Alex Stubb, były premier Finlandii, polityk centoroprawicowej Partii Koalicji Narodowej, który w sobotnich wyborach prezydenckich ma największą szansę na zajęcie pierwszej lokaty i zwycięstwo w drugiej turze powiedział w wywiadzie dla dziennika „The Financial Times”, że Finlandia czuje się bezpieczna, nie obawia się żadnych prowokacji ze strony Rosji, a udało się jej to osiągnąć dzięki wykorzystaniu „potrójnego zamka” gwarantującego zdolności do obrony kraju. Są nimi – własny potencjał obronny, członkostwo w NATO i bliska współpraca wojskowa ze Stanami Zjednoczonymi, czego potwierdzeniem było podpisanie przed końcem ubiegłego roku umowy w tym zakresie przewidującej powstanie amerykańskich baz i magazynów wojskowych w Finlandii.
Te trzy elementy są również w opinii fińskiego polityka czynnikami odstraszania Rosji, bo Helsinki nie tylko odwołują się do własnego potencjału, społecznej determinacji i poparcia dla działań proobronnych ale również podkreślają znaczenie wielostronnego systemu sojuszniczego (NATO), choć z czytelnymi priorytetami (Stany Zjednoczone). W ostatnim czasie we wszystkich państwach Nordyckich, jak również Bałtyckich, mamy do czynienia z szeregiem działań mających zwiększyć siłę polityki odstraszania. Przypomnijmy kilka, tylko z ostatnich tygodni. I tak ministrowie obrony Państw Bałtyckich podpisali umowę przewidującą budowę na ich granicach z Federacją Rosyjską i Białorusią systemu umocnień i zapór, które mają stanowić trudną do przebycie linię obrony. Mowa jest o budowie nawet 600 bunkrów, która wraz z innymi elementami inżynieryjnego przygotowania terenu, w oparciu o plany obrony, mają utrudnić postępy Rosjanom, jeśli ci zdecydują się zaatakować. Obrona w tak przygotowanym terenie ma znacząco zwiększyć to co Jonatan Vseviov, sekretarz generalny w estońskim ministerstwie spraw zagranicznych określił mianem „rosyjskich kosztów wojny”. W jego opinii cena agresji jaką Rosjanie będą musieli zapłacić jeśli zdecydują się na zaatakowanie Bałtów powinna być „nieakceptowalnie wysoka” dla nich, co w konsekwencji może i powinno wpłynąć na kalkulacje strategiczne Moskali i w efekcie odwieść ich od myśli o celowości ataku.
Obowiązkowe szkolenia
Innym elementem tej samej polityki odstraszania jest to, co zapowiedzieli Szwedzi. Otóż minister Carl-Oskar Bohlin, odpowiadający za obronę cywilną przestrzegł, iż „wojna może dotrzeć” do tego skandynawskiego kraju, co zmusiło rząd do podjęcia decyzji o przywróceniu obowiązkowego szkolenia w zakresie obrony cywilnej. W związku z tą decyzją, której jednym z wymiarów jest to, że wszyscy młodzi obywatele Szwecji mający 18 lat musieli nie tylko wypełnić specjalne ankiety, ale będą też uczęszczać na 11 - miesięczny kurs w toku którego nauczą się jak zachowywać się w różnych sytuacjach kryzysowych, premier Ulf Kristersson, powiedział , że „w ten sposób krok po kroku odbudowujemy nasz system obrony powszechnej”. Dodał też, że „paszport to nie tylko dokument ułatwiający podróżowanie” i bycie obywatelem wiąże się z obowiązkami. Szwecja, mimo, iż nie jest formalnie członkiem NATO zapowiedziała również wysłanie swego kontyngentu wojskowego na Łotwę, co spotkało się z pozytywną reakcją Rygi a także planuje w przyszłym roku przeszkolić w zakresie obrony cywilnej 100 tys. młodych ludzi. Ta manifestacja spoistości społecznej i gotowości do przyjścia sojusznikom z pomocą wojskową w połączeniu z deklaracjami na rzecz odbudowy systemu obrony powszechnej jest też elementem zwiększania siły polityki odstraszania. Przeciwnik, w tym wypadku Rosja, otrzymuje nie budzący wątpliwości sygnał, że będzie walczył w razie agresji nie tylko z armią ale również z przeszkolonym i zdeterminowanym społeczeństwem. Nota bene Finlandia również zaczęła, tak jak Bałtowie, odbudowywać swoje bunkry ciągnące się wzdłuż liczącej ponad 1380 km granicy z Rosją.
