Trwający właśnie jubileuszowy szczyt NATO w Waszyngtonie, będzie z pewnością powodem do podkreślania wielu osiągnięć Sojuszu, wiary w „system NATO”, a także zachwytów nad tym, co do tej pory udało się zrealizować. Nie ma w tym niczego dziwnego, ani tym bardziej zdrożnego, choć z intelektualnego punktu widzenia pogrążanie się w samozachwytach nie jest niczym twórczym ani wartym naszego czasu.
Chciałbym zaproponować inne podejście. Nie polega ono na podkreślaniu słabości Sojuszu Północnoatlantyckiego i niedoskonałości aliansu, ale na wskazaniu obszarów/kwestii potencjalnie niebezpiecznych, takich problemów, których rozwiązanie wymaga zarówno namysłu, jak i strategii działania państw członkowskich, w tym oczywiście Polski. Negatywne scenariusze materializują się zazwyczaj kiedy nie jesteśmy do nich przygotowani i nie podejmiemy zawczasu stosownych kroków. Tak może być i w tym wypadku. Zacznijmy od kwestii najważniejszej, a mianowicie poszukania odpowiedzi na pytanie jakiej ewolucji może podlegać interpretacja art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego i co się stanie, jeśli pewnego dnia Amerykanie zmuszeni zostaną rozwojem wydarzeń do redukcji swego zaangażowania na naszym kontynencie.
Elbridge Colby, amerykański strateg i polityk, jeden z bliskich współpracowników Donalda Trumpa, o którym mówi się nawet, że jest brany pod uwagę jako kandydat do objęcia funkcji szefa Pentagonu w nowej administracji w rozmowie z portalem Politico sformułował kilka tez, na które warto zwrócić uwagę. Otóż jego zdaniem z faktu, że Stany Zjednoczone mają zobowiązania sojusznicze wobec państw członkowskich NATO na wschodniej flance (art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego), nie należy wyciągać wniosku, iż Ameryka „rzuci całą swoją potęgę wojskową po to, aby bronić sojuszników” na Wschodzie. Z tego też względu, jak zauważył Colby, jest całkowicie zrozumiałe, że państwa graniczące z Rosją wydają więcej na swoje bezpieczeństwo niż ustalony na szczycie Paktu Północnoatlantyckiego w Walii poziom 2 proc. PKB. „Nie robi to na mnie szczególnego wrażenia, że Litwa wydaje 3 procent, Estonia – 3 procent. Na ich miejscu wydałbym 10 proc., gdyby poważnie braki pod uwagę, jak groźni są Rosjanie” – powiedział Colby dodając: „Myślę, że Europejczycy muszą zrozumieć, że muszą jak najszybciej zbudować swoją armię”. Amerykański ekspert który jest znanym zwolennikiem skupienia uwagi Waszyngtonu na rywalizacji (w tym wojskowej) z Chinami dodał też w tej rozmowie, że Pentagon w swej polityce wspierania wschodniej flanki NATO winien kierować zasadą delegowania „znacznych i dostępnych sił”, ale w formule, w której nie ograniczy to zdolności amerykańskich do obrony pierwszego łańcucha wysp na Morzu Południowochińskim. W tym konkretnym przypadku chodzi o zdolności w zakresie rażenia celów przy użyciu systemów dalekiego zasięgu, logistykę, systemy C4ISR - zwiadu, rozpoznania, kontroli i łączności, ale też zasoby amunicyjne i w zakresie obrony przeciwlotniczej. Colby przyznał też w rozmowie, iż „ma świadomość”, że mowa jest o „najważniejszych zdolnościach, ale też są one najbardziej poszukiwane” i to narzuca logikę budowania przez Waszyngton priorytetów uznających znaczenie rejonu Indo – Pacyfiku. Nawet jeśli założymy, że deklaracja amerykańskiego stratega nie jest zapowiedzią porzucenia wschodniej flanki, a jedynie sygnalizowaniem przejścia Waszyngtonu do polityki „off-shore balancing”, to i tak sprawa jest poważna. Istotą tej strategii jest nie tyle unikanie zaangażowania, ale takie jego skalibrowanie, aby Stany Zjednoczone miały status państwa wchodzącego do gry, kiedy regionalny układ sił ulega zaburzeniu, a z pewnością wówczas, gdy mamy do czynienia z jego zachwianiem relacji sił na rzecz jednego z graczy regionalnych. Konsekwencją takiej zmiany jest oczywiście przerzucenie większych ciężarów, a także większego ryzyka na regionalnych sojuszników, w tym również państwa wschodniej flanki NATO, bo to one miałyby równoważyć lokalnych rywali.
