Gdyby Hiszpanie, którzy od tygodnia wylegają na ulice w milionowych protestach przeciwko autorytarnym działaniom premiera Sáncheza, mieli tę nieprzyjemność podczytywać „Gazetę Wyborczą”, najpewniej wypadłaby im z rąk za sprawą doznanego szoku. Właśnie mija rok od kiedy w wielkiej glorii, przy uścisku Króla Filipa VI odznaczyli Michnika Nagrodą Księżniczki Asturii „za zaangażowanie w wysokiej jakości dziennikarstwo oraz za wpływ na odbudowę i obronę demokracji w Polsce”.
Test „jakości” owego dziennikarstwa przyszedł nader szybko, a jego wynik jest jak zwykle opłakany, ale któż by się zarumienił, skoro już dawno na Czerskiej brak wstydu pokrywają kolejną hańbą. Podczas gdy Hiszpania, pod wodzą Partii Ludowej (czyli kolegów Tuska i KO w Europarlamencie), wszystkie jej organizacje sędziowskie oraz większość mediów apelują do Komisji Europejskiej o interwencję w sprawie podeptania demokracji i wejścia Sancheza na drogę dyktatury – „Wyborcza” przez 7 dni gwałtownych protestów nie zająknęła się ani słowem nad upadkiem demokracji w Hiszpanii.
Zakrawa na groteskę, że w sekcji „Hiszpania” „Wyborczej” można a i owszem poczytać, ale jak zwykle o tym samym, przykładowy tytuł mówi sam za siebie: ”Jak księża i lekarze handlowali dziećmi źle prowadzących się matek”. Zadziwiające, że w ciągu tygodnia milionowych protestów w 52 miastach Hiszpanii red. Stasiński nie odnotował rebelii zdesperowanych obywateli, ani też odezwy hiszpańskiego KRS, listów protestacyjnych ponad 3000 sędziów stowarzyszonych w organizacjach mających strzec praworządności, rozmaitych instytucji państwowych (paru rządów wspólnot autonomicznych) i mediów o tak uznanym prestiżu jak „El Mundo” czy „ABC”. Czego obawia się „Wyborcza”, że nie chce informować o realnej dyktaturze premiera Sancheza, o jakiej donoszą media hiszpańskie? A może nie chce złamać lojalności wobec swego partnera, dziennika „El Pais”, który już dawno temu stał się pogardzanym biuletynem rządzących socjalistów i komunistów?
Czyżby rzetelne informacje na temat skali przestępstw socjalistyczno-komunistycznego rządu, którego wysłannicy w UE pomagali opozycji totalnej uderzać w polski rząd sankcjami i karami mogłyby obalić obowiązującą od lat narrację o rzekomych przewinach rządu Zjednoczonej Prawicy? Wystarczy otworzyć hiszpańską „El Debate” i w dzisiejszym artykule Rodrigo Ballestara- m.in. byłego urzędnika UE, absolwenta Kolegium Europejskiego w Brugii czytamy co następuje:
Podczas gdy połowa Hiszpanii oszołomiona przygląda się, ale też opiera największemu ciosowi wymierzonemu w praworządność, jaki kiedykolwiek został zadany w państwie europejskim, niektórzy z nas zadają sobie pytanie: gdzie jest Europa? Na co ona czeka? Dlaczego tak wielu obrońców europejskich wartości i praworządności milczy w obliczu tego pogwałcenia wszelkich zasad? Kiedy Sanchez powołał swojego byłego Ministra Sprawiedliwości i inną urzędniczkę swego Pałacu w Moncloa wprost do Trybunału Konstytucyjnego, oni - milczeli. Po zniesieniu przestępstwa defraudacji pieniędzy publicznych (co bezpośrednio wpływa na fundusze europejskie) protestów prawie nie było słychać. A teraz, gdy sędziowie i prokuratorzy ostrzegają przed końcem praworządności i podporządkowaniem wymiaru sprawiedliwości parlamentowi, a hiszpańskie ulice zapełniają się protestującymi, Komisja Europejska ledwie i na koniec podejmuje wreszcie działania.
Owszem, to najwyższy czas ale przekonamy się dopiero, czy list komisarza Reyndersa jest rzeczywiście początkiem presji, czy jedynie gestem markującym jakąś reakcję. I chociaż pismo Komisji przyjęto tu z ulgą, wydaje się, że dotarło z opóźnieniem i na razie niewiele znaczy. Jaki jest powód tej bierności? Nie jest to spowodowane impotencją, wręcz przeciwnie. Broniąc praworządności, UE wykazała w ostatnich latach bezprecedensowy aktywizm i surowość w tej sprawie. Przyjęła nawet rozporządzenie, które pozwalało jej blokować fundusze europejskie w przypadku naruszenia praworządności. I nie są to kary symboliczne. Otóż spytać trzeba: ile euro Polska i Węgry otrzymały od czasu przyjęcia budżetu europejskiego trzy lata temu? Trzeba mówić więc aż o około 100 miliardach euro, które Bruksela jest winna Warszawie i kolejnych 28 miliardach, które jest winna Budapesztowi. To monstrualne sankcje z powodów nieskończenie mniej poważnych niż atak Sáncheza, który obserwujemy.
(„El Debate”, “Amnestia, Czy istnieje Europa i czy można od niej czegoś oczekiwać?” 12.11.2023)
Szkoda Polaków, bo byli obiektem bezprecedensowego polowania i upokarzania ze strony unijnych komisarzy na podstawie wyimaginowanych zarzutów. Szkoda Hiszpanów, bo nie mogą liczyć na odsiecz ze strony UE tak ponoć pilnującej „praworządności i wartości europejskich” zwłaszcza teraz, gdy ich kraj zamienia się w dyktaturę na wzór Wenezueli czy Argentyny. UE kieruje się tak nieprzejrzystymi zasadami, że trudno nazwać je inaczej niż: ZASADZKI.
Artykuł został opublikowany na kilka godzin przed publikacją „Gazety Wyborczej”, która dopiero w niedzielę 12 listopada o 17.00 opublikowała tekst o protestach trwających od tygodnia na ulicach Hiszpanii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/670424-hiszpanie-zdziwieni-brakiem-reakcji-ue