Sztab Joe Bidena w panice wycofuje emisje reklam telewizyjnych skierowanych przeciw Trumpowi, które czynią z niego potwora, które tak nakręcają widzów, tak manipulują emocjonalnie, że wstyd je pokazywać po dramacie w Pensylwanii. Powiedzieć, że brzydko się zestarzały, to nic nie powiedzieć.
Ale przecież w każdym kiosku z prasą na każdym lotnisku, w każdej księgarni, na każdym uniwersytecie i w każdym okienku telewizyjnym, internetowym jest to samo: demonizacja republikańskiego kandydata na prezydenta osiąga znowu apogeum. Im słabszy Biden, im bardziej się kompromituje, im bardziej ludzie nie chcą jego społecznych i gospodarczych eksperymentów, tym mocniej system panujący w USA idzie w kampanie nienawiści. Zastraszenie i przestraszenia społeczeństwa Trumpem to jedyna ich szansa.
Tym bardziej, że nie powiodły się próby wpłynięcia na scenę polityczną serią skręconych, łamiących zasady praworządności procesów, oskarżeń i wyroków. Organizowano je celowo w okręgach gdzie na Demokratów głosują „niemal wszyscy”, by szanse na znalezienie się w składzie ławy przysięgłych kogoś zachowującego zdrowy rozsądek i elementarną przyzwoitość były minimalne. Ludzie nie uwierzyli jednak, że Trump to „skazany przestępca”. Nie, Trump to prześladowany polityk.
Tak jak prześladowani są ci, których dziś reżim w Polsce za pomocą bezprawnie działającej prokuratury i ustawionych składów sędziowskich wtrąca do więzień.
Rozmawialiśmy o amerykańskich wyborach w miniony poniedziałek na kolegium redakcyjnym i podsumowując skalę napaści na kandydata Republikanów doszliśmy do wniosku, że „oni spróbują go zabić, zorganizują jakiś zamach”. To nie jakiś nagły dramat, to logiczna konsekwencja.
Media amerykańskie informują, że prośby o zwiększenie poziomu ochrony Trumpa (jako kandydatowi na prezydenta przysługuje mu ochrona) były odrzucane.
Dla wrogów wolności (których sami definiują) nie ma wolności
— to hasło ma krwawe konsekwencje.
Prowadzący program w lewicowym CNN znalazł jednak w tych godzinach czas na potępienie Trumpa za słowa, które wypowiedział chwilę po zamachu.
Kiedy agenci ochrony wyprowadzali go z ostrzelanego tłumu, polityk podniósł pięść i powiedział głośno: „walczcie!”.
Jednak zdaniem Jamiego Gangel’a to „zły przekaz”. Bo „słyszy od ludzi, że nie jest to przekaz, który chcemy teraz wysyłać. Chcemy to teraz stłumić” - orzekł lewicowy publicysta.
Nie wątpię, że chcą stłumić, ale próba dyktowania człowiekowi, którego właśnie próbowano zabić, co ma mówić, wpisuje się doskonale w autorytarne metody i bezczelność medialnych potęg.
Niektóre gesty i słowa brzydko się zestarzały także w Polsce:
Niestety, nie sądzę, by Trump był już bezpieczny. Rządzący światem szermują hasłami demokratycznymi ale ma to z demokracją wspólnego tyle, co miały „demokracje ludowe”. To system przemocy, dyktatura, która nie cofa się przed żadnym bezprawiem i wszelkimi metodami żeby utrzymać władzę. Tak w Stanach Zjednoczonych, jak i w Polsce. Z tą jedną różnicą, że u nas za przemocą stoi w tle jeszcze państwo niemieckie, co przed prześladującymi otwiera jeszcze większe możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/698864-daja-zgode-na-bezprawne-areszty-skrecone-wyroki-i-zamachy