Niedawna, pięciodniowa wizyta w Rosji indyjskiego ministra spraw zagranicznych Subrahmanyam Jaishankara przyniosła kilka interesujących informacji, które warto dostrzec.
Wizyta szefa indyjskiej dyplomacji w Rosji
Zacznijmy jednak od wypowiedzi wicepremiera Aleksandra Nowaka, odpowiadającego w rosyjskim rządzie za sektor wydobycia węglowodorów. Powiedział on Agencji Interfax, że około połowy eksportu rosyjskiej ropy naftowej i artykułów ropopochodnych kierowane było w 2023 roku do Chin, a eksport do Indii osiągnął ok. 40 proc. Znaczenie rynku europejskiego zmniejszyło się od wybuchu wojny dziesięciokrotnie i teraz Rosjanie sprzedają tu 4 – 5 proc. swej ropy. W tej wypowiedzi rosyjski polityk podkreślił rosnące znaczenie Delhi, bo w istocie przed wybuchem wojny Indie praktycznie nie importowały rosyjskiej ropy a teraz są drugim, jeśli chodzi o wolumen, partnerem Moskwy. Wartość wzajemnych obrotów osiągnęła poziom 50 mld dolarów. Ten boom związany jest w pewnym stopniu z polityką państw europejskich, takich jak choćby Holandia, które kupują wyprodukowane w Indiach artykuły ropopochodne nie zwracając uwagi na fakt, iż są one produkowane z rosyjskiej ropy. Ale wizyta Jaishankara, który spotkał się nie tylko z Ławrowem, ale również został przyjęty przez Putina, jest ważna z kilku innych powodów. Po pierwsze, poinformowano w jej toku o kontynuacji współpracy między obydwoma krajami w kwestii rozbudowy elektrowni atomowej w Kudankulam na południu Indii, ale także o tym, że Delhi nadal czeka na niezrealizowane przez Rosjan dostawy systemów S-400. Zostały one z oczywistych powodów przełożone przez Rosjan na rok 2024, a zgoda na tego rodzaju zwłokę ma być potwierdzeniem tego, iż Indie nie mają zamiaru rewidować swojej polityki w zakresie współpracy wojskowej z Moskwą. Świadczą o tym zresztą wypowiedzi Jaishankara, który oświadczył w toku spotkania na [Uniwersytecie w Petersburgu] (https://www.thehindu.com/news/national/jaishankar-says-relationship-between-india-and-russia-much-deeper/article67685776.ece), że relacje między obydwoma krajami „to coś więcej” niż tylko handel i wymiana kulturalna, a po spotkaniu z wicepremierem Denisem Manturowem zaznaczył, że współpraca w domenie kosmicznej, atomowej i wojskowej odbywa się zazwyczaj między krajami „o wysokim poziomie wzajemnego zaufania”. Nic dziwnego, że w takiej atmosferze Putin zaprosił premiera Modi do odbycia wizyty w Rosji.
Narendra Modi miał być w Moskwie w ubiegłym roku, ale wizytę odwołano, co zachodnie media oceniały w kategoriach pogorszenia się relacji - w związku z wojną na Ukrainie i dryfem Rosji w stronę Chin - między oboma krajami. Teraz te sądy trzeba będzie, jak się wydaje, korygować, bo gołym okiem widać, że w Delhi nie mają ochoty aby „zapisać się” do antychińskiej koalicji pod wodzą Zachodu i Indie będą kontynuowały politykę balansowania, której zresztą gorącym orędownikiem jest urzędujący minister spraw zagranicznych. Zaniepokojone wzrostem możliwości Chin będą raczej balansowały starając się wykorzystać słabnącą Rosję, która nota bene też jest zainteresowana bliskimi relacjami z Delhi, bo to wzmacnia jej pozycję wobec Pekinu.
