W Stanach Zjednoczonych możemy zaobserwować początek dyskusji na temat celowości kontynuowania wojny na Ukrainie. I tak na łamach „The Wall Street Journal” Eugene Rumer i Andrew S. Weiss z wpływowego Centrum Carnegie piszą, że „Putin ma powody aby sadzić, iż czas jest po jego stronie”. Ukraińska kontrofensywa się nie udała, a przynajmniej nie doprowadziła do przełamania i uzyskania przez Kijów silniejszej pozycji przetargowej w ewentualnych rozmowach pokojowych. Z kolei rosyjska gospodarka, choć osłabiona zachodnimi sankcjami, nie załamała się, Moskwa nie została rzucona na kolana, ma możliwości utrzymywania wysiłku wojennego. Władza Putina uległa wzmocnieniu, a rozwój wydarzeń na Bliskim Wschodzie spowodował, że zainteresowanie opinii publicznej przesunęło się na inne obszary, co obiektywnie zwiększy problemy z mobilizowaniem pomocy dla Ukrainy. A zatem ani z wojskowego punktu widzenia, ani ekonomicznie, nie mówiąc już o wymiarze politycznym, Ukraina i Zachód, nie złamały Rosji, co oznacza, że perspektywy zwycięstwa oddalają się i w najlepszym wypadku będziemy mieć do czynienia z przedłużającą się, wyniszczającą wojną. Ta perspektywa nie jest z punktu widzenia Zachodu obiecująca, bo obietnice zwiększenia produkcji wojskowej w państwach wspierających Ukrainę zderzyły się z biurokratycznymi realiami i póki co dały mizerne rezultaty. Inaczej, jak zauważają Rumer i Weiss, jest w przypadku Rosji, gdzie „fabryki obronne zwiększają swoją produkcję, a stare, pochodzące z czasów sowieckich fabryki osiągają lepsze wyniki niż zachodnie, jeśli chodzi o tak potrzebne na wojnie np. pociski artyleryjskie. Technokraci odpowiedzialni za zarządzanie rosyjską gospodarką udowodnili, że są odporni, elastyczni i zaradni”. Rosja, co szczególnie w Polsce nie brzmi przyjemnie, zdaniem amerykańskich ekspertów, wcale nie okazała się kolosem na glinianych nogach, ale groźnym rywalem, który umiał dostosować się do nowych warunków i zrobił to szybciej i sprawniej niż Zachód. Z punktu widzenia skuteczności polityki zagranicznej nie można również odmówić Putinowi skuteczności. Jego „stawianie” na kraje światowego południa, pogłębianie współpracy gospodarczej z Chinami i Indiami, umożliwiło Rosji przestrojenie kanałów wymiany handlowej, co z kolei ułatwiło przeprowadzenie procesu dostosowania. Niewykluczone, że w dłuższej perspektywie Rosja stanie się junior partnerem Chin biorąc pod uwagę dysproporcje potencjałów gospodarczych obydwu krajów, ale jak zauważają amerykańscy eksperci, z puntu widzenie Moskwy lepiej przyjąć taki kurs i przetrwać, niż poddać się Zachodowi. Ogłoszona jeszcze przed wojną na Ukrainie rosyjska strategia bezpieczeństwa, której istotą było przygotowanie kraju na wieloletnią rywalizację z Zachodem, działa. I jak piszą, „Putin może powiedzieć dziś narodowi, że zaproponowana przez niego strategia okazała się skuteczną”. To zaś oznacza, iż analizując sytuację należy stwierdzić, iż Putin nie odczuwa obecnie żadnej presji, która nakazywałaby mu wykonywać pospieszne ruchy, czas zdaje się pracować na jego korzyść, może on spokojnie czekać do wyborów w Stanach Zjednoczonych, wyniki których umożliwią mu, jak się w Moskwie sądzi, zakończenie wojny na rosyjskich warunkach. A to oznacza, że mamy do czynienia z zasadniczą zmianą, bo to Zachód musi się spieszyć, być w stanie doprowadzić do przełomu w ograniczonym czasie, a Moskale mogą czekać na rozwój sytuacji. W efekcie liderzy państw Zachodu „stają przed bezprecedensowym wyzwaniem”. Analizując dotychczasowy przebieg wojny można powiedzieć, że osiągnęli oni sukces udaremniając plany Moskwy. To, że Ukraina przetrwała, jest nadal zdolna do obrony, a nawet myśli o operacjach zaczepnych, jest niewątpliwym sukcesem strategicznym Zachodu, któremu udało się nie dopuścić