Szaleństwa iberoamerykańskiej lewicy spowodują, że takich enfant terrible jak Javier Milei zacznie zjawiać się coraz więcej. Nieokrzesany, zawsze nieuczesany, nieszanujący poprawności politycznej i pokrzykujący ulubione hasło: „¡Viva la libertad, carajo!”, które trudno przetłumaczyć inaczej niż dosadne: „Niech żyje wolność, k…a!”.
Zmęczeni kryzysem i pauperyzacją Argentyńczycy uznali, że odważny ekonomista, wolnorynkowiec rzeczywiście może okazać się ratunkiem dla kraju od lat pogrążonego w latynoskiej odmianie socjalizmu
Być może, jak twierdzi wielu Argentyńczyków, nic i nikt nie jest już w stanie uleczyć ich kraju. Nawet nowy prezydent Javier Milei, który w niedzielę 19 listopada pokonał swego przeciwnika Sergio Massę, zdobywając 56 proc. głosów, może się okazać bezradny wobec skali problemów, ustawicznie generowanych przez ósmy co do wielkości kraj świata. Argentyna jest niemal dziewięć razy większa od Polski, a jednocześnie dochód narodowy i PKB per capita dwukrotnie mniejszy niż nad Wisłą. Trudno zapomnieć, że jeszcze 100 lat temu należała do pięciu najbogatszych krajów świata, ściągały do niej masy imigrantów z Europy. Polska była czwartym krajem, który dał im najwięcej przybyszy, dlatego 8 czerwca każdego roku Argentyńczycy obchodzą Dzień Polskiego Osadnika.
Slums pod gołym niebem
Dziś Argentyna bywa nazywana największym slumsem pod gołym niebem, bo 40 proc. społeczeństwa żyje poniżej progu ubóstwa, a inflacja utrzymuje się na poziomie 142 proc. W swojej historii Argentyna bankrutowała dziewięć razy, ostatnio w 2001, 2014 i 2020 r. Nic dziwnego, że aż 8 na 10 młodych ludzi marzy, aby opuścić swój kraj.
Czy Javier Milei, z wykształcenia profesor makroekonomii (także ekonomii wzrostu, teorii monetarnej i finansów), jako nowy prezydent Argentyny ma szansę przywrócić rodakom życie na godnym poziomie? To się okaże, bo jedyne, co mają gwarantowane, to potyczki między prezydentem i parlamentem, kastą kirschnerowskich polityków, mogących nie pozwolić mu na wiele. Jak mówią mi jednak znajomi Latynosi: „Kto kocha wolność i Argentynę – ten musi być z Mileiem i jego partią La Libertad Avanza (Wolność idzie naprzód)”. Nawet jeśli nowy prezydent jest osobowością nader kontrowersyjną.
Kim jest Milei?
Javier Milei (ur. 1970 w Buenos Aires) od najmłodszych lat ma przydomek „El Loco” („Szaleniec”). Zapewne na jego dziwaczne i, jak mówią, „transgresyjne” zachowania wpłynęło traumatyczne dzieciństwo, które sprawiło, że on i jego siostra są do dziś zadziwiająco zżytym rodzeństwem. Siostra zawsze stoi u jego boku niczym wierna podpora i przyjaciółka, choć on sam nazywa ją swoją „szefową”. Prasie ujawnił, że w dzieciństwie jego ojciec (kierowca autobusu) bił i poniewierał nim bezlitośnie, zaś matka (gospodyni domowa) znęcała się nad nim psychicznie, np. milcząc przez całe tygodnie. Dlatego kiedy się uniezależnił, zerwał kontakty z rodzicami, a odnowił dopiero w czasie pandemii.
Dziś polityk powtarza, że to wsparcie siostry Kariny Milei i dziadków było kluczowe w jego rozwoju. „Wszystkie ciosy, jakie otrzymałem w dzieciństwie, sprawiają, że dziś nie boję się niczego” – przechwala się Milei, twierdząc, że dzieciństwo zahartowało go w sam raz, aby teraz stawić czoło kaście skorumpowanych polityków. Jak twierdzi jego biograf, prezydent był cichym, wycofanym chłopcem, kozłem ofiarnym rówieśników, przez co musiał przełknąć wiele upokorzeń.
Wszystko zmieniło się jednak wraz z odkryciem piłki nożnej, która dała mu możliwość porzucenia tej introwertycznej strony i uwierzenia we własne siły. Jakiś czas grał nawet w młodzieżówce Chacarita na pozycji bramkarza, gdzie po raz pierwszy ujawnił swój prawdziwy, porywczy temperament. Opuścił jednak drużynę, bo niespokojna natura kazała mu założyć zespół rokowy Everest, z którym występował głównie w barach. Nie grał na żadnym instrumencie, śpiewał, jak utrzymuje, „intuicyjnie”, i to głównie piosenki Rolling Stones. Porzucił jednak to wszystko, by zrealizować marzenie z dzieciństwa: „Zdecydowałem, że będę ekonomistą w wieku 11 lat, w środku kryzysu kursowego. Widziałem głęboki szok ludzi i pomyślałem: żeby umieć zarabiać pieniądze, trzeba studiować ekonomię”.
