresie, w lewicowo-liberalnych mediach elektronicznych jak CNN, w prasie jak New York Times czy Washington Post i na kampusach uniwersyteckich, gdzie rząd dusz sprawują lewicowi guru — patrz: ostatnie marsze propalestyńskie. Prawa obywatelskie Donalda Trumpa oraz jego rodziny, oraz wyborców, były notorycznie lekceważone, gwałcone i kwestionowane.
Od ośmiu lat w Stanach Zjednoczonych, na świecie trwa anty-Trumpowa obsesja — podobnie jak w Polsce anty-PiS-owska, a we Francji anty-LePenowska. Nie było dość obraźliwych i dyskryminujących słów, których lewica nie użyłaby, aby obrazić i zniszczyć polityka. Nie skończył w więzieniu jedynie dlatego, że w USA działają jeszcze szczątkowo reguły demokracji i czasem trafi się sędzia, który stara się trzymać zasady bezstronności. W Polsce zaostrzenie języka debaty publicznej nastąpiło w 2005 roku, za czasów „pierwszego PiS-u”, w Wielkiej Brytanii w 2016, podczas kampanii referendalnej ws. brexitu, w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku, kiedy Donald Trump zdecydował się kandydować na urząd prezydenta. Czyli dokładnie wtedy, kiedy na scenie politycznej pojawiali się kandydaci konserwatywni z szansami na zwycięstwo. Nie dopuścić do dyskusji, ponieważ szybko okazałoby się, że „król jest nagi”. I wtedy zaczynało się pandemonium. „Trump/ Kaczyński, Farage — koledzy Hitlera”, „ten faszysta Trump/ Kaczyński/ Farage”, „brunatny PiS/ Reform UK”. Ginęli ludzie — asystent europosła PiS Marek Rosiak, konserwatysta sir David Ammes, ranny premier Słowacji Robert Fico i inni.
Pierwszą ofiarą liberalnej lewicy stała się demokracja. Przecież społeczeństwo amerykańskie, polskie czy francuskie ma prawo wybierać partie, których program wydaje im się najsensowniejszy. Ale konkurent lewicy, to zawsze wróg, i jeszcze niedawno dziś nawołujący do obniżenia temperatury debaty publicznej Joe Biden nawoływał do „ustawienia Donalda Trumpa w środku tarczy strzelniczej”. Lewica nie konkuruje, lewica eliminuje. Choć nie ma ani jednego prawomocnego wyroku, Trump został skazany. I proszę mi nie mówić, że są one używane symetrycznie przez obie strony. Nie, to lewica — na całym świecie obserwujemy podobne symptomy — podżega do przemocy, nakręca spiralę agresji, demonizując lub odczłowieczając przeciwników. I trzeba to wreszcie powiedzieć — to konserwatyści od dekad znajdują się w odwrocie, próbując — niezbyt skutecznie — bronić swojej historii, wiary i tradycji. I to zwykle oni — politycy konserwatywni, Kościół, media, organizacje pro life, stają się ofiarami agresji rozbisurmanionej lewicy. Proszę sobie przypomnieć Strajki Kobiet, Obywateli RP czy siłowe przejęcie mediów, wymiaru sprawiedliwości i więźniowie polityczni Tuska! Przecież to są puzzle do tego samego obrazka!
A skąd na miejscu zbrodni — cud sprawił, że zginęła tylko jedna osoba, dwie inne walczą o życie — wziął się dwudziestoletni Thomas Matthew Crooks? FBI prowadzi śledztwo ws. przyczyn zamachu. Jakie śledztwo? Wszyscy wiedzą, że to rezultat indoktrynacji młodzieży w szkołach i na kampusach uniwersyteckich. Zapisany na liście konserwatystów, ale wspierający finansowo demokratów, ofiara hejtu w debacie publicznej, któremu przez osiem lat wbijano w głowę, że Trump jest zagrożeniem dla demokracji? Założę się, że koledzy i koleżanki z jego high school myślą podobnie. Dziś to młodzież — jak kiedyś intelektualiści — to baza „useful idiots”, „pożytecznych idiotów”! To oni biorą udział w marszach ulicznych Antify, Black Lives Matters, ruchach proaborcyjnych, nękają konserwatywnych polityków, profesorów, zakazują wynajmowania sal prawicowym naukowcom czy publicystom! Im szybciej to dostrzeżemy, tym lepiej!
Przez te cztery pozostałe do wyborów miesiące będzie się jeszcze wiele działo. Ale niewątpliwie to wydarzenie pokazało jak silnym, dzielnym i zdeterminowanym politykiem jest Donald Trump. Ze swoimi konserwatywnymi hasłami, prezentowanymi w Milwaukee — wzrost zamożności i bezpieczeństwa Amerykanów, przeprowadzenie „największej akcji deportacyjnej w historii kraju”, przywrócenie pokoju w Europie i zapobieżenie trzeciej wojnie światowej. To niezwykle ambitny program. Ale Donald Trump jest ambitnym politykiem, chyba można już powiedzieć, mężem stanu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/699135-sila-i-odpornosc-trump-wyglosil-kolejne-przemowienie