Jim Sciutto, główny korespondent CNN d.s. bezpieczeństwa narodowego ujawnił, że jesienią 2022 roku administracja Bidena była przekonana, iż Rosja zamierza użyć na Ukrainie taktycznej broni jądrowej i prowadziła zakrojone na szeroką skalę związane z tym przygotowania. Jak ujawnił w swej najnowszej książce, mającej trafić do sprzedaży za 3 dni, której fragmenty wydrukowała jego macierzysta stacja przekonanie to opierało się na danych wywiadowczych, które udało się w tym czasie pozyskać.
Były one na tyle wiarygodne, że, jak powiedział Sciutto anonimowy przedstawiciel Białego Domu zagrożenie „nie było tylko hipotetyczne — opierało się również na pewnych informacjach, które zebraliśmy”. Rewelacje dziennikarza CNN najprawdopodobniej doprowadzą do wznowienia trwającej już w Stanach Zjednoczonych dyskusji na temat skuteczności polityki odstraszania Joe Bidena, ale z naszej perspektywy istotne jest również prześledzenie tego jak Waszyngton zareagował na rosnące zagrożenie eskalacją konfliktu na Ukrainie. Jak pisze Sciutto, od końca lata 2022 roku Narodowa Agencja Bezpieczeństwa zorganizowała co najmniej kilka spotkań związanych z tym, jak Ameryka ma zareagować na użycie broni jądrowej, w jaki sposób wzmocnić siłę odstraszania jeśli tego rodzaju scenariusz się ziści oraz jak przeciwdziałać eskalacji i walczyć ze skutkami ataku nuklearnego. Amerykanie byli wówczas przekonani, że skuteczna ofensywa ukraińskich sił zbrojnych zarówno na południu (Chersoń) jak i na północy (Kupiańsk – Łyman) i możliwe kaskadowe załamanie się rosyjskich linii, będzie triggerem czyli impulsem uruchamiającym scenariusz nuklearny. Co prawda oficjalna doktryna atomowa Federacji Rosyjskiej nie przewiduje ataku w tego rodzaju sytuacji, bo mowa jest w niej o agresji wroga na tereny Federacji Rosyjskiej, a w tym wypadku ofensywa prowadziła do odzyskania przez Ukrainę własnych terenów, ale Amerykanie byli przekonani, że „Putin może widzieć to inaczej”. Impulsem, który umacniał ich w tym poglądzie było rozpoczęcie wówczas przez rosyjska propagandę narracji na temat przygotowywania przez Kijów „brudnej bomby atomowej”, która miałaby być zdetonowana na obszarze Rosji. W październiku 2022 roku Sergiej Szojgu, rosyjski minister obrony, zadzwonił do swoich odpowiedników w państwach Zachodu ostrzegając ich przed „ukraińską prowokacją” z użyciem brudnej bomby. Tego rodzaju aktywność amerykańscy eksperci uznali za rozpoczęcie przygotowań do „operacji pod fałszywą flagą”, która została uznana za początek przygotowań do ataku nuklearnego.
Wywiad pozyskał też w tym czasie informacje z nasłuchu radiowego, świadczące, że wysocy rangą rosyjscy politycy rozmawiają ze sobą na temat użycia taktycznej broni jądrowej. Z naszego punktu widzenia nie jest aż tak ważna kwestią rozstrzygnięcie czy Rosjanie wprowadzili wówczas Waszyngton w błąd sprytnie zaplanowaną i dobrze przeprowadzoną operacją dezinformacyjną. To oczywiście jest istotna kwestia, ale jeszcze ważniejsze jest to co zrobili Amerykanie, którzy wierzyli, że rozpoczęła się eskalacja nuklearna. Mielibyśmy w tym wypadku do czynienia z czymś w rodzaju „eksperymentu naturalnego” dzięki któremu możemy prześledzić reakcję Stanów Zjednoczonych w realiach zbliżającej sie eskalacji nuklearnej. Co prawda amerykańskie służby wywiadowcze śledziły wówczas ruchy rosyjskich sił strategicznych i jak powiedział anonimowo jeden z rozmówców Sciutto „nie widzieliśmy” żadnych realnych przygotowań do użycia przez nie broni jądrowej, tym nie mniej Waszyngton działał w oparciu o założenie, iż ładunki taktyczne są na tyle małe, że ich przemieszczenie i przygotowanie do użycia przez Kreml mogło zostać niezauważone.