do najgorszego scenariusza. Tylko że teraz wojna wchodzi w nową fazę, która wydaje się być korzystna dla Rosja. A to wymusza przemyślenie swej strategii w kwestii wojny na Ukrainie, bo dotychczasowa nie gwarantuje już sukcesu. „Ale teraz – piszą amerykańscy eksperci - nadszedł czas, aby przejść do długoterminowej strategii, która zwiększa i utrzymuje presję na zbójecki reżim na Kremlu. Nie należy mieć złudzeń, że jakakolwiek kombinacja krótkoterminowych kroków wystarczy, aby zmusić Putina do zakończenia wojny”. Jak piszą Autorzy, Zachód powinien skończyć „z myśleniem magicznym” na temat natury zagrożenia ze strony Rosji i oswoić się z tym, że będzie ono miało charakter wieloletni. Nie nastąpi żaden „pucz na Kremlu”, który odwróci sytuację, nie stanie się to też w wyniku udanej kontrofensywy ze strony sił zbrojnych Ukrainy, ani też dlatego, że Rosja „zmęczy się wojną” i jej gospodarka nie będzie w stanie produkować na rzecz sił zbrojnych. Nie stanie się to też w wyniku sankcji, ani tym bardziej dostarczenia Kijowowi jakiejś „cudownej broni”, która odwróci losy wojny. Autorzy opowiadają się za nowoczesną polityką powstrzymywania (containment), bo tylko długotrwałe, cierpliwe i wspólne zmaganie się z rosyjską presją dać może pozytywne rezultaty. „Dzisiejsza polityka powstrzymywania – argumentują Rumer i Weiss - oznaczałaby kontynuowanie zachodnich sankcji, dyplomatyczną izolację Rosji, uniemożliwianie Kremlowi ingerencji w naszą politykę wewnętrzną oraz wzmocnienie zdolności odstraszania i obrony NATO, w tym amerykańsko-europejskie inwestowanie w naszą bazę przemysłowo-obronną”. Nie oznacza to powrotu do realiów zimnej wojny, kiedy Zachód na wielu polach i w wymiarze globalnych rywalizował z ZSRR. Obecnie nie jest to niezbędne, Rosja ma mniejszy potencjał, a na dodatek pozbawiona jest ideologicznego powabu, co miało związek z popularnością komunizmu w wielu państwach, szczególnie nierozwiniętego III świata. Dzisiaj raczej należałoby mówić o odgrodzeniu się Zachodu od Rosji, stałej uwadze i gotowości do zwiększania swoich zdolności jeśli zagrożenie ze wschodu będzie narastało. Ale co z wojną na Ukrainie? Amerykańscy eksperci opowiadają się w gruncie rzeczy, choć nie artykułują tego wprost, za zamrożeniem konfliktu, co w obecnych realiach oznacza nie jego całkowite wygaszenie choćby w wyniku porozumienia o zawieszeniu broni, ale zmniejszeniem poziomu intensywności walk. Tak aby prowadząc wojnę można było jednocześnie przystąpić do odbudowy Ukrainy. Jak konkludują swoje wystąpienie, „Stany Zjednoczone i ich sojusznicy muszą mieć jasność co do długoterminowego charakteru tego przedsięwzięcia. Jest mało prawdopodobne, aby zakończenie wojny, kiedykolwiek do tego dojdzie, stłumiło konfrontację między Rosją a resztą Europy. Ukraińcy i ich przyjaciele słusznie chcą powstania zamożnej, niezależnej Ukrainy, bezpiecznej i w pełni zintegrowanej z życiem politycznym i gospodarczym kontynentu. Putin i jego następcy uznaliby to za ostateczną porażkę Rosji. Zrobią wszystko, co w ich mocy, aby temu zapobiec”. Jeśli zatem myślimy o strategii wieloletniej, nowej formule powstrzymywania Rosji, a jednocześnie chcemy odbudowy Ukrainy i przekształcenia jej w normalne europejskie państwo, to, zwłaszcza w sytuacji kiedy niemożliwe jest militarne pokonanie Rosji, musimy przesunąć nasz wysiłek z obszaru wojskowego na rzecz „zakorzenienia” sąsiadującego z nami państwa w świecie Zachodu. Jest w tej sytuacji oczywiste, że z racji ograniczonych zasobów, które sojusznicy Kijowa są gotowi przeznaczać na wspieranie zaatakowanego państwa, trzeba będzie dokonać wyboru – albo wojna o obecnym poziomie intensywności, albo reformy i odbudowa. Oznacza to jednoznaczną opcję na zamrożenie konfliktu, którego nie można dziś wygrać.
