W poniedziałek dziennikarze ukazującej się w regionie Marsylii gazety „La Provence” zakończyli strajk, rozpoczęty tydzień wcześniej w reakcji na zwolnienie cenionego przez nich redaktora naczelnego. Aurélien Viers stracił pracę po wizycie Emmanuela Macrona oraz szefa MSW Geralda Darmanina w imigranckim getcie „La Castellane”, gdzie prezydent Francji ogłosił plan walki z narkobiznesem pod tytułem „czyste miejsce XXL”. (« place nette XXL »). Dziennikarze gazety przepytali mieszkańców getta co sądzą o wizycie prezydenta i ogłoszonych przez niego planów. Ci odpowiedzieli: „On wyjechał, a my wciąż tu jesteśmy”. W tekście mówili także o „zorganizowanej PR-owskiej hucpie” i „operacji komunikacyjnej”, która „nie rozwiąże problemów przedmieść”. Pierwszy cytat stanowił zresztą tytuł artykułu w „La Provence” na temat wizyty Macrona.
Dla właściciela gazety, który jest przyjacielem prezydenta, było to nie do przyjęcia. Mimo opublikowanych następnego dnia na pierwszej stronie gazety przeprosin, Rodolphe Saadé zwolnił Viersa dyscyplinarnie, zespól redakcyjny w proteście rozpoczął strajk. Gazeta nie ukazała się ani w miniony piątek, ani w sobotę, niedzielę i poniedziałek. Związki zawodowe dziennikarzy wystosowały apel do właściciela „La Provence”, by przestał ingerować „w linię redakcyjną” gazety i przypomniały mu, że gdy kupował tytuł w 2022 r. udzielił dziennikarzom „gwarancję niezależności”. Jak twierdzi dziennik „Libération” partia prezydencka „Renesans” wywarła presję na Saadé by „zrobił porządek z tym afrontem wobec honoru republiki”. Szczególnie oburzony miał być szef struktur partii w Prowansji Renaud Muselier, który miał „skonsultować się w tej sprawie z samym prezydentem”.
Bądź jak bądź redaktor naczelny dziennika stracił prace, bo odważył się oddać głos mieszkańcom getta „La Castellane”, którzy wyrazili to co wszyscy myślą, że prezydenckie plany oczyszczenia przedmieść z przestępców to „pic na wodę”. W strajku dziennikarzy „La Provence” wsparli ich koledzy z innej lokalnej gazety „La Tribune” oraz stacji telewizyjnej BFMTV, którą Saadé zamierza kupić. „Tu nie chodzi o tego czy innego redaktora naczelnego, tylko o wolność słowa” – mówiła Audrey Letellier, szefowa związków zawodowych dziennikarzy SNJ. Nie jest zresztą tajemnica, że Macron za dziennikarzami nie przepada. W 2018 r., po tym jak po raz pierwszy został wybrany na prezydenta zadeklarował, że woli trzymać „zdrowy dystans do mediów”. Objawiało się to m.in. tym, że chciał samodzielnie wybierać dziennikarzy, którzy mogą z nim podróżować i zadawać mu pytania, wywołując oburzenie w redakcjach. Salę prasową w Pałacu Elizejskim natomiast zlikwidował.
Protest w redakcji „La Provence” zakończył się sukcesem. Aurélien Viers został przywrócony. Tyle, że jest to gorzkie zwycięstwo. Nikt się bowiem już nie odważy w „La Provence” być nadmiernie krytyczny wobec Macrona. Zdaniem zawiązków zawodowych artykuł, który tak oburzył prezydenta był „rzetelny” , a oni, dziennikarze, musieli za niego przepraszać. Zamiast zwykłej cenzury teraz będzie w gazecie królować autocenzura. A jeśli Saadé kupi BFMTV, najchętniej oglądaną stację informacyjną we Francji z 10 mln widzów dziennie, to Macron zyska kolejny medialny przyczółek w którym nie będzie krytykowany, ani zresztą nikt z jego ugrupowania. No, ale Francja, w przeciwieństwie do Polski to państwo z długą tradycją demokratyczną, gdzie takie rzeczy są dozwolone. A co najmniej nie szkodzą. Nieprawdaż?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/686705-wysmiali-macrona-redaktor-naczelny-gazety-stracil-prace