Na uniwersytecie w Belgrano studiował ekonomię i zdobywał pierwsze doświadczenie zawodowe. W wieku 20 lat napisał pierwszy artykuł akademicki, zatytułowany „Hiperinflacja i nieprawidłowości na rynkach”. Przez pół roku był stażystą w argentyńskim banku centralnym (BCRA). Ukończył studia, uzyskał pierwszy tytuł magistra i dodał kolejny na Uniwersytecie Di Tella, przywiązując się coraz bardziej do idei libertariańskich, czyli „anarchokapitalizmu”, jak sam lubi to nazywać.
Doradzał politykowi Ricardo Bussiemu i był głównym ekonomistą Fundacji Acordar – zespołu doradców na rzecz kampanii prezydenckiej ówczesnego gubernatora Daniela Scioli. Pracował dla biznesmena i miliardera Eduardo Eurnekiána, ale przez większą część swojego życia był wykładowcą uniwersyteckim. Jego bliscy pamiętają czasy, gdy ledwie wiązał koniec z końcem. Nosił jeden garnitur i ważył 120 kg z powodu niezdrowego trybu życia. Podobno jadał tylko tanią pizzę, żeby kupować lepsze jedzenie dla swojego ukochanego psa, mastifa angielskiego.
Pierwszy kontakt Mileia z argentyńską polityką nastąpił za pośrednictwem mediów, gdzie dzięki swoim poglądom zaistniał jako ekscentryczny ekonomista „liberalno-libertariański”. Od 2015 r. występował już w programach o najwyższej oglądalności. Swoim prostym, swobodnym językiem, a nawet wybuchami złości, zaintrygował publiczność, mającą dość niezrozumiałych ekonomistów i mdłych polityków, powtarzających swoje mantry.
To właśnie dzięki współpracy z mediami zyskał ogromną popularność, choć dopiero w 2021 r. zdecydował się po raz pierwszy kandydować w wyborach na posła na czele La Libertad Avanza. Jego nieoczekiwany sukces w sierpniowych prawyborach na fotel prezydenta był szokiem dla wielu. Wtedy rozpoczęła się też kampania zniesławiająca polityka, który bezlitośnie kpił z lewicy i chciał się stać argentyńskim Trumpem (zresztą ten w dniu sukcesu Mileia zareagował stosownym tweetem z gratulacjami i wezwaniem „Make Argentina Great Again!”).
Media zaczęły uważniej przyglądać się prywatnemu życiu Mileia, od kiedy został posłem. On sam bez żalu przyznaje, że jego związki miłosne nie trwały długo, bo zwyczajnie nie ma na nie czasu. Jego jedyny znany publicznie romans to ten z piosenkarką Danielą, wykonawczynią przeboju końca lat 90. XX wieku pt. „Amor Sincero”.
Wszystkim Argentyńczykom znana jest za to jego szalona miłość do w sumie już pięciu mastifów angielskich, których nazywa zawsze „swoimi chłopcami/dziećmi”. Conan jest najstarszym psem, cztery młodsze otrzymały imiona ekonomistów: Murray (po Murrayu Rothbardzie), Milton (po Miltonie Friedmanie), Robert i Lucas (obaj po Robercie Lucasie).
Legendarna już więź z młodszą siostrą to też stały leitmotiv artykułów o nim, w tym prześmiewczych. To siostra decyduje, z kim spotyka się jej brat, doradza mu we wszystkich kwestiach, choć zawodowo przeszła od sprzedaży ciast na Instagramie do stawiania tarota. Dziennikarze odnaleźli w rejestrach jej firmę opartą na „działalności w zakresie astrologii i spirytyzmu”. Milei porównuje relacje łączące go z Kariną do relacji Mojżesza i Aarona. „Kari to Mojżesz, a ja byłbym Aaronem. Mojżesz był wielkim przywódcą, ale nie był dobrym mówcą. Zatem Bóg posłał Aarona, aby szerzył wieść… Jestem więc tylko popularyzatorem” – powtarza Milei. Trzeba przyznać, że jest popularyzatorem dość wulgarnym, bo jego przesycone inwektywami wystąpienia są nieco bolesne dla uszu. Jest to też jego strategia, bo Milei doskonale uosabia poczucie złości i frustracji w związku z tradycyjnym przywództwem, które spowodowało tyle dramatów w Argentynie.
Milei kontra papież Franciszek
On sam przedstawia się jako katolik, ale coraz częściej mówi się, że skłania się ku judaizmowi. Już wcześniej uważano, że Milei ukrywa swoje jakoby żydowskie pochodzenie i nazwisko „Mileikowsky”, lecz zdementowano ten fake news. Sam przyznaje się do podziwu wobec Izraela, traktuje rabina Shimona Axela Wahnisha jako swojego duchowego przewodnika, a rywali dość często definiuje w kategoriach religijnych, np. papieża rodaka nazywa „demonem na ziemi”. Liczne są zresztą wypowiedzi Mileia, w których bezpardonowo rozprawia się z Bergoglio jako „ohydnym lewakiem”, „komunistą okupującym Rzym” czy w końcu „bulwą ziemniaczaną”. W wywiadzie dla Fox News powiedział on, że papież „ma sympatię dla komunistów morderców” i „łamie dekalog”, opowiadając się za lewicową sprawiedliwością społeczną, bo to nie ma nic wspólnego z poszanowaniem własności bliźniego.
