Wszyscy obserwatorzy polityczni podkreślają znaczenie zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego, które będą miały istotne reperkusje nie tylko na szczeblu krajowym, ale także dla samej Unii Europejskiej, która, jak się wydaje, znalazła się na rozdrożu. Rozmawialiśmy o tym z arcybiskupem Giampaolo Crepaldim, emerytowanym biskupem Triestu, byłym sekretarzem Papieskiej Rady Iustitia et Pax, założycielem międzynarodowego Obserwatorium Społecznej Nauki Kościoła im. Kardynała Van Thuana.
wPolityce.pl: Ekscelencjo, dlaczego najbliższe wybory do Parlamentu UE są tak ważne dla losów Unii Europejskiej?
Arcybiskup Giampaolo Crepaldi: Ważne jest, aby nadać Unii Europejskiej nową strukturę, ponieważ według podzielanych i miarodajnych ocen przeżywa ona okres kryzysu systemowego, tzn. kryzysu na poziomie gospodarczym, politycznym, społecznym i kulturowym.
Badanie przeprowadzone dla grupę Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie UE wykazało, że 80 % spraw, którymi zajmuje się PE, nie wchodzi w zakres kompetencji Unii, a tylko 20% mieści się w jej kompetencjach. Dlaczego ten proces zawłaszczania kompetencji państw członkowskich jest tolerowany i praktykowany przez ośrodki władzy w Brukseli?
Wydaje mi się, że podstawowy problem jest taki: czy aby przezwyciężyć kryzys, należy przyspieszyć procesy zjednoczenia, jak zdają się wskazywać ostatnie propozycje byłego premiera Włoch Draghiego, czy też zwolnić, a nawet cofnąć się o kilka kroków? Na poziomie politycznym widoczna jest wyraźna tendencja do pomijania poszczególnych narodów i przenoszenia suwerenności na centralistyczne superpaństwo.
Mówiąc o ingerencji instytucji unijnych w życie polityczne krajów członkowskich, nie możemy nie wspomnieć o przypadku mojego kraju, Polski. Środowiska polityczne Brukseli, lewicowe, liberalne, ale i ludowcy z PPE, nie tolerowały rządu PIS, partii prawicowej, która nie ugięła się przed dyktatami Komisji i pozostałych instytucji Unii. Polsce odmówiono funduszy europejskich pod pretekstem naruszenia praworządności. Wywierano ciągłą presję, aby zmienić rząd i wpłynąć na wyniki wyborów politycznych w Polsce. Teraz, wraz z nowym „europejskim” rządem, fundusze zostały przywrócone, nawet jeśli żadna reforma wymiaru sprawiedliwości nie została przeprowadzona, a wręcz przeciwnie, sytuacja się dramatycznie pogorszyła. Ale czy możemy mówić o wolnych wyborach, skoro Komisja Europejska i parlament mają na nie tak duży wpływ?
Nawiązując do Pana szczegółowego pytania dotyczącego sprawy Polski, chciałbym powiedzieć, że sedno kryzysu leży, jak już mówiłem, w próbie omijania suwerenności poszczególnych narodów. Takie podejście niesie ze sobą wiele zagrożeń. Naleganie na konieczność zaakceptowania wspólnego długu państw UE, co wymagałoby europejskiego ministerstwa skarbu, oraz stworzenia wspólnej obrony, przy wzroście wydatków wojskowych, co postawiłoby gospodarkę wszystkich państw w trudnej sytuacji, jest wyraźnym dowodem na to, że niektórzy chcieliby stworzyć europejskie superpaństwo. Obie transformacje cyfrowa i ekologiczna również mają do tego doprowadzić. Konsekwencje byłyby bardzo negatywne, przede wszystkim oznaczało by to koniec Europy i jej identyfikacja z Unią Europejską.
