„Przewiduję, że jednak ta zdroworozsądkowa myśl zwycięży. Prezydent Biden mówił – co powtórzył też kanclerz Scholz – że jeśli Putin i ta władza kremlowska odniesie sukces, to po prostu pójdzie dalej. Za zaniechania zapłaciliśmy cenę w postaci rosyjskiego ataku 24 lutego 2022 roku, ale płaciliśmy też za to wtedy, kiedy nic nie robiliśmy po barbarzyńskim ataku na Czeczenię, po tym co się działo w Gruzji, aneksji Krymu. Zawsze kiedy sprawy były zamiatane pod dywan, to po kilku latach Putin wracał i było jeszcze gorzej” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
wPolityce.pl: Od miesięcy linia frontu na Ukrainie praktycznie się nie zmieniła. Szumnie zapowiadana kontrofensywa nie przyniosła spodziewanego efektu. Jak to pana zdaniem rokuje na przyszłość?
Gen. Roman Polko: Tak naprawdę nie było kontrofensywy. Przyczyn trzymania się tego frontu w miejscu jest wiele. Przede wszystkim nie było kontrofensywy, bo Ukraińcy nie zdecydowali się na działania jakiegoś związku operacyjnego, kilku brygad, dywizji razem na jakimś kierunku. Tak naprawdę zamiast szukać sukcesu na froncie, szukali sukcesu propagandowego, licząc na jakiś łatwy sukces, rozpraszając swoje siły na różnych kierunkach. Kwestia druga, to mozaika sprzętowa i dowódcza. Jeżeli Ukraińcy są szkoleni na Zachodzie, to są szkoleni przez Niemców, Francuzów, Amerykanów, a każdy to robi inaczej. Sprzęt, który jest dostarczany, jest w pojedynczych sztukach, a to też z pewnością utrudnia uzyskanie efektu synergii. Kluczowa rzecz, świetnie to skomentował w swoim rysunku Andrzej Rysuje, na którym jest poobijany Ukrainiec i Europejczyk w garniturze, który mówi, że jest zmęczony tą wojną. Otóż my już ponieśliśmy porażkę jako Zachód w Afganistanie. Nie możemy być zmęczeni wojną, która w istocie nas niewiele kosztuje. Jeżeli popatrzy się na PKB, to przecież Rosja ma dwa razy mniejsze PKB od samych tylko Niemiec. To nie jest tak, że Rosja jest jakimś potężnym imperium, tylko jest państwem, którego gospodarka się kurczy i które nie odgrywa kluczowej roli, którą chciałoby odgrywać, tylko pręży muskuły. Zachód musi pomagać, a te konie trojańskie w postaci Orbana, różnego rodzaju ugrupowań politycznych, które chciałyby powrócić do tego, co było dawniej, po prostu Zachód musi uciszać. To jest niepokojące, co teraz się dzieje, że zamiast pełnego wsparcia, przede wszystkim dostarczania Ukraińcom systemów rakietowych dalekiego zasięgu, lotnictwa i spokojnego czekania, bo minęły ze 2-3 lata i Rosja tego by nie wytrzymała, tak jak kiedyś przegrała wyścig zbrojeń, kiedy prezydentem USA był Reagan, to co pewien czas pojawiają się nawoływania do zgniłego pokoju. Reasumując, patrząc z dystansu na to, co się dzieje – Rosja wydłużyła granice z NATO dwukrotnie. Wzmocniło się bezpieczeństwo Polski przez obecność w Sojuszu Finlandii, a niebawem też Szwecji. Ukraina została skutecznie zderusyfikowana. Gdyby Putin ciął Ukrainę plasterkami, to pewnie Zachód by niewiele zrobił, tak jak to było w 2014 roku. Rosyjska gospodarka ma się kiepsko, technologia ma się kiepsko, mądrzy ludzie, informatycy, uciekają z Rosji i szukają szans dla siebie w innych krajach. Władze kremlowska jest skompromitowana na świecie. Są takie kraje jak Korea Północna, Chiny i Iran, które z nią rozmawiają, ale Rosja nie jest już partnerem, który będzie zarabiał na interesach z Europą i USA.
Ukraina może wygrać tę wojnę?
