38 North, portal prowadzony przez Stimson Center, renomowany amerykański think tank strategiczny, który zajmuje się śledzeniem i analizowaniem sytuacji w Korei Płn. opublikował dwie analizy poświęcone fundamentalnym zmianom jakie w ostatnich tygodniach dokonały się w polityce Pjongjangu. Eksperci tego ośrodka badawczego mówią o zmianie strategii północnokoreańskiego reżimu, która ich zdaniem prowadzi do wojny z Koreą Płd.
Jak argumentują jej wybuch w świetle wystąpień Kim Jong Una na grudniowym 8. Plenum partii komunistycznej wydaje się być przesądzony, kwestią otwartą jest jedynie to kiedy działania wojskowe zostaną wznowione, ich skala i charakter wojny. Ruediger Frank przeanalizował grudniowe przemówienie północnokoreańskiego dyktatora i jest zdania, że jego istotą było przedstawienie „nowego stanowiska w sprawie stosunków Północ-Południe i polityki zjednoczenia” i ta zmiana pociąga za sobą daleko idące konsekwencje. Podążmy tokiem myślenia amerykańskiego eksperta. Po pierwsze uważa on, że przemówienie Kim Jong Una w którym uznał on Koreę Płd. za państwo wrogie, nie zapowiada porzucenia przez północnokoreański reżim idei „narodowego zjednoczenia” a zapowiedziana zmiana polega jedynie na przyjęciu nowej strategii. Teraz może ona być znacznie bardziej agresywna, a wachlarz działań inspirowanych przez Północ może obejmować akty dywersji, destabilizację sytuacji przez inspirowanie oraz wspieranie zamieszek i prób irredenty, a także otwartą interwencję o charakterze zbrojnym.
Kim zapowiedział w grudniu nową epokę w relacjach koreańskich, która w opinii Północy będzie polegać na traktowaniu Południa w kategoriach odrębnego i wrogiego państwa. Oznacza to odejście od polityki specjalnych relacji, ale też zapowiada strategiczne przeorientowanie polityki Pjongjangu, jako, że Kim skrytykował w sposób zawoalowany, ale czytelny, politykę swoich dwóch poprzedników. Cały tekst przemówienia Kim Jong Una na grudniowym plenum nie jest znany, ale z ujawnionych fragmentów wynika, że skrytykował on przyjętą jeszcze w 1973 roku tzw. strategię Trzech Zasad Zjednoczenia wypracowaną za czasów Kim Ir Sena (właściwie Kim Il Sunga). Mówiły one o suwerenności, polegającej na dążeniu do niwelowania wpływu sił zewnętrznych, idei Wielkiej Jedności Narodowej której istotą było prowadzenie polityki przełamującej różnice ideologiczne i polityczne obydwu systemów oraz pokojowym charakterze zjednoczenia obydwu państw koreańskich. Teraz północnokoreański dyktator zapowiedział rewizję tego podejścia uzasadniając potrzebę zmiany tym, że „my działaliśmy w dobrej wierze a druga strona nas oszukiwała”. Jednym z głównych argumentów, którymi posłużył się Kim Jong Un było jasno wyartykułowane przekonanie, że Korea Płd. uprawiała przez lata wrogą wobec Północy politykę, niezależnie od tego kto dzierżył stery rządów w Seulu, a to oznacza, iż na południu nie ma, jego zdaniem, sił politycznych zdolnych w dobrej wierze dążyć do zjednoczenia obydwu państw. Co więcej, jak stwierdził, Seul przez lata dążył do inkorporacji Korei Płn. udowadniając w ten sposób nie tylko, że jest państwem wrogim i dążącym do wojny, ale również chcącym zrealizować swe zamierzenia współpracując z siłami zewnętrznymi.