Wydaje się, że w Europie Środkowej mamy do czynienia z nieco innym niż w przypadku Skandynawów i Bałtów „pomysłem” na to w jaki sposób odstraszać Rosjan. Mniejszy nacisk kładzie się na system powszechnego oporu a więcej nadziei pokłada w propozycjach rozbudowy sił zbrojnych. Problemami, które w tym podejściu jawią się jako najistotniejsze to kwestie kryzysu rekrutacyjnego i zdolności sektora zbrojeniowego do odpowiednio wydajnej produkcji na zwiększone potrzeby przygotowującej się do intensywnej wojny armii.
Odpowiedź na kryzys
Warto w związku z tym zwrócić uwagę na kilka spraw. Otóż w Niemczech rozpoczęła się dyskusja na temat tego w jaki sposób można będzie porodzić sobie z oczywistym kryzysem rekrutacyjnym jaki dotknął Bundeswehrę nie będącą w stanie zrealizować swych planów rozbudowy kadrowej. W związku z tym Markus Söder, szef bawarskiej CSU zaproponował przywrócenie dla wszystkich mężczyzn obowiązkowej służby wojskowej, a obecny minister obrony, socjaldemokrata Pistorius, nota bene najpopularniejszy polityk tej formacji, zaczął się publicznie zastanawiać czy nie wdrożyć w Niemczech „modelu szwedzkiego”. Jego istotą jest to, że służba wojskowa jest formalnie obowiązkowa, ale faktycznie i zdroworozsądkowo siły zbrojne powołują tylko tych kogo mogą przeszkolić i kto ma potrzebne armii umiejętności. Jednak niedawno Pistorius zaproponował jeszcze jedno rozwiązanie, które ma większe szanse powodzenia, choć w Polsce zostanie przyjęte zapewne z tzw. mieszanymi uczuciami. Przyznał on w wywiadzie dla dziennika „Tagespiegel”, że rząd rozważa stworzenie niemieckiej „legii cudzoziemskiej”, czyli liczącej nawet 20 tys. żołnierzy formacji wojskowej w której służyć mieliby ludzie bez niemieckiego paszportu. W świetle dziś obowiązującego prawa nie jest to możliwe, ale obecna koalicja rządząca Niemcami dopuszcza nowelizację stosownych ustaw. Od 2022 roku Bundeswehra stara się organizując intensywną kampanię reklamową pozyskać taką właśnie liczbę ochotników, ale jak widać, z niezadowalającymi rezultatami.
Można postawić w tym kontekście pytanie, gdzie Niemcy mogą pozyskać te 20 tys. żołnierzy do swego legionu cudzoziemskiego? Pewną wskazówką mogą być zapisy traktatu o współpracy w zakresie obrony i współpracy przemysłów zbrojeniowych jaki Ukraina podpisała niedawno z Wielką Brytanią. Znalazły się tam nie tylko zapisy na temat niemałej, bo wartej 2,5 mld funtów brytyjskiej pomocy wojskowej dla Kijowa, ale również punkt przewidujący czynną pomoc sił zbrojnych Ukrainy w sytuacji kiedy zaatakowana zostałaby Wielka Brytania. Brzmienie tego artykułu pozostawia szerokie pole spekulacjom na temat jego interpretacji, ale nie zmienia to dwóch faktów. Po pierwsze umowa ta ma stać się „wzorem” dla innych państw. Podpisanie podobnych traktatów zapowiedziała już Francja, Rumunia, a w czasie niedawnej wizyty premiera Tuska w Kijowie również Polska. Niemcy zapewne też podpiszą umowę tego rodzaju na co wskazywałyby ostatnie deklaracje premiera Scholza o przygotowaniu przez Berlin kolejnej transzy pomocy dla Ukrainy o wartości 5 mld euro. Miałaby to być pomoc udzielana w ramach porozumienia dwustronnego, co przypomina rozwiązania znajdujące się w traktacie brytyjsko – ukraińskim. Nota bene Thierry Breton, francuski eurokomisarz skrytykował Berlin za przyjęcie tego rodzaju formuły, bo zdaniem Paryża raczej należałoby dążyć do stworzenia europejskiego, wartego nawet 100 mld euro funduszu z przeznaczeniem na pomoc wojskową dla Kijowa i zwiększenie zdolności wojskowych Wspólnoty. Jednak Berlin poszedł inną drogą, która oznacza, w moim odczuciu, powielenie rozwiązań brytyjskich. Upraszczając nieco całą kwestie można przyjąć, że państwa europejskie będą finansować część ukraińskich sił zbrojnych, być może będą je również wyposażać, zapewne także szkolić. Tak długo jak będą one zaangażowane w walkę z Moskalami będą elementem osłabiania i wiązania sił rosyjskich, kiedy wojna wejdzie w fazę uspokojenia lub wręcz zamrożenia, możliwy będzie inny model współpracy.