Ale jeśli chodzi o przyszłą politykę Stanów Zjednoczonych wobec naszej części Europy mamy do czynienia nie tylko z zapowiedzią zmiany, której kierunek sygnalizował Colby, ale także z różnymi, wartymi uwagi, scenariuszami. Piszą o nich Emma Ashford i MacKenna Rawlins ze Stimson Center w raporcie poświęconym amerykańskiemu „wycofaniu się i przyszłości europejskiej obrony”. Nie chodzi w tym wypadku o przewidywanie przeszłości, ale raczej poddanie analizie rozmaitych, możliwych scenariuszy wydarzeń. Ich opis jest o tyle ważny, że w każdym z nich amerykańskie wycofanie wojskowe z kontynentu europejskiego następuje w efekcie innych wydarzeń, co oznacza odmienny kalendarz działań i różny czas, jaki Europejczycy będą mieć, aby przygotować się do nowej sytuacji. Amerykańskie analityczki opisują konsekwencje trzech umownych sytuacji. W pierwszej następuje zaostrzenie w rejonie Indo-Pacyfiku, co wymusza szybkie przesunięcie amerykańskich aktywów wojskowych. W drugim, nazwanym „puste NATO”, w Stanach Zjednoczonych wybucha kryzys finansowy w związku z narastającym zadłużeniem federalnym i to zmusza Waszyngton do rewizji swoich priorytetów, a w konsekwencji również zobowiązań sojuszniczych, na wypełnienie których po prostu zaczyna brakować środków. I wreszcie trzeci scenariusz przewiduje „szok Trumpa”, czyli wariant wydarzeń, w którym wybory w Stanach Zjednoczonych wygrywa polityk traktujący zobowiązania sojusznicze w kategoriach ciężaru i dążący do ich redukcji. Pierwszy analizowany scenariusz nie zakłada zwycięstwa Republikanów w najbliższych wyborach prezydenckich, a wręcz przeciwnie, sukces polityka, który w wyścigu wyborczym zastąpi Bidena. A mimo to sytuacja w relacjach z Chinami ulega zaostrzeniu. Wybucha wojna o Tajwan i w związku ze zmniejszonymi zapasami broni i amunicji w amerykańskich arsenałach, co jest następstwem trwającego przez niemal trzy lata wsparcia dla Ukrainy, Waszyngton zmuszony zostaje do podjęcia trudnej decyzji o wycofaniu swego potencjału wojskowego z Europy. W efekcie, jak argumentują analityczki Stimson Center, „W trzecim miesiącu wojny na Pacyfiku amerykańska taktyczna broń nuklearna pozostała w sześciu bazach w pięciu krajach członkowskich NATO – Belgii, Niemczech, Włoszech, Holandii i Turcji – ale nadzorowała ją będzie zaledwie kilka tysięcy amerykańskich żołnierzy, w porównaniu z ponad 100 000 żołnierzy żołnierzy stacjonujących tam (Europie – MB) w połowie 2024 roku”. Państwa naszego kontynentu w nowej sytuacji będą zmuszone podjąć wspólne działania ratunkowe. W obliczu nowej sytuacji, jak argumentują Ashford i Rawlins, na wschodniej flance zarysują się dwa stanowiska strategiczne. Państwa bałtyckie i Polska podejmą próbę odzyskania sojusznika amerykańskiego oferując mu w zamian zarówno większy wkład finansowy, jak i proponując zaostrzenie relacji z Chinami. Ta ostatnia kwestia podzieli te stolica i drugi obóz, który uformuje się wokół Berlina i Budapesztu i do którego dołączą państwa leżące bardziej na Zachód (Włochy, Hiszpania), niezainteresowane zaostrzeniem relacji z Pekinem. Wycofanie się wojskowe Amerykanów z Europy skłoni też Niemców „w drugim miesiącu wojny na Indo - Pacyfiku” do odejścia od zasady ograniczania długu publicznego. W efekcie rozpocznie się okres intensywnych zbrojeń (po emisji długu), a z czasem ukształtują się w europejskiej części NATO koalicje chętnych i grupy interesów. Polska będzie zarówno starała się pogłębić współpracę wojskową w ramach Trójkąta Weimarskiego, jak i szukała pól kooperacji ze Skandynawami i Wielką Brytania. „Z biegiem czasu wyłoni się mozaikowa sieć nakładających się zobowiązań w dziedzinie obronności – prognozują rozwój wydarzeń amerykańskie ekspertki - umów dotyczących wydatków i zamówień publicznych – a także wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony UE w coraz większym stopniu skupiająca się na finansowaniu – aby wypełnić znaczną część luki w zdolnościach będącej następstwem odejścia Stanów Zjednoczonych, co pomoże złagodzić krótkoterminowe słabości państw frontowych w Europie Wschodniej”, Nowy układ bezpieczeństwa, który powstanie, będzie, nawet jeśli zachowana zostanie dotychczasowa struktura porozumień i aliansów, już zupełnie innym NATO.
