W grudniu 2023 r. granicę USA z Meksykiem przekroczyło prawie 250 tys. migrantów. To o 31 proc. więcej niż miesiąc wcześniej. Ten wzrost – i przekonanie wielu Amerykanów, że granice kraju są zasadniczo szeroko otwarte – stanowi ogromne polityczne obciążenie dla Joe Bidena. Za prezydentury Baraka Obamy uważano, że 1000 przekroczeń granicy dziennie to na tyle dużo, że należałoby wprowadzić stan wyjątkowy. Dziś liczba tych nielegalnych przekroczeń sięga nawet 10 tys. dziennie. Nic dziwnego więc, że zaledwie 27 proc. Amerykanów aprobuje politykę imigracyjną prezydenta. Ponad dwukrotnie więcej osób ufa w tej kwestii Donaldowi Trumpowi, który prawdopodobnie stanie w szranki z urzędującym gospodarzem Białego Domu podczas wyborów prezydenckich na jesieni.
Na domiar złego gubernator Teksasu Greg Abbott, po tym jak wysyłał autokary pełne migrantów do rządzonych przez demokratów „miast sanktuariów”, jak Nowy Jork czy Boston, gdzie pogorszył się w konsekwencji znacznie kryzys bezdomności - dwa samoloty pełne migrantów wylądowały także na ekskluzywnej wyspie Martha’s Vineyard, gdzie postępowi i bogaci mają domy letniskowe, wywołując panikę – teraz postanowił pokazać władzom federalnym, że granice można zamknąć, jeśli się tylko chce. Jak twierdzi gubernator od początku kadencji Bidena w styczniu 2021 r. straż graniczna zetknęła się z nielegalnymi imigrantami ponad 6,3 mln razy. Prawie 4 mln z tych spotkań miało miejsce w Teksasie. Jednocześnie ze statystyk Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego wynika, że ponad 3 mln osób zostało w tym czasie wpuszczonych do kraju. A kolejne 1,7 mln przedarło się do niego nielegalnie lub nie wyjechało, gdy skończyła im się ważność wiz. Ergo – sugeruje Abbott – rząd federalny nie chroni granicy, która jest dziurawa niczym ser szwajcarski.
Większość tych migrantów złożyła wnioski o azyl, ale sądy są tak przeciążone, że zalega w nich obecnie ponad 3 mln wniosków, czyli ponad dziesięciokrotnie więcej niż w 2012 r. Ci migranci będą więc czekając na termin w sądzie, pracować i mieszkać w Stanach Zjednoczonych przez długi czas, a wielu z nich nie opuści kraju, nawet jeśli sąd im to ostatecznie nakaże. To skłoniło gubernatora Abbotta do rozpoczęcia operacji Lone Star (Samotna Gwiazda), czyli rozmieszczenie na granicy z Meksykiem Gwardii Narodowej Teksasu, sił Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego Teksasu (DPS) i innego personelu organów ścigania w marcu 2021 r. Od początku istniał spór między Strażą Graniczną, która jest agencja federalną, a siłami Teksasu. Ten spór się zaostrzył, gdy Teksańska Gwardia Narodowa umieściła około 70 000 rolek drutu kolczastego żyletkowego na granicy w pobliżu Eagle Pass w październiku 2023 r.
Straż graniczna drut kolczasty regularnie przecinała, by pomagać choćby tonącym migrantom- Eagle Pass leży nad Rio Grande i wielu migrantów przepływa przez rzekę. Teksańska Gwardia Narodowa wtedy uzupełniała rolki. 10 stycznia jednak Abbot kazał Gwardii narodowej zająć Shelby Park, będący własnością miasta i przylegający do Rio Grande. Następnie zbudowano ogrodzenie wokół parku i odmówiono straży granicznej dostępu do niego. Rzecznik gubernatora Abbotta uzasadnił zajęcie parku argumentem, że „Teksas musi odeprzeć inwazję migrantów zaproszonych do kraju przez Joe Bidena”. Obie strony zwróciły się do sądów i ostatecznie Sąd Najwyższy zdecydował głosami 5-4, że straż graniczna ma mieć dostęp do całej granicy, co oznacza także, że ma prawo usuwać drut kolczasty. Gubernator Abbott decyzji SN oczywiście nie uznał, bo jego zdaniem konstytucja pozwala Stanom prowadzić własną politykę jeśli padły ofiarą inwazji, albo innego bezpośredniego zagrożenia. Z taką inwazją (migrantów) zdaniem Abbotta mamy właśnie do czynienia. Poza tym jego zdaniem ustawy imigracyjne głosowane w Waszyngtonie są niekonstytucyjne więc można je ignorować. Poparły go w tej kwestii liczne inne stany rządzone przez republikanów.