Relacje z Indiami
Pierwsze przewartościowania już mają zresztą miejsce. Isabel Oakeshott, publicystka brytyjskiego The Telegraph, zastanawia się, czy w obliczu zbliżenia miedzy Moskwą a Delhi nie nadszedł czas aby Londyn „przemyślał” swoje relacje z Indiami. Chodzi w tym wypadku zarówno o wyraźny autorytarny dryg premiera Naredndry Modi, który wprowadza dyskryminacyjne regulacje wobec mniejszości religijnych - Muzułmanów i Sighów (w tym przypadku warto też pamiętać o zamordowaniu, prawdopodobnie przez indyjskie służby, jednego z emigracyjnych liderów Sighów w Kanadzie), jak i kontynuuje politykę równego dystansu wobec zarówno Zachodu, jak i Rosji. W opinii Oakeshott rozmowy rosyjsko – indyjskie, po których poinformowano o „specjalnym i uprzywilejowanym partnerstwie strategicznym”, w istocie dotyczyły czegoś znacznie poważniejszego, a mianowicie nowego porządku globalnego. Moment kiedy odbyła się wizyta ma w tym wypadku kluczowe znaczenie. W ubiegłym roku, kiedy wydawało się, że zwycięstwo może przechylić się na stronę ukraińską (Modi miał przyjechać do rosyjskiej stolicy w grudniu 2022) roztropnie z punktu widzenie indyjskich interesów strategicznych było wstrzymanie wizyty, teraz, kiedy ofensywa się nie powiodła i wiele wskazuje na to, że może dojść do rozwiązania politycznego, które trudno uznać będzie za sukces Ukrainy a przez to i Zachodu, następuje zacieśnienie relacji z Rosją. Z pewnością Delhi nie ma zamiaru ryzykować zbliżenia z którymś z państw będących stroną konfliktu, a to oznacza, że strategicznie sytuacja przechyla się na stronę Rosji.
Co najmniej z dwóch powodów. Jak zauważy w wywiadzie dla Rossijskiej Gaziety Sergiej Karaganow [Moskwa}(https://globalaffairs.ru/articles/kuda-techyot-reka-2024/) nie liczy na alians strategiczny z Indiami. Jest przygotowana na długie, trwające nawet 20 lat starcie z Zachodem, ale nie dąży do budowy konkurencyjnego bloku strategicznego. Przede wszystkim z tego powodu, iż wie, że jest to nierealne, bo państwa światowego południa, takie jak Indie, kierują się własnymi, pragmatycznie pojmowanymi interesami. Ale nie mniej istotne jest to, że zdaniem przedstawicieli rosyjskiej elity strategicznej Rosja nie potrzebuje strategicznych sojuszy przypominających bloki wojskowe. Wystarczy jej otwarcie krajów południa na współpracę gospodarczą, co już ma miejsce, bo umożliwi to zmniejszenie dolegliwości zachodnich sankcji i per saldo daje gwarancje przetrwania Rosji. Jej izolacją, „okrążeniem” jest zainteresowany Zachód, który w tym celu musi pozyskać Indie, co do tej pory się nie udaje, a uniemożliwienie realizacji takiej polityki jest zdaniem rosyjskich ekspertów wystarczającym zalążkiem sukcesu strategicznego Moskwy. Oczywiście to czy uda się geostrategiczną rywalizację z Zachodem wygrać zależy przede wszystkim od postawy samych Rosjan, i w tym wypadku Karaganow jest optymistą uznając, że w sensie społecznym ale i gospodarczym państwo po 2 latach wojny jest silniejsze, co nie zmienia faktu, że jednym z warunków sukcesu jest też utrzymanie otwartej na współpracę postawy takich państw jak Indie.