Warto też zwrócić uwagę na zmiany w ukraińskiej legislacji. Otóż prezydent Zełenski, który już od początku swojej kadencji opowiadał się za nowelizacją ukraińskiego prawa o podwójnym obywatelstwie właśnie wniósł do Rady Najwyższej projekt ustawy w tej sprawie. Warto wiedzieć, że do tej pory ukraińskie prawodawstwo nie dopuszczało podwójnego obywatelstwa a nawet posiadacz drugiego paszportu mógł podlegać karze. Teraz to się może zmienić, oczywiście jeśli ukraiński parlament przyjmie zmiany, bo wcześniejsze propozycje Zełenskiego nie były rozpatrywane.
Cel zmiany prawa
Nowelizacja ustawy ma nadać obywatelstwo ukraińskie cudzoziemcom walczącym z Rosjanami, ale jej przyjęcie z pewnością zmniejszy ryzyko ponoszone przez tych obywateli Ukrainy, którzy chcieliby się zaciągnąć do sił zbrojnych państw sojuszniczych. Powoli będzie się zatem kształtował, jak się wydaje, nowy model. Ukraińskie siły zbrojne na wiele sposobów będą się integrować z formacjami państw NATO, zarówno w drodze wspólnego szkolenia jak i tworzenia mieszanych formacji. Ciężar ich wyposażenia i utrzymanie ponosić będą bogate państwa Zachodu a Ukraina dostarczy doświadczonego „rekruta”. Tego rodzaju rozwiązania mogą też stabilizować sytuację Ukrainy już po wojnie, kiedy bidny i zniszczony kraj będzie musiał utrzymywać zdolne do odstraszenia Rosjan siły zbrojne. I tak, w tego rodzaju realiach, Zachód będzie zmuszony „wziąć na utrzymanie” ukraiński siły zbrojne, które w przeciwnym razie mogłyby przekształcić się w prywatne armie. Ryzyko jest realne co widać choćby na przykładzie Kolumbii, która w czasie wojny domowej z lewicową partyzantką rozbudowała swe siły zbrojne, a po jej zakończeniu nie będąc w stanie ich utrzymywać zwolniła dotychczasowych żołnierzy i oficerów do cywila. W efekcie ci kolumbijscy weterani zasilili prywatne armie najemników na całym świecie, również tworząc „siły zbrojne” karteli przestępczych. Podobny scenariusz w przypadku Ukrainy, gdzie nadal mimo ogromnej emigracji i wcielenia do armii miliona mężczyzn, utrzymuje się 20 proc. bezrobocie, byłby dla Polski skrajnie ryzykowny. Również i Warszawa będzie musiała zapewne wziąć udział w budowie tego nowoczesnego „rejestru kozackiego”, który z pewnością nie tak będzie się nazywał, ale jego istota będzie podobna. Musimy jednak pamiętać, że stworzenie przez państwa Europy Środkowej w tym Niemcy takiej konstrukcji uruchamia potencjalnie niebezpieczny scenariusz. Ci mają najwięcej do powiedzenia, którzy skłonni są wyłożyć najwięcej, czynnik położenia, będący polski atutem maleje. Chcąc niwelować przewagę pieniądza, którą my nie dysponujemy, będziemy musieli być bardziej aktywni na innych polach. Trzeba też będzie myśleć strategicznie, z czym mamy w Polsce poważne problemy.
Ten model zwiększania potencjału wojskowego w naszej części Europy ma wszakże jedną wadę, której musimy być świadomi. Nie zwiększając systemu odpornościowego państwa, nie przygotowując się do modelu obrony powszechnej, przywiązujemy wagę do innego czynnika odstraszania. Bardziej liczymy na naszą i naszych sojuszników potęgę wojskową, w mniejszym stopniu na determinację i przygotowanie społeczeństwa. Wskazujemy w ten sposób przeciwnikowi nasze słabe punkty, ale również kładziemy kwestię bezpieczeństwa na jednej, wojskowej szali. A co będzie kiedy nie zbudujemy odpowiednio silnej armii, a sojusz wojskowy z Ukrainą i z Niemcami okaże się bardziej myśleniem życzeniowym niż realną opcją? Wówczas możemy stać się jednym z najsłabszych ogniw NATO-wskiego systemu bezpieczeństwa na wschodniej flance, a Moskale szukając asymetrii i słabych punktów Paktu Północnoatlantyckiego wręcz zostaną „zaproszeni” aby testować naszą odporność.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/679372-nowy-rejestr-kozakow-albo-dwa-czynniki-odstraszania