Nie oznacza to bynajmniej, że Stanom Zjednoczonym grozi druga wojna secesyjna albo chociażby rozwód Teksasu z USA. Nie o to tu bowiem chodzi. Tylko o emocję, o to by pokazać złą wolę Bidena w zarządzaniu kryzysem imigracyjnym oraz jego bezsilność. Amerykanie dobre pamiętają inicjatywę Trumpa budowy muru na granicy z Meksykiem, i nawet jeśli budowy nie dokończył to w ich świadomości „coś” robił, a Biden nie robi nic. Kwestia imigracji będzie kluczowa w tych wyborach prezydenckich i Abbott robi co może by pomóc Trumpowi w kampanii. On, republikanin stawia zasieki, a oni, demokraci, mu je rozmontowują. Trudno o bardziej dosadny obrazy kryzysu imigracyjnego. A, że jest to poważny kryzys, nie ulega kwestii. Dla Bidena może to być temat, o który się potknie. Oczywiście, ze może przejąć kontrolę nad Gwardią Narodową w Teksasie, jest ona w końcu częścią armii, a to on kontroluję armię jako głównodowodzący. Ale nie wyglądałoby to dobrze. W zasadzie cokolwiek by nie zrobił, nie wyglądałoby to dobrze, bowiem gdyby spełnił żądania republikanów odnośnie granicy, straciłby poparcie znacznej części młodej, lewicowej bazy wyborczej. Z jednej strony ma młodych wyborców i Latynosów w każdym wieku, którzy poparli go w 2020 r. i chcą, aby spełnił złożoną wówczas obietnicę liberalizacji przepisów imigracyjnych. Z drugiej strony, prawie dwie trzecie dorosłych Amerykanów uważa, że Biden „powinien być bardziej surowy” wobec imigrantów przekraczających granicę.
Dlatego Abbott upiera się przy rozkładaniu dalszych rolek drutu kolczastego, także na rzece, by zniechęcić migrantów do jej przekroczenia. I nic sobie nie robi z gróźb Waszyngtonu. Przy okazji chwali się, że obok migrantów przechwycił setki milionów dawek fentanylu, przemycanego do USA przez kartele. W 2016 roku Trump mówił o „granicznym chaosie”, i przyniosło mu to nominację republikanów, a następnie prezydenturę. Prowadził wówczas kampanię tak, jakby granicę przekraczała nielegalnie rekordowa liczba migrantów. Wtedy nie było to do końca prawdą, ale dziś jest. I każdy to widzi. Tymczasem Biden już w 2022 r. zaczął stosować niektóre z rozwiązań Trumpa. Zgodził się uzupełnić ubytki w murze granicznym. W przypadku osób ubiegających się o azyl, które próbują przedostać się przez granicę niezauważone, ich wnioski, z kilkoma wyjątkami, są automatycznie odrzucane. Tyle, że prezydent woli się tym nie chwalić, by nie uchodzić za hipokrytę. Tak Biden stał się zakładnikiem kwestii imigracji i tym samym republikanów, którzy nie chcą zgodzić się na dalsza pomoc Ukrainie, jeśli nie zatrzyma on napływu migrantów.
Zresztą migranci czekający po meksykańskiej stronie granicy także spodziewają się zwycięstwa Trumpa. Im bliżej do wyborów prezydenckich, tym więcej z nich ruszy w drogę, by dostać się do wymarzonego eldorado, zanim ta droga zostanie – być może – ostatecznie zamknięta.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/679975-spor-o-granice-jesli-biden-przegra-wybory-to-przez-migracje