Z podobną w gruncie rzeczy argumentacją mamy do czynienia w artykule Richarda Haassa i Charlesa Kupchana, który ukazał się w portalu Foreign Affairs i podejmuję tytułową kwestię „redefinicji sukcesu na Ukrainie”. I w tym wypadku ci uznani amerykańscy eksperci są przekonani, że militarne zwycięstwo jest obecnie poza zasięgiem Ukrainy i Zachodu, co wymusza przemyślenie dotychczasowej strategii. Cele, które do tej pory stawiano, polegające na odzyskaniu suwerenności nad całością terytorium państwa w granicach z 1991 zarówno obecnie jak i w dającej się przewidzieć przyszłości „będą poza zasięgiem” Kijowa i sojuszników. Piszą, że „nadszedł czas, aby Waszyngton przewodził wysiłkom na rzecz opracowania nowej polityki, która wyznacza osiągalne cele i harmonizuje środki i cele. Stany Zjednoczone powinny rozpocząć konsultacje z Ukrainą i jej europejskimi partnerami w sprawie strategii skupiającej się na gotowości Ukrainy do negocjowania zawieszenia broni z Rosją i jednoczesnym przeniesieniu akcentu wojskowego z ofensywy na obronę”. Nie oznacza to uznania prawomocności rosyjskich aneksji, ale jedynie przyjęcia do wiadomości, że obecnie wojskowo tych obszarów się nie odbije. Pomoc finansowa, ekonomiczna i wojskowa Zachodu dla Kijowa powinna być utrzymana na co najmniej dotychczasowym poziomie, różnica polegać winna jedynie na tym, że obecnie (po zamrożeniu wojny) miałaby ona być przeznaczana na odbudowę zniszczonego kraju, ale też docelowe zwiększanie jego możliwości wojskowych. Jeśli zamrożenie wojny uznać za pauzę strategiczną, która nie wyklucza wznowienia działań w przyszłości, to należy do tego momentu zacząć się już obecnie przygotowywać i dlatego zmniejszenie intensywności walk leży w interesie zarówno Ukrainy jak i Zachodu. Oczywiście Rosja może odrzucić idee zawieszenia broni, ale w związku z tym, że w obecnej wojnie obrona ma przewagę nad manewrem i atakiem, należy odpowiednio umocniwszy ukraińską linię frontu odebrać Moskalom możliwość jego przełamania. Co więcej, amerykańscy eksperci proponują kontynuowanie wojny bezkontaktowej, na odległość, nękanie Rosjan, nawet podjęcie próby uczynienia z Krymu „ziemi niczyjej”. W ich propozycji nie chodzi o ugłaskanie Kremla, czy uznanie rosyjskich interesów na Ukrainie. Raczej mamy do czynienia z myśleniem o potrzebie wypracowania wieloletniej strategii powstrzymywania Rosjan, co oznacza, że nie możemy naszych, czyli Zachodu, zasobów marnotrawić na prowadzenie wojny, której w oczywisty sposób nie można wygrać. Wystarczy aby Ukraina, w świetle tej propozycji, przeszła od strategii ofensywnej do defensywnej i skoncentrowała swoje wysiłki nie na odbiciu 20 proc. swych terytoriów które dziś okupują Rosjanie, ale na odbudowie 80 proc. tych które kontrolują władze w Kijowie. „Jednocześnie taka zmiana - argumentują Haass i Kupchan - ratowałaby życie i pieniądze Ukrainy oraz zmniejszyłaby jej potrzeby w zakresie pomocy wojskowej od Zachodu, co może okazać się niezbędne, jeśli wsparcie USA spadnie, a Europa będzie musiała sama dźwigać ten ciężar. Ukraina mądrze zrobiłaby przeznaczając napływające zasoby na swoje długoterminowe bezpieczeństwo i dobrobyt, zamiast wydawać je na polu bitwy z niewielkim zyskiem”. Amerykańscy eksperci podkreślają też, że wojna, która w pierwszej fazie była walką o przetrwanie państwa i narodu i w związku z tym Kijów nie miał pola manewru teraz jest „wojną z wyboru”, bo chodzi o odbicie terenów bez których państwo ukraińskie, choć zapewne w gorszej kondycji, może jednak funkcjonować. Oczywiście mają oni świadomość faktu, że jakiekolwiek zawieszenie broni, co w sposób oczywisty odsuwa w czasie perspektywę odzyskania Krymu, będzie „gorzką pigułką” którą ukraińskiemu społeczeństwo będzie trudno przełknąć. Z tego też względu Zachód powinien ten trudny wybór starać się „osłodzić”. Tym słodzikiem miałyby być zachodnie gwarancje niepodległości Ukrainy i przyjęcie w zakresie polityki bezpieczeństwa rozwiązań zapisanych w art. 4 (konsultacje), czemu towarzyszyć winno utrzymanie sankcji wymierzonych w Rosję jeszcze przez długie lata i przyspieszone przyjęcie Kijowa do Unii Europejskiej.
Pozytywne propozycje dla Ukrainy formułowane przez Haassa i Kupchana nie brzmią przekonująco. W obydwu wystąpieniach ważne jest jednak co innego. Otóż wydaje się, że amerykańskie środowisko eksperckie dochodzi do wniosku, że wojny z Rosją nie jesteśmy w stanie wygrać. A z takiej konstatacji wyciągają wniosek, że należy ją zawiesić, nawet jeśli oznaczałoby to jedynie odłożenie w czasie i skoncentrować się na odbudowie Ukrainy i wojskowego potencjału Zachodu. Istotą tej propozycji jest w gruncie rzeczy dążenie do uzyskania w kilkuletniej perspektywie sytuacji, w której to Ukraina samodzielnie, choć zapewne ze wsparciem sojuszników, byłaby w stanie zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo. I ta konkluzja ukazuje rewolucyjną zmianę, która dokonuje się w myśleniu elit amerykańskich, które dochodzą do wniosku, że Stany Zjednoczone nie mogą już być „eksporterem bezpieczeństwa”, a muszą starać się wespół z sojusznikami, aby państwa znajdujące się w strefach zgniotu samodzielnie były w stanie troszczyć się o siebie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/671256-o-potrzebie-zawieszenia-broni-na-ukrainie