W Wielkiej Brytanii następuje odwrót od ideologii gender – przynajmniej na poziomie rządowym. 18 grudnia premier Rushi Sunak opublikował oficjalne wytyczne na temat tego, jak brytyjskie szkoły powinny zachowywać się wobec dzieci, które definiują się jako transpłciowe lub dotknięte dysforią płciową. 19-stronicowy dokument zawiera podstawowe założenie, iż w tego typu sprawach niedopuszczalna jest hegemonia jednej myśli, którą narzucają wszystkim środowiska genderowe. Wydanie wytycznych stało się konieczne, ponieważ – jak wyjaśnia minister ds. kobiet i równości Kemi Badenoch – aktywiści LGBTQIA+ „błędnie zinterpretowali prawo i przejęli kontrolę nad tymi kwestiami w placówkach edukacyjnych”.
Punkt odniesienia: płeć biologiczna
Do tej pory dzieci, które deklarowały, że mają inną płeć niż biologiczna, mogły wymuszać na nauczycielach i rówieśnikach akceptację dla swej nowej autodefinicji. Zdarzały się nawet przypadki zwalniania z pracy pedagogów tylko dlatego, że zwracali się do uczniów po imieniu odpowiadającym ich płci biologicznej. Teraz ma być to niemożliwe. Zgodnie z wytycznymi rządu od tej pory nikt nie będzie nikomu zabraniał nazywania dziewczynki dziewczynką, a chłopca chłopcem.
Dokument podpisany przez Rushiego Sunaka zakazuje używania w szkole imienia niezgodnego z płcią biologiczną w przypadku osób, które nie poddały się zabiegom farmakologicznym i operacjom chirurgicznym, a mimo to deklarują się jako transpłciowe i żądają zaakceptowania tego przez otoczenie. Poza tym nauczyciele zostali zobowiązani do pilnowania, by media społecznościowe i inne dzieci nie miały wpływu na decyzje uczniów w tej sprawie. Co więcej, nauczyciele powinni zachęcać nastolatków z tego typu wątpliwościami, by porozmawiali na ten temat ze swoimi rodzicami. To praktyka odwrotna od obowiązującej do tej pory, ponieważ dotychczas szkoły zachowywały w tajemnicy przed rodzicami decyzje uczniów o planowanej zmianie płci.
Rządowe wytyczne zabraniają też korzystania w placówkach edukacyjnych z łazienek i szatni przeznaczonych dla osób transpłciowych lub niebinarnych – mają być tylko damskie lub męskie. Celem wymienionych regulacji jest – jak podkreślił minister edukacji Gillian Keegan – troska o zdrowie i bezpieczeństwo dzieci.
Oczywiście środowiska spod znaku sześciobarwnej tęczy ostro potępiły wspomniany dokument. Stowarzyszenie Stonewall oświadczyło, że jest on „niepraktyczny, niebezpieczny i sprzeczny z ustawą o równości”. Aktywiści LGBT oskarżają premiera Sunaka o zamach na prawa człowieka i godność jednostki. Nie mogą mu wybaczyć „transfobicznego” wpisu na Facebooku z 4 grudnia, który wstrząsnął nimi do głębi:
Mężczyzna jest mężczyzną, a kobieta jest kobietą. To zdrowy rozsądek.
Trzylatki kierowane do kliniki zmiany płci
Na zwrot Partii Konserwatywnej pod wodzą Rushiego Sunaka wpływ mają zapewne badania opinii publicznej, które wskazują na coraz większą niechęć brytyjskiego społeczeństwa do ideologicznej ofensywy środowisk LGBT. Wzburzenie wywołują zwłaszcza coraz liczniej ujawniane przypadki trwałego i nieodwracalnego okaleczania dzieci, które najpierw błędnie zdiagnozowano, a następnie usunięto im jajniki, piersi lub penisy.
Zapewne nowych zwolenników przysporzy premierowi publikacja w dzienniku „Daily Mail”, na łamach którego 27 grudnia ukazał się poruszający materiał o praktykach kliniki Tavistock w Londynie. To najbardziej znana w Anglii placówka zajmująca się operacjami tranzycji wśród dzieci. W lipcu 2022 roku brytyjskie władze podjęły decyzję, że do marca 2023 roku ośrodek powinien zostać definitywnie zamknięty z powodu systemowych nadużyć, do których w nim dochodziło. Mimo to funkcjonowanie kliniki przedłużono o rok.
Z tekstu w „Daily Mail” wynika, że w latach 2010–2020 do Tavistock kierowano jako osoby cierpiące na dysforię płciową nawet pociechy w wieku przedszkolnym. W ten sposób we wspomnianym okresie do placówki trafiło 12 dzieci trzyletnich, 61 czteroletnich, 140 pięcioletnich i 169 sześcioletnich. Wystarczyło, by trzylatek podczas zabawy w przedszkolu stwierdził, że chce być dziewczynką – i już mógł zostać pacjentem osławionej kliniki.
Była minister zdrowia Jackie Doyle-Price skrytykowała wciąż odraczane zamknięcie ośrodka, stwierdzając, że w Tavistock „nigdy nie powinny być przyjmowane trzyletnie dzieci”. Konserwatywna polityk zaapelowała:
Niech dzieci bedą dziećmi. Pozwólmy im się bawić i używać swojej wyobraźni. Nie powinniśmy medykalizować czegoś, co jest po prostu dorastaniem.