Drugi scenariusz, kryzysu finansowego Stanów Zjednoczonych w następstwie narastających długów, jest nieco bardziej odległy w czasie. Analityczki Stimson wybuch niepożądanych zjawisk sytuują pod koniec obecnej dekady, jednak skutki geostrategiczne będą podobne jak w przypadku pierwszego wariantu rozwoju wydarzeń. Ameryka zmuszona oszczędzać, nie będzie miała niezbędnych zasobów, aby utrzymywać swe siły w Europie na niezmienionym poziomie i podejmie decyzje o stopniowym ich wycofaniu. Relacje z Chinami nie poprawią się, a konieczność wyboru najważniejszych priorytetów, tym bardziej, że w związku z ograniczonymi środkami na produkcję najważniejszych systemów spowoduje, że ona zwolni, Waszyngton „podejmie decyzję, że systemy stacjonujące w Polsce, krajach bałtyckich i Czechach zostają przeniesione w celu ochrony Stanów Zjednoczonych oraz baz w Japonii i Korei Południowej”. Cały proces przebiegał będzie stopniowo, ale i tak w roku 2032 w Europie stacjonowało będzie 10 tys. amerykańskich żołnierzy, co oznacza dziesięciokrotne zmniejszenie obecności wojskowej w porównaniu z sytuacją obecną. Politycy z naszego kontynentu będą zdania, że stopniowe wycofywanie się Ameryki z Europy daje czas na odbudowę samodzielności strategicznej i nie ma też mowy o porzuceniu strategicznym (przywódcy Stanów Zjednoczonych będą podkreślać wagę zobowiązań zapisanych w art. 5). Jednak sytuacja w Europie w tym wariancie może okazać się dużo trudniejsza, bo mimo faktycznej nieobecności wojskowej Ameryki nadzieja, że nasi sojusznicy powrócą osłabiać będzie impuls do działania na rzecz odbudowy zdolności i samodzielności wojskowej. Niemcy i Holendrzy nadal blokować będą wypuszczenie euroobligacji, z których środki miałyby być przeznaczone na budowę wspólnych, europejskich zdolności w zakresie przemysłu obronnego i przeprowadzenie niezbędnych zmian w siłach zbrojnych. W efekcie, po kilku latach zabiegów o zbudowanie wspólnego, europejskiego systemu obrony, który byłby finansowany z jednej kasy, Polska i państwa bałtyckie, ale także Skandynawowie zmienią opcję i przystąpią do budowy regionalnego porozumienie wojskowego z udziałem Wielkiej Brytanii. „Jednak wobec braku jednolitej reakcji europejskie zdolności obronne będą znacznie mniejsze niż suma ich części – podsumowują ten scenariusz amerykańskie ekspertki - zaawansowane technologie powietrzne, takie jak strategiczny i taktyczny transport, zdolności do prowadzenia wojny elektromagnetycznej oraz dowodzenie i kontrola w powietrzu (C2) – wszystkie wymagane w nowoczesnej wojnie wielodomenowej – w dużej mierze pozostaną zbyt kosztowne i trudne do zdobycia dla państw Europy Wschodniej”. Politycznym skutkiem uruchomienia tego scenariusza będzie przekształcenie NATO w luźne porozumienie mniejszych „koalicji chętnych”, a z wojskowego punktu widzenia zdolności wschodniej flanki do obrony będą dalekie od optymalnych.