Nowy porządek
O jeszcze jednym wymiarze współpracy rosyjsko – indyjskiej [napisał]https://ru.valdaiclub.com/a/highlights/aziya-i-evraziya-v-2023-godu/) Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego. Otóż jego zdaniem na kontynencie Euroazjatyckim zaczął się, w sensie strategicznym, kształtować się nowy porządek. Liczący się gracze regionalni, zarówno Chiny jak i Rosja ale także Indie, są zainteresowani stabilizacją i zwiększeniem współpracy. Zachód został w gruncie rzeczy już wypchnięty z regionu utrzymując i zwiększając wpływy w państwach geograficznie peryferyjnych (Japonia, Korea Płd. Filipiny). Postawa Indii uniemożliwiła podział geostrategiczny Eurazji, co jest korzystne dla interesów Rosji. Proces dopiero się rozpoczął i w opinii Bardaczowa Amerykanie mogą podjąć próby destabilizacji sytuacji w niektórych krajach, przede wszystkim w Azji Środkowej i na Kaukazie Południowym, ale ich szanse na powodzenie maleją w związku z faktem, że główne państwa azjatyckie są zainteresowane stabilizowaniem sytuacji i utrzymaniem „na dystans” wpływów państw Zachodu.
Rosyjskie media powołują się, komentując wizytę indyjskiego ministra, na słowa Putina, który miał powiedzieć, że premier Modi deklarował „zrobienie wszystkiego” aby wojna na Ukrainie zakończyła się w trybie negocjacyjnym, w sposób pokojowy. Gdyby do rozmów doszło dziś lub w nieodległej przyszłości, to z pewnością byłoby to na rękę Moskwie, a niewykluczone, że również spotkałoby się z dobrym przyjęciem w Waszyngtonie. Jak informuje bowiem The New York Times mimo agresywnej retoryki Putin nieoficjalnie wysyła na Zachód sygnały, iż gotów jest do rozpoczęcia rokowań w sprawie zawieszenia broni. Rosjanie chcieliby, w świetle tych informacji „zamrożenia” działań na obecnej linii frontu co w praktyce oznaczałoby, że nie tylko zachowują swe zdobycze terytorialne z czasów poprzedniej agresji (w tym Krym), ale również obecne tereny okupowane, obejmujące 18 % obszarów Ukrainy. Dla Zachodu tego rodzaju perspektywa jest co najmniej z kilku powodów nęcąca. Po pierwsze pozwala uniknąć najtrudniejszych decyzji, zarówno związanych z przełamywaniem oporów wewnętrznych wobec kontynuowania pomocy dla Ukrainy, jak i koniecznością skokowego zwiększenia wydatków na zbrojenia. Po drugie, w marcu przyszłego roku odbędą się w Rosji wybory prezydenckie, które będą zorganizowane również na terenach okupowanych. Z punktu widzenia Zachodu pojawi się wówczas dylemat czy uznać ich wyniki (kolejną kadencję Putina) czy zacząć rosyjskiego prezydenta traktować w kategoriach Łukaszenki, czyli jak uzurpatora. O ile w Waszyngtonie być może rozpatrują tego rodzaju opcje, i to zapewne dlatego w niedawnym wywiadzie Sergiej Riabkow, rosyjski wiceminister spraw zagranicznych, powiedział, że Rosja jest gotowa do obniżenia rangi relacji dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi, o tyle tak radykalny krok mógłby być trudnym dla niektórych stolic europejskich. Portal politico. com opublikował dwa dni temu artykuł, którego Autor, a jest nim nieźle poinformowany [Michael Hirsch] (https://www.politico.com/news/magazine/2023/12/27/biden-endgame-ukraine-00133211) stawia tezę, że administracja Bidena, ale również przedstawiciele Europy „po cichu” zmieniają swą strategię wobec Ukrainy. Elementami nowego „planu” jest po pierwsze przejście sił ukraińskich do obrony, co wiąże się z