Polski weteran Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski zauważa, że obecna UE to demokracja niepełna, w której następuje stopniowa i bezprawna erozja kompetencji kosztem państw członkowskich. Instytucje UE, w szczególności Komisja, Parlament Europejski i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, naruszają między innymi zasadę pomocniczości, proporcjonalności i bliskości. Wszelkie działania unijnej „grupy władzy” służą wymuszeniu zmian traktatowych w duchu centralizacji, przejścia od Unii suwerennych państw do oligarchicznego superpaństwa zdominowanego przez Niemcy i Francję. Czy zgadza się Ekscelencja z tą analizą?
Liczne i precyzyjne odniesienia zawarte w Pana pytaniu skłaniają mnie do powiedzenia kilku słów na temat tak zwanych oligarchii brukselskich. Mają własną wizję przyszłości naszego kontynentu, podpartą jednorodną kulturą: relatywizmem lub, lepiej, postmodernistycznym nihilizmem. W rzeczywistości rządzi nami klasa podzielająca ideologię globalizmu, ekologizmu, uznawania coraz to nowych praw i narcystycznego indywidualizmu. Jest to kultura prowadząca do destrukcji życia, rodziny, religii. Unia jest w rękach kultury postnaturalnej i postchrześcijańskiej, która może doprowadzić jedynie do katastrofy, bo wierzy, że na wszystko może sobie pozwolić.
Katolicy przez długi czas łudzili się, że UE, która ma katolickich Ojców założycieli, może szanować historię religijną naszego kontynentu i wartości chrześcijańskie. Niestety było to złudzenie: najpierw odmowa wzmianki o chrześcijańskich korzeniach kontynentu w Konstytucji Europejskiej, po porzuceniu ideałów De Gasperiego, Adenauera i Schumana i wskazanie na nowego „ojca” zjednoczonej Europy: Spinelliego ze jego Manifestem z Ventotene. Ale nie wszyscy wiedzą, że w tym „Manifeście” mowa jest o zniesieniu granic i suwerennych państw na naszym kontynencie, czyli stworzeniu Europy federalnej i socjalistycznej; zniesienia lub ograniczenia własności prywatnej… Czy nie powinniśmy się martwić, jeśli Manifest ten stanie się linią działania sił politycznych dominujących w UE?
Tak, obawa jest duża. Warto pamiętać, że Ojcowie założyciele, katolicy, mieli na myśli Wspólnotę, a nie Unię. Po drugie, nie należy zapominać, że istnieli inni ojcowie założyciele, tacy jak Rossi, Spinelli i Colorni, którzy w swoim Manifeście z Ventotene (1941 r.) stwierdzili, że chcą socjalistycznej Europy ze zniesieniem własności prywatnej, z narodami, które muszą być reedukowane i kierowane przez „ekspertów”. Wydaje mi się, że obecna Unia bardziej idzie w takim kierunku, a nie w tym proponowanym przez katolickich Ojców założycieli.
Dlaczego Kościół katolicki od pewnego czasu niemal bezkrytycznie akceptuje projekt europejski, nie potępiając oczywistych błędów i wypaczeń ideologicznych?
Powód wydaje mi się następujący: Kościół porzucił organiczne odwoływanie się do własnej doktryny społecznej i zastąpił je ogólnym celem, jakim jest solidarne „włączanie” wszystkich, ogólnikowa „inkluzja”. Z tej perspektywy ci, którzy krytykują Unię Europejską, automatycznie stają się indywidualistami, ci, którzy bronią narodu, natychmiast stają się nacjonalistami, a ci, którzy kochają swój naród bardziej niż instytucje Brukseli, określani są jako populiści. Dziś Kościół tak to ocenia.
Co, według Ekscelencji, powinni zrobić w tej sytuacji katolicy?
Należy przezwyciężyć mentalność rezygnacji i iść głosować. Biorąc pod uwagę wagę tych wyborów, jestem przekonany, że należy zagłosować, wybierając partie najbardziej krytyczne w stosunku do obecnej UE i kandydatów, którzy popierają wartości nienegocjowalne.
Rozmawiał Włodzimierz Rędzioch
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/694430-abp-crepaldi-oceniac-ue-w-swietle-nauki-spolecznej-kosciola