Browary, 100 tysięczne miasto położone 25 kilometrów od Kijowa. Po drodze ze stolicy na poboczach co chwila mijamy zapory przeciwczołgowe, betonowe zapory, punkty kontrolne. Wróg tu nie doszedł ale stan wojny widać na każdym kroku.
Po krótkim przejeździe przez typowe ukraińskie miasto z wielkimi postsowieckimi i współczesnymi blokami sąsiadującymi z osiedlami małych, skromnych ale schludnych domków, dojeżdżamy na miejscowy cmentarz. Wita nas ojciec Oleg Panczyniak, kapłan greckokatolicki pochodzący ze Lwowa. Nabożeństwo żałobne w języku ukraińskim i polskim. Cicha modlitwa. Patrzymy oszołomieni na niemożliwe do zliczenia rzędy świeżych grobów ze zdjęciami głównie młodych mężczyzn, ojców i mężów.
Do czasu pełnoskalowej agresji ze strony Rosji było w sumie 30 grobów. Dziś jest prawie 300
— mówi nam Bogdana Dracz, miejscowa radna.
Wśród pochowanych jest jest kolega, który zginął na początku 2023 roku. Był weteranem operacji antyterrorystycznej (jak nazywano walki po 2014 roku) więc został zmobilizowany od razu po 24 lutego 2022 roku.
Ciężko to wypowiedzieć, trudno przyznać ale w jakimś sensie ludzie przywykli. Kiedy chowaliśmy pierwszego żołnierza, przyszło całe miasto. Kiedy ostatniego już tylko dwieście osób. Ciężko to mówić, ciężko przyznać ale ludzie przywykli
— stwierdza ojciec Panczyniak.
Ale nie ma miejsca na rozpacz. W drugim roku wojny ludzie bardzo potrzebują pomocy, materialnej i duchowej. Dlatego w miejscowej cerkwi działa wspólnota matek i krewnych poległych bohaterów.
W niewielkiej salce pijemy gorącą herbatę i słuchamy wstrząsających opowieści.
Pani Maryna
Mój brat Mykoła zginął w Awdiejewce a jedyny syn Dmitro pod Makijewką. Brat poszedł jako ochotnik w pierwszy dzień wojny, najpierw był w jednostce wojskowej pod Kijowem, potem na froncie był przez trzy miesiące. Zginął w ostrzale artyleryjskim. To była pierwsza strata. Potem, za dwa miesiące, kolejna – syn. Jest pochowany na terytoriach okupowanych. Każdego dnia patrzę na mapę, jestem w kontakcie ze środowiskami ludzi, którzy też poszukują ciał bliskich i zaginionych.
Był moim jedynym synem, był całym moim życiem. Gdyby nie wspólnota ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, nie wiem jak bym sobie poradziła. To mnie uratowało. Nieraz po nieprzespanej nocy przychodzę na Mszę. Księża zawsze mnie podtrzymają na duchu, zrozumieją, nigdy nie odmówią pomocy.
Nasi bliscy nie umierają, my czekamy na spotkanie z nimi. Chce być godna mojego syna, chcę być godna mojego brata i wszystkich, którzy zginęli.
Wszystkim Polakom chcę powiedzieć: jeśli chcecie spotkać prawdziwego ducha Ukrainy, przyjedźcie tutaj, do ludzi, którzy tu walczą i trwają. Za granicą spotkacie różnych ale prawdziwa Ukraina jest tutaj. Tu bije serce Ukrainy, tu gdzie giną nasi mężowie i synowie, gdzie są ich żony i matki.
Płaczę bez przerwy ale te łzy też dają mi siłę.
Pani Olena
Mój mąż Mihajlo zginął w czerwcu 2022 roku. Wcześniej, w roku 2015, zginął jego ojciec, mój teść. Mąż zgłosił się do wojska pierwszego dnia pełnoskalowej wojny. W pierwszym okresie, do zakończenia okupacji terenów wokół Kijowa, był w tym rejonie, potem pojechał na Wschód. Zginął w okolicach miasta Sewierodonieck.
Ciężko opowiedzieć ile dla mnie znaczył… Był dla mnie najbliższą osobą w życiu, nie tylko mężem ale i przyjacielem. Gdy zginął miał 41 lat. W ostatnią sobotę skończyłby 43 lat. Znaliśmy się od dawna, chodziliśmy do jednej szkoły, siedzieliśmy w jednej szkolnej ławce. Już wtedy czuliśmy do siebie sympatię, można powiedzieć, że była to szkolna jeszcze miłość. Dziś siłę daje mi mój syn, który ma 19 lat, uczy się w akademii muzycznej w Kijowie.
Pani Aleksandra
Kiedy zaczęła się pełnoskalowa wojna, on też powiedział: „Kto, jak nie ja?”. Ale wcześniej obudziliśmy się 24 lutego 2022 roku i usłyszeliśmy wybuchy. Nikt wtedy nie rozumiał jeszcze w pełni, co się dzieje, co to oznacza, że to właśnie zaczęła się wojna. Sasza poszedł do sklepu, kupił konieczne produkty i pojechaliśmy na działkę (daczę). Następnego dnia poszedł do komendy wojskowej i choć mamy dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, zgłosił się na ochotnika.
Najpierw był w obronie terytorialnej Browarów, to były patrole nocne po mieście, trochę szkolenia wojskowego. Szóstego marca, kiedy pod Browarami trwały już ciężkie walki, ja z dziećmi i moją mamą wyjechaliśmy do Lwowa, a następnie do Włoch, gdzie mieszka część mojej rodziny. Szóstego marca zobaczyłam go po raz ostatni. I dzieci też…
Wiem, że był na szkoleniu w Desni w obwodzie Czernihowskim, walczył też pod Sumami. Osiemnastego maja zginął w ostrzale artyleryjskim. Był dobrym człowiekiem, byłam z nim szczęśliwą mężatka, był dobrym, troskliwym tatą dla swoich dzieci. Bardzo nam go brakuje. Już dwa lata minęły… Jakoś się z tym bólem oswoiłam. Chodzisz do pracy, pomagasz dzieciom odrobić lekcje, załatwiasz sprawy ale tylko nasze poduszki wiedzą ile łez wylewamy.
Bardzo dziękuję księżom za wsparcie, za tę grupę w której razem jesteśmy, my żony i matki poległych na wojnie. Nawet nie wiedziałam, nie pamiętałam, że to ojciec był na pogrzebie Saszy. Okazało się też, że jesteśmy prawie sąsiadami. Jego modlitwa, pomoc są dla nas wielkim wsparciem, bardzo polubiły go też nasze dzieci. Jest nam bardzo ciężko ale te spotkania pomagają nam uświadomić sobie, że nie jesteśmy sami. Wierzymy, że nasze modlitwy im pomagają, że są aniołami i to widzą. Bardzo, bardzo nam ich brakuje.
Pani Natalia
Mój syn zaginął jeszcze w 2015 roku w Debalcewie. Kiedy zaczęła się pierwsza mobilizacja, sam poszedł jako ochotnik. Mówił: „kto, jeśli nie ja?”.
Kiedy chowałam go na cmentarzu w Browarach był pierwszym w kwaterze poległych żołnierzy. Potem przybyło jeszcze dwóch poległych chłopców, potem trzech. Dziś, sami widzieliście ile tam grobów.
CMENTARZ WOJENNY W BROWARACH
Spotkania i rozmowy odbyłem w ramach wyjazdu studyjnego na Ukrainę zorganizowanego przez Katolicką Agencję Informacyjną
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/687648-wstrzasajace-slowa-zon-i-matek-ukrainskich-bohaterow