rozbudową umocnień przypominających Linię Surowikina, tylko, że po ukraińskiej stronie. Bronić jest się łatwiej niźli atakować, tym bardziej, że zdaniem niektórych zachodnich analityków Rosjanie dopiero wiosną 2025 roku będą w stanie na tyle odbudować swoje siły aby przejść do ofensywy o charakterze strategicznym. W tym czasie miałaby zostać wzmocniona obrona powietrzna Ukrainy, która ma też, o czym warto pamiętać w połowie roku, a może nieco wcześniej, otrzymać F-16. Równolegle Amerykanie zamierzają wesprzeć ukraiński sektor przemysłowy pracujący na potrzeby armii, co jest o tyle łatwe, że obecnie z powodu braku pieniędzy (rząd w Kijowie nie dysponuje odpowiednimi środkami) zaledwie w połowie wykorzystuje on obecne moce produkcyjne. W rezultacie tych działań zdolności Ukrainy do obrony uległyby wzmocnieniu, kraj też mógłby odczuć korzystne zmiany związane z ochroną swej przestrzeni powietrznej, a Rosjanie, gdyby chcieli rozpocząć kolejną wielką ofensywę musieliby liczyć się z katastrofalnymi stratami. W nowej konfiguracji, już po osiągnięciu zawieszenia broni, szanse na zakotwiczenie Ukrainy w rodzinie państw Zachodu rosłyby. Słabością tego rodzaju podejścia jest zarówno wyraźna niechęć Zełenskiego wobec takiego rozwiązania, ale jak się wydaje ją zapewne łatwo udałoby się przełamać, ale też dwuznaczna postawa Putina, bo nie wiadomo czy w istocie Moskale są zdolni do rozpoczęcia tego rodzaju rozmów.
I w tym momencie pojawiają się Indie, które mogą odegrać rolę pośrednika, akceptowalnego przez obydwie strony. Ewentualne inicjatywy pokojowe Narendry Modiego mają też głębszy wymiar strategiczny. Otóż jeśliby Delhi udało się doprowadzić do rozpoczęcia negocjacji prowadzących do zawieszenia broni na Ukrainie, to wówczas z oczywistych względów uległoby wzmocnieniu partnerstwo Indii i Rosji, co jest z perspektywy Waszyngtonu o tyle celowe, że w oczywisty sposób tego rodzaju relacje równoważyłyby przewagę Chin. Drugi element jest jeszcze istotniejszy. Zwrócił na niego uwagę pośrednio Timofiej Bardaczow pisząc o wspólnym interesie państw euroazjatyckich polegającym na stabilizowaniu sytuacji. Niewątpliwie zawieszenie broni na Ukrainie byłoby krokiem w stronę stabilizacji, która jednak nie jest celem samym w sobie, bo ma szerszy wymiar. Z punktu widzenia Amerykanów najgorszym scenariuszem jest „przyspieszenie” Chin w kwestii Tajwanu, które mogłoby nastąpić zanim Stany Zjednoczone i sojusznicy będą gotowi do ewentualnej wojny. Analitycy wojskowi są zdania, że do roku 2028 – 29 rozpędzona maszyna przemysłowa Chin będzie zwiększała szanse Pekinu na sukces, potem trendy mogą ulec odwróceniu. A zatem Ameryka obawia się dziś, że Chiny uderzą wcześniej i misja stabilizacyjna na Ukrainie pod patronatem Indii byłaby z tej perspektywy im na rękę. Jeśliby bowiem Pekin uderzył to z pewnością okazałby się państwem destabilizującym sytuację, co nie musiałoby spotkać się z przychylnym przyjęciem innych państw w Eurazji. W tym wypadku nie chodzi o powstanie nowych bloków wojskowo – politycznych, ani tym bardziej o wojnę powszechną w Azji, ale o zwiększanie presji wywieranej na Chiny na rzecz wykluczenia scenariusza siłowej inkorporacji Tajwanu. A to z pewnością jest na rękę Amerykanom, podobnie jak zakończenie wojny na Ukrainie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/676474-czy-indie-doprowadza-do-rozejmu-na-ukrainie