„Gdy pada w Hadze, kropi w Brukseli” (Als het regent in Den Haag, druppelt het in Brussel) – to przysłowie flamandzkie oznacza mniej więcej tyle, że wydarzenia czy trendy w królestwie Niderlandów również, choć w mniejszym stopniu, są zauważalne w Belgii. A w Hadze wybory parlamentarne właśnie wygrała antyimigrancka i antyislamska Partia Wolności Geerta Wildersa. Wprawdzie do utworzenia rządu jest jeszcze daleko (ostatni tworzył się przez 271 dni) , scena polityczna jest rozdrobniona, a potencjalni koalicjanci Wildersa są wzywani do obrony demokracji m.in. przez byłego komisarza UE Francja Timmermansa, niemniej jednak wynik wyborów jest ostrzeżeniem dla liberalnych europejskich elit: utraciły one zaufanie klasy średniej, dla której największym problemem jest dziś „azylowe tsunami” i jego skutki.
W Szwecji jak i Finlandii rządzą dziś partie konserwatywno-liberalne oraz chadeckie, które utworzyły koalicje z poparciem (w Szwecji cichym) partii uważanych za skrajnie prawicowe. W Danii wprawdzie rządzą Socjaldemokraci z premier Mette Frederiksen na czele, ale prowadzą politykę zdecydowanie prawicową, szczególnie w dziedzinie imigracji. W Słowacji polityka prowadzona przez Socjaldemokratów z partii SMER Roberta Fico, jest na tyle nie do pogodzenia z wartościami lewicy, że Europejscy Socjaliści i Demokraci (S&D) wyrzucili ją ze swoich szeregów. Tymczasem Włochy mają już najbardziej prawicowe przywództwo od czasów II wojny światowej. Nastroje w Europie się zmieniają, a za Holandią w czerwcu może podążyć Bruksela.
Wtedy w Belgii – równolegle z wyborami do PE – obywatele wybiorą posłów do 150-mandatowej Izby Reprezentantów (Kamer van Volksvertegenwoordigers) oraz władze regionalne. A w sondażach prowadzi Interes Flamandzki (Vlaams Belang), partia określana jako należąca do „populistycznej prawicy”. Przewiduje się, że Vlaams Belang zdobędzie 23 ze 150 mandatów i stanie się największą partią w parlamencie federalnym, podczas gdy flamandzcy nacjonaliści z N-VA (Nieuw-Vlaamse Alliantie - Nowy Sojusz Flamandzki) zajmą drugie miejsce z 20 mandatami. Dopiero za nimi plasuje się Partia Pracy (PVDA/PTB) z 18 mandatami, a jeszcze za nią centrolewicowy Ruch Reformatorski, należący w PE do frakcji Emmanuela Macrona Renew Europe (RE). Flamandzcy nacjonaliści z ponad 40 mandatami? Wizja koszmarna dla miejscowej lewicy. I Europejskiej prasy. „The Economist” na wszelki wypadek zadeklarował w leadzie artykułu o „przyszłym, wielkim roku wyborczym w Europie”, że „demokracja to coś więcej niż wybory”.
Porównywanie popularności partii na poziomie krajowym jest w Belgii oczywiście trudne. Większość z nich startuje tylko po jednej stronie granicy językowej kraju. Nawet w wyborach federalnych Flamandowie nie mogą głosować na partie walońskie i odwrotnie. Niemniej jednak widać wyraźny trend, a ten idzie w kierunku podobnej układanki, jaka wniknęła z plebiscytu w Holandii. „Wyborcy lubią utożsamiać się ze zwycięzcami i należeć do zwycięzców. Te zagraniczne przykłady jeszcze bardziej wzmacniają nadzieję na zwycięstwo Vlaams Belanga” – analizuje politolog Bram Wauters z uniwersytetu w Gencie. Na taką pozytywną inspiracje wyborców zwycięstwem Wildersa zresztą liczy lider Vlaams Belang Tom Van Grieken. Wielokrotnie chwalił „wspaniałe zwycięstwo mojego przyjaciela Geerta”. Także i w jego kampanii, jak w kampanii Wildersa imigracja i azyl są na pierwszym miejscu.
Oczywiście systemy polityczne Holandii i Belgii się od siebie znacznie różnią. Nie można w Belgii utworzyć rządu złożonego wyłącznie z partii flamandzkich. Potrzebni są partnerzy walońscy. „Myślę, że nie ma ani jednej partii francuskojęzycznej, która chciałaby utworzyć rząd z Vlaams Belangiem. (…)” – podkreśla Bram Wauters. Możliwe. Tyle, że w Holandii też tak było. Nikt nie deklarował chęci tworzenia rządu z Wildersem, ale nikt go też wprost nie potępiał. Tak jak lider N-VA Bart de Wever jak dotąd nie potępił Toma Van Griekena, mimo iż N-VA to ostoja liberalizmu wobec Vlaams Belang. I podczas gdy tworzenie rządu z Wildersem w Holandii może wydawać się kontrowersyjne, arytmetyka sprawia, że bez niego nie da się w ogóle rządzić. Podobny scenariusz może także przytrafić się Belgom.Przypomnijmy: w 2010 r. tworzenie rządu trwało tu dwa racy dłużej niż w Holandii: ponad 500 dni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/673386-zwyciestwo-geerta-wildersa-uskrzydlilo-prawice-w-belgii