Kilka dni temu w „Le Figaro Vox” ukazał się wywiad z Serge’m Klarsfeldem. To postać nad Sekwaną niezwykła i ciesząca się dużym autorytetem. Francuski historyk, prawnik i pisarz żydowskiego pochodzenia zasłynął po wojnie jako łowca nazistów. Z narodowymi socjalistami miał porachunki osobiste – jako ośmiolatek zdołał ukryć się przed Gestapo w Nicei i ledwie uniknął śmierci, jednak jego ojca spotkał gorszy los – został deportowany do Auschwitz, gdzie zamordowali go Niemcy.
Sam Klarsfeld przez wiele lat tropił zbrodniarzy pracujących dla Trzeciej Rzeszy i dla rządu Vichy. To dzięki niemu udało się wydać w ręce sprawiedliwości m.in. Aloisa Brunnera, Klausa Barbiego, Maurice’a Papona czy Paula Touviera. On też odegrał olbrzymią rolę w tym, by państwo francuskie uznało swą odpowiedzialność za deportacje Żydów do obozów zagłady.
Pochwała prawicy, krytyka lewicy
We wspomnianym wywiadzie dla „Le Figaro Vox” Serge Klarsfeld wziął w obronę przewodniczącą Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, która została skrytykowana w wielu mediach lewicowo-liberalnych za to, iż śmiała wziąć udział w marszu przeciw antysemityzmowi, który zgromadził w Paryżu ponad sto tysięcy osób. Były łowca nazistów udzielił jej moralnego wsparcia, mówiąc, iż wszyscy Francuzi powinni być szczęśliwi, że zaangażowała się ona w to wydarzenie razem ze swoim ugrupowaniem.
Serge Klarsfeld powiedział, że w porównaniu ze Zjednoczeniem Narodowym o wiele bardziej antysemicko prezentuje się skrajnie lewicowa partia La France Insoumise pod wodzą Jean-Luca Mélenchona (tego samego, który w zeszłorocznych wyborach prezydenckich uzyskał 22 proc. głosów). Dodał też, że „skrajna lewica zawsze miała tradycje antysemickie”.
Nieoczekiwana zmiana miejsc
W podobnym duchu wypowiedział się dzień później na łamach „The Times of Israel” jeden z najbardziej znanych francuskich filozofów żydowskiego pochodzenia Alain Finkielkraut. On także nie ukrywał swego zadowolenia, że Marine Le Pen oraz politycy i sympatycy jej ugrupowania wzięli udział w demonstracjach przeciw antysemityzmowi. Dodał, że 13 milionów wyborców tej partii jest zawsze mile widzianych na wspólnych demonstracjach. Według niego formacja pod przywództwem Marine Le Pen przeszła długą drogę i nie jest już antysemicka.
Tego samego – jego zdaniem – nie da się powiedzieć jednak o drugiej stronie politycznego spektrum. Jeżeli we Francji istnieje jakaś antysemicka partia, to jest nią, według Finkielkrauta, skrajnie lewicowa La France Insoumise pod przewodnictwem Jean-Luca Mélenchona. To nie przypadek, że tego ostatniego nie było na wspomnianej manifestacji, podobnie jak innych polityków radykalnej lewicy. On sam wykluczył zresztą udział w tej demonstracji, nazywając ją spotkaniem „przyjaciół bezwarunkowego wsparcia dla masakry”, mając na myśli masakrę w Gazie.
Finkielkraut stwierdził, że o ile niegdyś narodowi socjaliści przyklejali Żydom żółtą gwiazdę, o tyle współcześni socjaliści przyklejają Żydom swastykę, próbując przedstawić ich jak nowych nazistów. W tym spektaklu, który rozgrywa się na naszych oczach, role skrajnej lewicy i skrajnej prawicy są rozdzielone inaczej niż się do tego przyzwyczailiśmy. Dlatego, jak apeluje Alain Finkielkraut, nadeszła pora, by „przestawić zegary na właściwy czas”. Niektórym bowiem wskazówki zatrzymały się jeszcze w minionym wieku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/671057-gdzie-zydzi-we-francji-widza-antysemitow