Trzeci scenariusz związany jest z tzw. szokiem Trumpa i sprowadza się do tego, że już późną jesienią 2024 roku, w trakcie kampanii i po wyborach, ich zwycięzca zapowiada „reorientację” Stanów Zjednoczonych, co jest w Europie rozumiane jako zapowiedź wycofania amerykańskich sił zbrojnych z naszego kontynentu. Te obawy potwierdzą pierwsze posunięcia nowej administracji, która rozpoczyna wycofywanie zaraz po wyborach i zapowiada, że w „ciągu roku” amerykańskich żołnierzy nie będzie już w Europie. Ta polityka nie będzie ani spójna ani konsekwentna, będą padać deklaracje na temat utrzymania parasola nuklearnego, ale realne działania, w rodzaju wycofania amerykańskich oficerów ze wspólnych struktur dowodzenia w Mons pogłębią zarówno wrażanie chaosu, jak również zmuszą państwa europejskie do przedsięwzięcia niezbędnych kroków. Po uspokojeni paniki liderzy państw europejskich podejmą wspólne działania, koncentrując swą aktywność w Unii Europejskiej. Niektóre państwa, takie jak Polska, wybiorą dwie drogi. Obok pokładania nadziei we wspólnej polityce wojskowej Unii Warszawa zdecyduje też o podjęciu bilateralnych negocjacji z Waszyngtonem, aby zawrzeć dwustronne polsko – amerykańskie porozumienie sojusznicze. Zaproponujemy sfinansowanie „fortu Trump”, ale również pogłębioną integrację w dziedzinie polityki wobec Chin, co będzie możliwe w związku z położeniem państw wschodniej flanki na głównych szlakach komunikacyjnych. Podobną co Polska drogą pójdą inne państwa Europy środkowej i północnej, za wyjątkiem Węgier, państw bałkańskich oraz Niemiec. W efekcie tych indywidualnych i nieskoordynowanych działań powstanie nowy model bezpieczeństwa, który amerykańskie autorki nazywają „dziełem Frankensteina” pisząc, że powstanie „mozaika strategicznie niespójnych dwustronnych zobowiązań Stanów Zjednoczonych wobec konkretnych państw, kilku wydających dużo i stosunkowo zdolnych krajów w Europie Wschodniej i Zachodniej oraz większej masy państw w Europie Południowej i Wschodniej – z dala od oczywistych zagrożeń – gdzie utrzyma się obecny status quo charakteryzujący się niskim stanem zagrożeń i niskimi budżetami obronnymi”.
Analiza Ashford i Rawlins nie zawiera odpowiedzi na jedno, kluczowe w kwestiach bezpieczeństwa europejskiego pytanie. A mianowicie w jaki sposób na każdy z tych scenariuszy zareaguje Rosja. Autorki zakładają, że Moskwa nie zdecyduje się na atak i będzie raczej kontynuowała swą dotychczasową politykę asymetrycznej presji poniżej progu wojny kinetycznej. Interesuje ich kierunek ewolucji systemu bezpieczeństwa europejskiego pod wpływem jednego wyłącznie impulsu, a mianowicie zmian w polityce amerykańskiej. Co ciekawe w konkluzji stwierdzają one, i warto na to zwrócić uwagę, że z tych trzech analizowanych wariantów najgorszym jest drugi – stopniowego, pod wpływem ograniczeń budżetowych i zmiany priorytetów strategicznych, redukowania wojskowej obecności Stanów Zjednoczonych w Europie. Bez szoku, jak argumentują, liderzy polityczni państw naszego kontynentu nie przezwyciężą dzielących ich różnic interesów i nie będą w stanie podjąć wspólnych działań o odpowiednim poziomie intensywności. W efekcie nie zbudujemy w Europie optymalnego modelu gwarantującego w kolejnych dziesięcioleciach bezpieczeństwo kontynentu, a to oznacza, że wiara „w system NATO-wski” paradoksalnie może zwiększyć ryzyko wybuchu wojny, bo pielęgnując złudzenia i nie podejmując niezbędnych kroków będziemy w efekcie słabsi. W kolejnych artykułach postaram się opisać inne wyzwania strategiczne, przed którym staje Pakt Północnoatlantycki, ale naszą refleksję na temat przyszłości zacząć musimy od kwestii podstawowej – co zrobimy w Polsce i co w Europie, jeśli na skutek jednego z możliwych scenariuszy Amerykanie będą zmuszeni zredukować znacząco swą obecność wojskową na naszym kontynencie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/698511-dylematy-strategiczne-nato-w-75-rocznice-powstania-paktu