To były „odważne” słowa jak na człowieka, który starał się wtedy o fotel prezydenta w Argentynie, gdzie prawie dwie trzecie obywateli identyfikuje się jako katolicy, a papież Franciszek jest dla wielu bohaterem narodowym. Zdarzało się więc, że argentyńscy księża odprawiali msze, aby odpokutować za „niegodne zniewagi” Mileia. On sam niezmiennie określa siebie jako katolika i zajmuje stanowisko bardziej zgodne z nauczaniem Kościoła niż wszyscy jego przeciwnicy, zwłaszcza całkowicie sprzeciwiając się aborcji, która w Argentynie została zalegalizowana w 2020 r.
Co zatem sprawiło, że, jak powiedział w czasie wieczoru wyborczego sam Milei, „stał się cud” i społeczeństwo uznało, że jest godny rządzenia w Casa Rosada? Wszak prasa światowa i krajowa od czasu zwycięskich prawyborów w sierpniu użyła wszelkich dostępnych metod zniechęcania do „El Loco”, widząc w nim niepoczytalnego ultrasa („ultraprawicowca, ultrapopulistę, ultraliberała”) i polityka chcącego zezwolić na handel organami ludzkimi. Jednocześnie jego kontrkandydat, peronista Sergio Massa, dotychczasowy minister gospodarki, współodpowiedzialny za katastrofę gospodarczą kraju, nigdy nie został obdarzony żadnym złośliwym epitetem.
Tajemnice sukcesu
1) Zmęczeni kryzysem i pauperyzacją Argentyńczycy uznali, że odważny ekonomista, wolnorynkowiec, rzeczywiście może okazać się ratunkiem dla kraju pogrążonego od lat w latynoskiej odmianie socjalizmu. Większość wyborców skłania się zatem ku zaproponowanej przez libertarianina drastycznej zmianie, polegającej na dolaryzacji gospodarki, zamknięciu banku centralnego i ograniczeniu wydatków publicznych o 15 proc. PKB. Terapia szokowa ma dotyczyć uwolnienia cen, zniesienia podatku eksportowego, zlikwidowania subwencjonowania transportu i energii.
2) Wypowiedzenie wojny skorumpowanej kaście polityków i antysystemowe przemówienia, cieszące ucho jego rodaków. Oni także zmęczeni lewicowym walcem chcą mieć swojego Bolsonaro lub Trumpa. Odważny temperament Mileia, nieliczenie się ze słowem, brak pokory zyskał spore poparcie wśród młodych, a to oni okazali się filarem jego zwycięstwa.
3) Poparcie antyperonistycznej centroprawicy. Podstawowy podział w argentyńskiej polityce od dziesięcioleci przebiega pomiędzy peronistami i antyperonistami. Milei oparł swoje zwycięstwo na tym ostatnim bloku i w drugiej turze otrzymał wsparcie od dwóch przywódców centroprawicowej koalicji Razem na rzecz Zmian: byłego prezydenta Mauricio Macriego i byłej kandydatki na prezydenta Patricii Bullrich, która w pierwszej turze zajęła trzecie miejsce. Dzięki temu doprowadził do najpoważniejszej od 40 lat porażki sił stworzonych przez gen. Juana D. Peróna w połowie ubiegłego wieku. Peronizm z twarzą wiceprezydent Cristiny Fernández de Kirchner, która rządziła krajem w latach 2007–2015, był zamieszany w wiele skandali i korupcję.
4) Efekt nowości, czyli ekscentryczny charakter Mileia i jego odmienny styl uprawiania polityki. Wydatnie popierała go także „konserwatywna międzynarodówka” z hiszpańskim Voxem na czele, który upatruje w Mileiu barierę dla kolonizacji Ameryki Południowej przez lewicę.
Nam, Polakom, spodoba się może choćby dlatego, że Rosja zgryźliwie przyjęła jego triumf, wyrażając się lakonicznie, iż „szanuje wybór narodu argentyńskiego”. Milei już wcześniej zapowiadał, że nie będzie żadnych przyjacielskich relacji z „komunistami i reżimami”. Jego proamerykańskość to zresztą dla wielu Argentyńczyków powód do obaw. Gdy Milei zasłuży na film fabularny o swoim nietuzinkowym życiu, z pewnością ważnym wątkiem będzie to, że zrobił wszystko, aby udowodnić ojcu, jak bardzo się mylił, latami wołając do swego syna: „Ty śmieciu!”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/672052-enfant-terrible-argentyny-ktory-stal-sie-prezydentem