To zaś, jak otwarcie stwierdził Kim Jong Un uprawnia stwierdzenie, że Korea Płd. jest w gruncie rzeczy zamorską kolonią światowych mocarstw, tworem niesamodzielnym, nie reprezentującym narodu. Jak pisze Frank „Kim Dzong Un zadeklarował zakończenie rozmów zmierzających do zjednoczenia z jakąkolwiek administracją Korei Południowej, (…). Można to nawet zinterpretować jako ukryte wezwanie do powstania i zmiany reżimu w Korei Południowej, przypominające logikę Kim Ir Sena w przededniu wojny koreańskiej w 1950 r., kiedy próbował on uzyskać zgodę ZSRR na atak, argumentując, że „naród Korei Południowej ufa mi i polega na naszej potędze zbrojnej.”” W swym przemówieniu Kim Jong Un otwarcie zresztą wspominał o „działaniach” północnokoreańskiej armii, która będzie dążyć do podporządkowania sobie całego obszaru Południa. Amerykański ekspert zwraca uwagę na jeszcze inne nowe elementy w wystąpieniu koreańskiego dyktatora i szeregu jego wcześniejszych wypowiedziach.
„Nowa zimna wojna”
Otóż wyraźnie mówi on w nich o „nowej zimnej wojnie”, która uzasadnia zmianę generalnej strategii Północy. Frank przypomina, że po upadku komunizmu i rozpadzie ZSRR działania prowadzone przez Pjongjang miały na celu utrzymanie stabilności reżimu przez z jednej strony zwiększanie zdolności wojskowych, z drugiej zaś, w planie politycznym, w ramach de riskingu, przybrały kształt próby odbudowania relacji z Zachodem. W ten sposób, choć proces nie był łatwy i jego przebieg przypominał sinusoidę, Kimowie chcieli balansować rosnącą potęgę Chin i nadal silne wpływy Rosji. Wspominanie o nowej zimnej wojnie i konieczności zmian w północnokoreańskiej strategii państwowej jest, w opinii amerykańskiego eksperta, zapowiedzią rewizji również i tego kierunku polityki. Stosunki z Zachodem będą się pogarszać, czego symptomem jest zmiana tego w jaki sposób traktowana jest Korea Płd. Zastanawiając się jakie mogą być źródła tego strategicznego zwrotu w polityce Pjongjangu amerykański ekspert pisze, że „pozostaje jedynie niepokojące wyjaśnienie, że Kim Dzong Un uznał za konieczne przygotowanie swoich poddanych na znacznie bardziej twarde podejście do Korei Południowej, co źle wróży pokojowi i stabilności na Półwyspie Koreańskim. Patrząc na historyczne doświadczenia okresu przed wojną w Korei, możemy spodziewać się bardziej zdecydowanych i bardziej otwartych wysiłków Korei Północnej na rzecz wewnętrznej destabilizacji społeczeństwa Korei Południowej.” Jest on też zdania, że tę fazę wzajemnych stosunków, znacznie zaostrzonych może ostatecznie wygrać Seul, tak jak to miało miejsce w przypadku stosunków NRD – RFN, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych kiedy wschodnioniemieccy komuniści zainicjowali twardszą politykę wobec Bonn, ale nie zmienia to faktu, że w wchodzimy w epokę w której relacje na półwyspie koreańskim zaostrzą się do tego stopnia, że będziemy balansować na progu wojny.