Reakcja Białego Domu
Jaka była reakcja Białego Domu? Po pierwsze poinformować Rosjan o tym, że Ameryka wie i jest poważnie zaniepokojona rozwojem sytuacji. Blinken dzwonił w tej sprawie do Ławrowa, Biden wysłał Burnsa (szef CIA) aby ten rozmawiał z Naryszkinem (do spotkania twarzą w twarz doszło w Turcji) a Mike Milley, szef Połączonych Sztabów telefonował do Walerego Gierasimowa. Równocześnie Amerykanie rozmawiali na ten temat z głównymi sojusznikami, którzy zostali zarówno poinformowani o narastających obawach Waszyngtonu jak i wezwani do rozpoczęcia przygotowań na wypadek rosyjskiego ataku jądrowego. Równolegle rozpoczęły się nieoficjalne rozmowy amerykańskiej dyplomacji z Indiami i Chinami, których celem było skłonienie tych państw aby wywarły one presję na Moskwę, celem deeskalacji, redukcji zagrożenia. Sformułowane wówczas zarówno przez Pekin jak i Delhi oficjalnie ostrzeżenia pod adresem Moskwy pozwoliły, w opinii przedstawicieli administracji, rozładować sytuację.
Sciutto rozmawiał też z politykami europejskimi po to aby zrekonstruować ich sposób myślenia i dowiedzieć się jak oceniali wówczas sytuację i czy w kolejnych miesiącach powtórzyło się zagrożenie rosyjskim atakiem jądrowym. Uzyskał odpowiedzi, które skłoniły go do sformułowania dwóch tez. Po pierwsze, zatrzymanie jesienią 2022 roku ukraińskiej ofensywy doprowadziło do uspokojenia sytuacji i zmniejszenia ryzyka eskalacji i po drugie, jak powiedział mu jeden z przedstawicieli administracji „Od tego okresu mniej niepokoiliśmy się tego rodzaju perspektywą, nie jest to coś, co zawsze jest poza naszymi głowami” oraz „Nadal udoskonalamy plany i… nie jest wykluczone, że w nadchodzących miesiącach ponownie będziemy musieli stawić czoła rosnącemu ryzyku”. Z tych celowo dwuznacznych wypowiedzi wynika w sposób dość oczywisty, że „alarm nuklearny” z jesieni 2022 roku miał wpływ na amerykańską politykę wobec Ukrainy. Pytanie tylko jaki? John Sciutto nie daje odpowiedzi, ale my winniśmy pamiętać o dwóch filarach polityki Waszyngtonu, które w kolejnych miesiącach pozostały nienaruszone. Dostawy sprzętu dla Kijowa nadal podporządkowane są zasadzie skalowania pomocy tak aby nie uruchomić scenariusza eskalacyjnego, co w praktyce oznacza np. blokadę przekazania rakiet ATACMS przez Amerykę czy wspieranie przez Waszyngton niechęci Berlina do transferu Taurusów. Po drugie należałoby się zastanowić, czy stanowczy sprzeciw Białego Domu przed otworzeniem Ukrainie perspektywy członkostwa w NATO w trakcie szczytu w Wilnie nie ma źródła w kryzysie nuklearnym roku 2022?
Sprawa jest o tyle istotna, że dotyczy skuteczności amerykańskiej polityki odstraszania Rosji. Mike Pompeo, były szef Departamentu Stanu, polityk uznawany za jednego z najbliższych współpracowników Donalda Trumpa, który w związku z tym uznawany jest za jednego z czołowych kandydatów na znaczącą funkcje w nowej administracji, w wywiadzie dla telewizji Fox powiedział, że administracja Bidena „osłabiła” amerykańskie odstraszanie państw autorytarnych, nie tylko Rosji ale również Chin i Korei Płn., co jest zjawiskiem niekorzystnym nie tylko dla stabilności w świecie ale wręcz dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. James Holmes, wykładowca strategii w Naval War College postawił na łamach The National Interest, pytanie czy „Biden ma problem z odstraszaniem”. Szukając na nie odpowiedzi przywołał opinie Henry Kissingera, który napisał, że „odstraszanie ma „paradoksalne konsekwencje”. Mianowicie jego sukces opiera się na „kryteriach zasadniczo psychologicznych”, a nie na brutalnej potędze militarnej. Celem wojny jest zwycięstwo. Celem odstraszania jest uczynienie sposobu działania, który rozważa potencjalny agresor, najmniej atrakcyjnym, ze wszystkich dostępnych dlań kierunków działania.”