W podobnym duchu wypowiada się inna wpływowa przedstawicielka torysów, była minister spraw wewnętrznych Suella Braverman, która wielokrotnie krytykowała ideologię gender. Podczas niedawnej konwencji partyjnej w Manchesterze powiedziała, że jeśli nie rzuci się dziś wyzwania tej truciźnie, to sytuacja się tylko pogorszy. Polityk sprzeciwiała się m.in. przebywaniu „transpłciowych kobiet” (czyli biologicznych mężczyzn) na kobiecych oddziałach szpitalnych. Uzasadniała to potrzebą „ochrony godności, bezpieczeństwa i prywatności kobiet”. To właśnie te ostatnie są – jej zdaniem – najczęstszymi ofiarami ideologii gender.
Minister ds. kobiet i równości ma głos
Bez wątpienia główną twarzą nowej polityki anty-genderowej w rządzie torysów jest jednak czarnoskóra minister ds. kobiet i równości Kemi Badenoch. W innych krajach Zachodu jej odpowiedniczki zajmują się zazwyczaj forsowaniem agendy środowisk LGBT. W Wielkiej Brytanii jest inaczej. 19 grudnia konserwatywna polityk opublikowała w „Daily Mail” list otwarty, w którym napisała:
W ostatnich latach zaobserwowaliśmy gwałtowny wzrost liczby dzieci kwestionujących to, co odczuwają w związku z byciem chłopcem lub dziewczynką. Dzieciom wmawiano, że mogą urodzić się w niewłaściwym ciele, i że mamy abstrakcyjną „tożsamość płciową”, odrębną od naszej płci biologicznej. Jest to ideologia kwestionowana i zagmatwana. (…) Nie jest to termin występujący w prawie. A jednak ideologia ta przetoczyła się przez nasze szkoły, wywołując zaniepokojenie zarówno wśród rodziców, jak i nauczycieli, którzy mają dobre intencje, i którzy chcą postępować właściwie wobec dzieci znajdujących się pod ich opieką.
W liście Badenoch stwierdziła, że od kiedy w 2020 roku rozpoczęła pracę jako minister, stało się dla niej jasne, iż dyskusja publiczna na temat tożsamości płciowej została przejęta przez specyficzne grupy interesu o określonym programie, które nadały owej debacie toksyczny charakter. Widziała, jak rodzice wykluczani byli z podejmowania najważniejszych decyzji życiowych dotyczących ich dzieci. Obserwowała w sportach wyczynowych dyskryminację dziewcząt, którym nakazywano rywalizować z płcią przeciwną, okradając je z bezpiecznej i uczciwej rywalizacji, na którą zasługiwały. Stykała się z przypadkami, gdy nauczyciele w szkole dla dziewcząt byli zmuszani do publicznych przeprosin tylko dlatego, że ośmielili się powiedzieć „dzień dobry, dziewczęta”.
Temu wszystkiemu – jak pisze Kemi Badenoch – brytyjski rząd postanowił sprzeciwić się z czterech powodów:
Po pierwsze, wierzymy w godność i szacunek oraz wolność jednostki. Prawa jednej grupy nie przeważają nad prawami innej grupy i żadne dziecko nie powinno mieć poczucia, iż jego dobro i bezpieczeństwo zostały naruszone ze względu na program ideologiczny.
Po drugie, uczenie dzieci, że można urodzić się w „złym” ciele, jest szkodliwe. Należy przypominać nauczycielom i opiekunom, że to, iż dziecko nie dostosowuje się do stereotypów związanych z byciem dziewczynką lub chłopcem, nie oznacza, że należy je skierować na ścieżkę przemian medycznych lub społecznych. Chociaż istnieje ustawodawstwo, które pozwala dorosłym przejść proces zmiany płci, płeć dzieci w świetle prawa jest zawsze taka sama jak płeć biologiczna. Powinniśmy zatem uważać na osoby, które swobodnie wypowiadają się na temat „dzieci transpłciowych”.
Po trzecie, płeć biologiczna jest realna i należy ją chronić. Szkoły i uczelnie mają określone obowiązki prawne i regulacyjne, które są uzależnione od płci biologicznej dziecka. Dotyczy to przestrzeni przeznaczonych dla osób tej samej płci, takich jak toalety i przebieralnie. Nauczyciele nie mogą wypełniać swoich obowiązków bez uznania realności płci biologicznej i zapewnienia odpowiedniej ochrony dzieciom.
Po czwarte, wierzymy w wolność myśli, przekonań i słowa. Ideologia, która stara się uciszyć sprzeciw lub zmusić innych do używania kwestionowanej terminologii, nie jest ideologią tolerancyjną. Ten rząd nie wierzy w mowę wymuszoną.
Gabinet Sunaka jest pierwszym w Europie Zachodniej rządem, który rozpoczął wojnę z rosnącymi wpływami środowisk LGBT w szkolnictwie, uznając je za zagrożenie dla zdrowia dzieci oraz za niebezpieczeństwo dla wolności myśli, przekonań i słowa. Zobaczymy, czy władzom Wielkiej Brytanii uda się wytrwać na tym kursie, ponieważ naraża się przez to wielu wpływowym grupom interesów. Na razie lewicowi oponenci mają problem z krytyką rządu. Przywykli bowiem oskarżać swych adwersarzy, iż ci są białymi rasistami i europejskimi suprematystami. Tymczasem śniadolicy Rushi Sunak to z pochodzenia Hindus, podobnie jak Suella Braverman, zaś czarnoskóra Kemi Badenoch to Nigeryjka. Trzeba więc uważać, by samemu nie zostać posądzonym o rasizm.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/676510-odwrot-od-ideologii-gender-w-wielkiej-brytanii