O tym, że ona wybuchnie przekonani są autorzy drugiego raportu, którzy szukają odpowiedzi na tytułowe pytanie „Czy Kim Jong Un przygotowuje się do wojny?” Ich zdaniem już obecnie sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest najgorsza od roku 1950, a północnokoreański dyktator podjął decyzję o rozpoczęciu wojny. Póki co nie ma co prawda realnych dowodów na to, że przygotowania do konfliktu się zaczęły, co nie zmienia faktu, iż wojna jest bardziej prawdopodobna niż w czasie kilku ostatnich dziesięcioleci. Nie można też niestety wykluczyć, bo taka jest konkluzja raportu przygotowanego przez Roberta L. Carlina, który do niedawna odpowiadał za ten rejon świata w centrum analiz i wywiadu Departamentu Stanu a obecnie jest wykładowcą w Middlebury Institute of International Studies w Monterey oraz Siegfrieda S. Heckera, który jest profesorem w tym samym instytucie a w przeszłości kierował amerykańskim laboratorium nuklearnym w Los Alamos, że północnokoreański dyktator może zdecydować się na niespodziewany atak całym swym potencjałem rakietowy nie wyłączając głowic nuklearnych. Co skłania ich do tak pesymistycznego wniosku? Dokonują oni analizy wielkiej strategii państwa północnokoreańskiego, bo są zdania, że polityka Pjongjangu, choć sprawia nieraz wrażenie działań doraźnych i koniunkturalnych, kierowana jest przez oceny o charakterze strategicznym w których głównym punktem odniesienia jest postrzeganie sytuacji w świecie i możliwych kierunków jej ewolucji. Jak argumentują, historycznie „Począwszy od kluczowej, strategicznej decyzji Kim Il Sunga (Kim Ir Sena) w 1990 r., Północ prowadziła politykę skupioną na celu, jakim była normalizacja stosunków ze Stanami Zjednoczonymi traktowanymi jako bufor równoważący Chiny i Rosję.” Ta reorientacja wynikała z oceny sytuacji – komunistyczne ZSRR przegrało, Ameryka zwyciężyła wieloletnią rywalizację czasów zimnej wojny. Ta polityka prowadziła nawet do dopuszczenia w 2002 roku amerykańskiej grupy inspekcyjnej, której członkiem był Hecker, do północnokoreańskiego centrum atomowego w Yongbyon. W roku 2019, co było skutkiem spotkania Kim Jong Una z prezydentem Trumpem w Hanoi, które odbyło się rok wcześniej, północnokoreańskie władze doszły do dwóch wniosków. Po pierwsze uznały, że nie są w stanie osiągnąć normalizacji ze Stanami Zjednoczonymi, co oznaczało, iż pokojowa formuła zjednoczeniowa jest nierealna. Po drugie stwierdziły, iż zmienia się sytuacja strategiczna w świecie. Jej istotą jest malejąca, w porównaniu z latami po zakończeniu zimnej wojny, pozycja Stanów Zjednoczonych. Pjongjang rozpoczął, jak piszą amerykańscy eksperci, strategiczną reorientację na Chiny i Rosję, która była już „w toku” w momencie spotkania Xi – Putin przed wybuchem wojny na Ukrainie i znalazła swą kulminację w ubiegłorocznej podróży Kim Jong Una do Władywostoku i rozmowach z rosyjskim prezydentem. Przy czym, jak piszą Carlin i Hecker, ta „strategiczna reorientacja” jest bardziej skuteczna na kierunku rosyjskim niż chińskim, bo relacje z Pekinem nadal odbiegają od formuły partnerstwa. Niewykluczone, że ma to związek z osłabieniem Rosji i wynika z faktu, że Putin jest zainteresowany zmianą polityki Pjongjangu i nadaniu jej bardziej agresywnego charakteru. Jak zauważają na poziomie narracyjnym i propagandowym reżim północnokoreański już od wczesnej wiosny 2023 roku przygotowuje społeczeństwo do nieuchronności scenariusza wojennego, co powoduje, że wojownicze deklaracje Kima z grudniowego plenum trzeba uznać za pewną fazę, a nie kulminację, działań mogących prowadzić do zaostrzenia sytuacji na półwyspie.