Amerykańskie odstraszanie
Jeśli zatem tę miarę przyłożyć do sytuacji z jesieni 2022 roku, to trudno mówić o skuteczności amerykańskiego odstraszania. Eskalacja została zablokowana. Ale po pierwsze trudno poważnie utrzymywać, że w sposób trwały. A to oznacza, iż nawet jeśli założyć, że Moskwa zmieniła swój modus operandi w wyniku presji, to nie mamy do czynienia trwałym osłabieniem atrakcyjności tego rodzaju polityki. W grę wchodzi nierozstrzygnięta jeszcze druga, nie mniej istotna w tym kontekście kwestia. A mianowicie czy Rosja zdecydowała się na deeskalację uginając się pod presją (niemałe znaczenie ma też to czy czynnikiem przeważającym w tym wypadku był nacisk Stanów Zjednoczonych i sojuszników, czy może raczej ostrzeżenia ze strony Indii i Chin) czy może uznała, że cele które na tym etapie wojny sobie stawiała (zatrzymanie ofensywy Ukrainy) zostały osiągnięte i nie ma potrzeby potęgować napięcia. W tym ostatnim wypadku mamy do czynienia z najważniejszym w tym kontekście problemem – kto kogo odstraszył? Czy Amerykanie Rosję czy może odwrotnie, to Putin i jego ludzie skutecznie zablokowali niekorzystny dla siebie scenariusz, jakim mogło być kontynuowanie ukraińskiej ofensywy. Wrócę jeszcze do tych rozważań bo właśnie opublikowany został interesujący raport, którego Autorzy przeanalizowali rosyjską sygnalizację strategiczną związaną z bronią jądrową w czasie wojny na Ukrainie i doszli do ciekawych wniosków, ale wróćmy do artykułu Holmesa.
Kontynuując swe rozważania idzie on dalej śladem rozumowania Kissingera pisząc, że warunkiem skuteczności polityki odstraszania jest jednoczesne wypełnienie przez państwo odstraszające trzech kryteriów – siły (posiadania adekwatnych do wyzwań sił zbrojnych o odpowiednim poziomie przygotowania), determinacji aby jej użyć (zdolności polityków do podjęcia trudnych decyzji) i przekonania przeciwnika, że nasze groźby są realne. Te trzy kryteria muszą być spełnione łącznie. Nawet jeśli będziemy dysponować siłą i zdolnością do jej użycia a nasz przeciwnik będzie nas postrzegał jako słabych i niezdecydowanych, to wówczas nasze odstraszanie okaże się nieskuteczne, bo może on zdecydować się powiedzieć sprawdzam i rozpocząć agresję. A zatem reputacja jaką mamy w świecie polityki międzynarodowej, obok realnych zdolności, jest nie mniej istotnym od siły naszej armii czynnikiem zwiększającym siłę odstraszania. W tym kontekście Holmes przywołuje przykład wycofania się Amerykanów z Afganistanu argumentując, podobnie zresztą jak Republikanie (Trump i McConnell), że zarówno sposób ewakuacji sił jak i decyzja Bidena aby przeprowadzić tego rodzaju ruch nawet mimo sprzeciwu sojuszników negatywnie wpłynęło na siłę odstraszania Stanów Zjednoczonych. Decyzja aby oddać pole słabszym Talibom mogła, w jego opinii, przekonać Putina i Xi Jinpinga, że Amerykanom brak jest determinacji i woli politycznej aby konsekwentnie używać argumentu siły, zwłaszcza jeśli wojna będzie długim konfliktem, zaś przeforsowanie takiego ruchu przez Bidena mimo oporów państw zaangażowanych obok USA w Afganistanie mogło uruchomić myślenie na temat narastających sprzeczności w obozie Zachodu.
„Okienko możliwości”
W efekcie, na poziomie psychologicznym, który jest nie mniej istotny w polityce odstraszania od innych, u przeciwników Stanów Zjednoczonych mogło pojawić się przekonanie o tym, że otwiera się „okienko możliwości”. Na tej podstawie Putin mógł, argumentuje amerykański ekspert, zacząć postrzegać „Amerykę jako państwo znajdujące się w odwrocie na całym świecie – w tym w bliskiej zagranicy Rosji.” Nie ma znaczenia czy sąd ten w sposób prawidłowy diagnozował sytuację, w przypadku odstraszania liczy się to co myślą nasi przeciwnicy, nawet jeśli się mylą. Putin po wybuchu wojny na Ukrainie tylko wzmocnił swą narrację mówiącą o „zmierzchy Ameryki” i kresie unipolarnego momentu, co wskazywałoby, iż nadal tkwi w tego rodzaju przekonaniu. A to, zmniejsza siłę amerykańskiego odstraszania. Holmes konkluduje swój artykuł stwierdzeniem, że „Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i ich polityczni przywódcy muszą utrwalić reputację Ameryki w zakresie sprawności bojowej – w przeciwnym razie system odstraszania raz po raz zawiedzie.” Cóż to oznacza? Po Afganistanie reputacja Ameryki doznała poważnego uszczerbku w oczach liderów państw autorytarnych. To osłabiło odstraszanie i zachęciło tych którzy są zainteresowani rewizją porządku międzynarodowego do działania. Jeśli Stany Zjednoczone nie odbudują swej reputacji, czyli nie odwołają się do argumentu siły i nie wygrają w sposób przekonujący wojny (nie ma większego znaczenia z kim toczonej i gdzie – MB), to reputacja Ameryki nie zostanie odbudowana i niezależnie od realnych zdolności musimy się liczyć z tym, że i w przyszłości odstraszanie będzie nieskuteczne.