Ukraina ma naprawdę szansę wygrać tę wojnę, chociaż najpierw musi się poskładać, bo tam doszło do wewnętrznych starć polityków z wojskowymi, jest problem oligarchów ukraińskich, którzy są w grupie tych, którzy ułatwiają działania przemytników na szlaku migracyjnym. Jednak to wszystko jest do rozwiązania. Ostatni szczyt UE pokazał, że nawet Orbana udało się odizolować. Także sytuacja w USA, gdzie próbuje się rozgrywać własne interesy kosztem Ukraińców przy okazji przyblokowania budżetu, to jednak widać, że ten zdrowy rozsądek mimo wszystko triumfuje.
Wrócę do kwestii kontrofensywy – z jakiego powodu pana zdaniem właściwie jej nie było? Wydaje się, że znaczna część zmęczenia Zachodu ta wojną, o czym pan wspominał, bierze się właśnie z tego – rozczarowania brakiem sukcesu szumnie zapowiadanej kontrofensywy.
Były jakieś kontrataki na poziomie taktycznym, strona ukraińska ogłaszała jakieś małe sukcesy. Zachód podpowiadał w tej sprawie, myśl operacyjna, która teraz jest wykładana w akademiach zachodnich, zakłada uderzenie zgrupowań połączonych, czyli sił lądowych, powietrznych, artylerii w synergicznym współdziałaniu. Tu pojawia się pierwsza przeszkoda, bo Ukraina nie ma lotnictwa. To jak można prowadzić ofensywę, gdy nie ma się przewagi w powietrzu i nie można uderzyć na głębokie tyły przeciwnika, niszczyć jego drugie rzuty, odwody, bo amunicja artyleryjska jest tylko krótkiego zasięgu, bojąc się prowokować Rosję? Otóż Ukraina musi mieć taką możliwość, by uderzać również w zgrupowania wojskowe, które zamierzają wkroczyć na Ukrainę, ale jeszcze są na terenie Rosji, bo w przeciwnym wypadku jeżeli nie ma możliwości oddziaływania na całą głębokość operacyjną, to Ukraina staje się w wielu obszarach bezbronna. Zabrakło też takiej odwagi operacyjnej, polegającej na tym, by zgrupować większe siły i uzyskać element zaskoczenia na jednym kierunku. Prowadzono takie działania niewielkimi oddziałami, rozproszonymi na wielu kierunkach. To nie mogło przynieść żadnego sukcesu. Stare zasady sztuki wojennej mówią, że na odcinku trzeba mieć wręcz siedmiokrotną przewagę, a minimum trzykrotną podczas operacji zaczepnej. Nigdzie tego nie zbudowano.
Dostrzega pan, że w przyszłości duża ukraińska ofensywa może faktycznie nastąpić? I czy to zależy od wsparcia Zachodu, na przykład poprzez dostawy pocisków artyleryjskich dalekiego zasięgu?
To jest niezły przykład. Mówimy dużo o pomocy amerykańskiej, ale okazuje się, że Korea Północna przekazała tyle samo amunicji Rosji, co USA Ukrainie. Porównajmy sobie możliwości produkcyjne tych krajów. Przewiduję, że jednak ta zdroworozsądkowa myśl zwycięży. Prezydent Biden mówił – co powtórzył też kanclerz Scholz – że jeśli Putin i ta władza kremlowska odniesie sukces, to po prostu pójdzie dalej. Za zaniechania zapłaciliśmy cenę w postaci rosyjskiego ataku 24 lutego 2022 roku, ale płaciliśmy też za to wtedy, kiedy nic nie robiliśmy po barbarzyńskim ataku na Czeczenię, po tym co się działo w Gruzji, aneksji Krymu. Zawsze kiedy sprawy były zamiatane pod dywan, to po kilku latach Putin wracał i było jeszcze gorzej. Teraz zdajemy sobie doskonale sprawę, bo są dane wywiadowcze, że jeżeli Putinowi udałoby się rozprawić z Ukrainą, to pewnie kraje bałtyckie, a następnie Polska – o czym mówił śp. prezydent Lech Kaczyński – mogą być na celowniku. Nie mówię o zmasowanym ataku, bo pewnie na to w najbliższym czasie nie będzie Rosji stać, ale prowokacje, działania dywersyjne na granicy, destabilizowanie jakichś niewielkich regionów – na to pewnie już mogłaby sobie pozwolić.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/675575-nasz-wywiadgen-polko-ukraina-ma-szanse-wygrac-te-wojne