Atak na Koreę Południową
Decyzja o ewentualnym ataku Północnej Korei na Południową może nam się wydawać szaleństwem, ale jak zauważają Autorzy wystąpienia „historia sugeruje, że ci, którzy przekonali się, że nie ma już dobrych opcji, przyjmą pogląd, że nawet najbardziej niebezpieczna gra jest warta świeczki.” Ich zdaniem Kim Jong Un mógł uznać, że jego kraj znalazł się w strategicznej pułapce. Zabiegi o normalizacje relacji ze Stanami Zjednoczonymi się nie powiodły, a świat wchodzi w fazę silnej, może nawet zbrojnej rywalizacji między Ameryką z jednej strony, a aliansem chińsko – rosyjskim z drugiej. Pjongjang nie może być w tej sytuacji „poza blokami”. Jeśli nie może liczyć na porozumienie z Zachodem i zjednoczenie na akceptowalnych dla siebie warunkach, to musi zbliżyć się do bloku z Ameryką rywalizującego. W obliczu rezerwy Pekinu jedyną drogą jest pogłębienie relacji z Moskwą, co wydaje się mieć miejsce. Putin jest zainteresowany destabilizacją sytuacji w państwach będących sojusznikami Ameryki, bo wyłącznie w ten sposób może osiągnąć końcowy sukces na Ukrainie. To wyjaśnia dlaczego obserwujemy powstawanie „osi” między Rosją i Koreą Płn. i dlaczego jesteśmy coraz bliżsi wojny na półwyspie.
Rosnące napięcie między oboma państwami koreańskimi narasta, zwłaszcza po tym jak siły Północy wystrzeliły ponad 60 pocisków artyleryjskich przed dwoma tygodniami w stronę południowokoreańskiej wysepki Yeonpyeong. Wcześniej, jesienią ubiegłego roku, mieliśmy do czynienia nie tylko z kolejnymi próbami północnokoreańskich systemów rakietowych, ale również z symulowanym atakiem jądrowym na cele w Korei Płd. Towarzyszy temu agresja retoryczna, czego przejawem jest choćby wystąpienie Kim Jong Una sprzed kilku dni przed północnokoreańskim „parlamentem” w którym określił on Koreę Południową mianem „stałego i walczącego wroga”.
Wpływ na politykę Stanów Zjednoczonych
Z naszej perspektywy pytaniem zasadniczym jest to, w jaki sposób wzrost napięcia, nie mówiąc już o wojnie, na Półwyspie Koreańskim wpłynąć może na politykę Stanów Zjednoczonych. Jest to o tyle istotne, że w przeciwieństwie do utartych opinii, to nie ewentualny konflikt o Tajwan zmusi Waszyngton do dokonywania bolesnych wyborów. Pisał o tym na łamach The Foreign Affairs w ubiegłym roku Mike Mazarr ekspert RAND. W jego opinii ewentualna wojna o Tajwan nie wymusi na Ameryce przesunięcia całości zasobów w rejon Indo – Pacyfiku co prowadziłoby do redukcji obecności i zdolności do przyjścia z pomocą zagrożonej Europie. Przed wszystkim z tego powodu, że na tajwańskim teatrze działań wojennych potrzebne są inne zdolności niż te które będą miały największe znaczenie na wypadek wojny w Europie. Ameryka będzie mierzyła się z wyzwaniem o charakterze logistycznym, ale nie będzie zmuszona do dokonania wyboru w stylu „bronić Tajwanu” czy „bronić wschodnią flankę NATO”. Z zupełnie inną sytuacją mieć będziemy do czynienia kiedy wojna wybuchnie na Półwyspie Koreańskim, choćby z tego powodu, że tam Amerykanie nie chcąc dopuścić do zwycięstwa komunistycznej Północy zostaną zmuszeni do zaangażowania swych sił lądowych. I wówczas będziemy mieć do czynienia z realnym dylematem strategicznym przed którym stanie Waszyngton. Z tego też powodu niekorzystna ewolucja polityki Korei Płn. i perspektywa wojny są ważnymi czynnikami wpływającymi również na naszą sytuację. Byłoby dobrze, abyśmy to dostrzegli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/678928-wojna-na-polwyspie-koreanskim-a-sytuacja-nato