Wróćmy teraz do rosyjskiej komunikacji strategicznej i przywoływanego już przeze mnie wcześniej raportu CSIS. Jego Autorzy analizując kilka „alarmów jądrowych” wywołanych przez Rosjan w czasie ukraińskiej wojny, dochodzą do wniosku, że w pierwszej fazie wojny, kiedy Rosjanie uważali, iż są w stanie zdobyć Kijów odwoływali się do „straszaka nuklearnego” po to aby „powstrzymać bezpośrednią bezpośrednie zaangażowanie się NATO w wojnę”. W czasie drugiego alarmu, latem i wczesną jesienią 2022 roku, kiedy ukraińska ofensywa rozwijała się w niepokojący sposób dla Moskwy, kolejny kryzys nuklearny miał na celu wpłynięcie na politykę Zachodu w kwestii dostaw pomocy wojskowej dla Ukrainy. Najpierw mogło chodzić o jej opóźnienie, co miało krytyczne dla Rosjan znaczenie zwłaszcza w czasie ukraińskiej ofensywy jesienią 22 roku, potem w grę wchodziło zarówno spowolnienie dostaw jak i wywarcie wpływu na decyzję o dostarczeniu niektórych bardziej zaawansowanych systemów (ATACSM, F-16). Pytanie na które Autorzy nie udzielają ostatecznej odpowiedzi, jest kwestia kto kogo odstraszył jesienią 2022 roku? Czy Rosjanie groźbami jądrowymi Zachód i w konsekwencji Ukrainę, która zatrzymała ofensywę, czy może Stany Zjednoczone Rosję, która zdecydowała się w efekcie deeskalować? A może decydującą role odegrały Chiny i Indie wywierając presję na Moskwę? Tego nie wiemy, ale warto przypomnieć rozmowę generała Załużnego końca ubiegłego roku z tygodnikiem The Economist. Były już dziś dowódca ukraińskich sił zbrojnych powiedział wówczas, iż był zwolennikiem kontynuowania jesiennej (z 2022 roku) ofensywy, która miała wszelkie szanse aby rozbić osłabione i zdemoralizowane siły Moskali o osiągnąć brzeg Morza Azowskiego. Aby zrealizować te plany potrzebował od Amerykanów sprzętu. Tylko zamiast wtedy kiedy był on najbardziej potrzebny, czyli późnym latem 2022 roku, dotarł on pół roku później. Jarosław Trofimow, reporter Yhe Wall Street Journal ujawnił w swojej książce , w której powołuje się na relacje urzędników z administracji Zełenskiego, ale również wykorzystuje swe źródła w Waszyngtonie, że Kijów prosił wówczas o 90 haubic samobieżnych z amunicją. Ale jej nie dostał bo administracja Bidena przestraszyła się wówczas rosyjskich gróźb nuklearnych. Później ochłonęła i zaczęła dostarczać sprzęt, finalnie nawet więcej, ale było już zbyt późno. A w czasie wojny czas jest czynnikiem, który może przesądzić o wyniku konfliktu.
Opóźnienie amerykańskiej pomocy - taki był wówczas cel, który chciała osiągnąć Moskwa oddalając perspektywę upokarzającej klęski i zyskując czas niezbędny na mobilizację i budowę linii umocnień. To też jeden z wymiarów polityki odstraszania. Tym razem to Putinowi udało się odstraszyć Bidena i zablokować dostawy sprzętu dla Ukrainy. Niewykluczone, że w rezultacie skutecznej polityki odstraszania Rosja przybliżyła swoje zwycięstwo w wojnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/684690-czy-ameryka-jest-w-stanie-odstraszac-rosje