Dziennikarze portalu Politico napisali raport poświęcony temu jak państwa europejskie pomagają Ukrainie.
Chodzi o sprzęt wojskowy, a pretekstem do zajęcia się ta kwestią są potwierdzane przez wiele źródeł doniesienia świadczące, że Korea Płn. dostarczyła już Federacji Rosyjskiej milion sztuk amunicji artyleryjskiej. Południowokoreański wywiad poinformował kilka dni temu, że Pjonhjang wysłał już 10 dużych transportów z amunicją do Rosji, o czym zresztą pisali też niedawno analitycy brytyjskiego think tanku RUSI. Dziennikarzy Politico zaciekawiło w związku z tymi doniesieniami jak zaawansowana jest realizacja głośno reklamowanego projektu Unii Europejskiej, który przewidywał dostarczenie Kijowowi miliona sztuk amunicji kalibru 155 mm w ciągu roku.
To co Koreańczykom z północy udało się od 13 września, bo wtedy miało miejsce spotkanie Putin – Kim na poligonie nieopodal Władywostoku, z trudem przychodzi państwom europejskim. Można nawet powiedzieć, że zarysował się pewien trend. Otóż im jest ono zamożniejsze i dalej położone od granicy z Rosją, tym trudniej wywiązać się ze złożonych obietnic. I tak Niemcy na oficjalnej stronie urzędu kanclerskiego informują o dostarczeniu Kijowowi, od początku wojny, 18 510 sztuk pocisków kalibru 155 mm i zdecydowanie mniejszej liczby, choć ile nie podano, amunicji precyzyjnej o podobnym kalibrze. Równie spektakularne są osiągnięcia Francuzów, którzy miesięcznie są w stanie wysłać na Ukrainę tysiąc sztuk tej amunicji, a jak niedawno powiedział minister Lecornu w 2024 roku, będą zdolni wysyłać 3 tys. sztuk miesięcznie. Ostrożne szacunki mówią o tym, że Ukrainy wystrzeliwuje dziennie od 6 do 7 tysięcy, co pozwala łatwo obliczyć, na ile wystarczą dostawy z najzamożniejszych państw Unii Europejskiej.
Rola państw UE we wspieraniu Ukrainy
Z artykułu Politico wynika też, że dotychczasowe zaawansowanie projektu wynosi ok. 300 tys. sztuk, co jak na 5 miesięcy jego realizacji nie jest wielkością imponującą. Nieco światła dlaczego notujemy takie opóźnienia rzuca ostatni raport think tanku ECFR. Jest on poświęcony roli państw Unii Europejskiej we wspieranie Ukrainy, zarówno w obszarze wojskowym jak i ekonomicznym. Jeszcze wrócę do konkluzji tego opracowania, ale w tej konkretnej kwestii, czyli co spowodowało opóźnienia w zakresie produkcji w Europie amunicji dla Ukrainy, znajdujemy tam interesujące informacje. Otóż pierwszym czynnikiem spowolnienia projektu i braku niezbędnych decyzji były dyskusje o charakterze biurokratyczno-politycznym. Komisja Europejska już w marcu tego roku zaproponowała wspólne działanie, ale pierwsze „europejskie” kontrakty zostały podpisane dopiero latem. Dlaczego? Jak wyjaśniają analitycy ECFR „ze względu na rozbieżności co do sposobu wydatkowania pieniędzy, do zawarcia pierwszych umów między producentami a Europejską Agencją Obrony trzeba było czekać aż do lata: na przykład Francja chciała, aby pieniądze zostały przeznaczone wyłącznie na nową amunicję produkowaną w ramach UE; podczas gdy Niemcy chciały uwzględnić gotowe zakupy z krajów trzecich”. Dopiero w lipcu Komisja wydzieliła też pierwsze 500 mln z niezbędnej na te zakupy puli środków. Co nie oznacza, że od tego momentu wszystko ruszyło „z kopyta”. Z dwóch powodów na pierwsze produkcyjne efekty zamówień trzeba będzie czekać od 6 do 9 miesięcy. Wszystko zależy od dostępności surowców i materiałów, a z tym nie jest najlepiej, nie mówiąc już o tym, że ceny na światowych rynkach na nie wzrosły trzykrotnie. Po drugie zapomniano, że od kryzysu finansowego 2008 roku firmy sektora zbrojeniowego zostały wyłączone z wszelkich unijnych form wsparcia publicznego. W efekcie dziś donoszą one o wielkich problemach z zawarciem umów kredytowych i ubezpieczeniowych, co powoduje, że oczekują na gwarancje ze strony Wspólnoty, że ich rozbudowane zdolności produkcyjne zostaną w przyszłości „pokryte” zamówieniami o odpowiedniej skali. Notabene Amerykanie wykorzystują fakt, że w przeciwieństwie do Europy, nie redukowali aż w takim stopniu możliwości swych firm zbrojeniowych. Jak poinformował Luke Coffey z Hudson Institute portfel zamówień w amerykańskich firmach zbrojeniowych wart jest już obecnie 90 mld dolarów. Wracając jednak do sytuacji Europy, to warto zauważyć, że eksperci ECFR bardzo trzeźwo zwracają uwagę na fakt, że Ukraina będzie w stanie przetrwać i kontynuować długą wojnę na wyniszczenie jeśli dostawy, i chodzi w tym wypadku zarówno o amunicję, jak i przede wszystkim o sprzęt, będą regularne i na odpowiednim poziomie ilościowym.
Aby to było możliwe państwa europejskie musiałyby ogłosić ambitne programy wymiany swego starego już uzbrojenia, określanego w żargonie wojskowym mianem legacy forces, na sprzęt nowej generacji. A zatem to co zrobiła już w ubiegłym roku Polska, nie jest ogołacaniem naszych arsenałów i rozbrajaniem się w obliczu ewentualnego konfliktu z Rosją, jak głosili i nadal utrzymują niektórzy nasi, pożal się Boże, eksperci i politycy, ale rozsądną i w opinii analityków ECFR, pożądaną polityką. Problemem jest wszakże to, że Europa tego nie robi, co oznacza, że strumień sprzętowy docierający na Ukrainę, z oczywistych względów będzie wysychał. Jak to jest w praktyce? Niemcy np. zamówiły 18 czołgów Leopard 2 i 12 Panzerhaubitz 2000, po to aby zastąpić to co wysłano w ramach pomocy wojskowej. Taki realny wymiar ma Zeitenwende, wielka operacja propagandowo – pr-owska mająca na celu odbudowanie zszarganej reputacji Berlina, ale nie mająca większego związku z wojskowymi możliwościami Bundeswehry. A w innych krajach? Nie lepiej. Dobrym przykładem są w tym wypadku działania Czech opisane w portalu radia publicznego. Otóż Czesi jeszcze na początku roku deklarowali gotowość zakupu 77 niemieckich Leopardów. Chodzi o zbudowanie konsorcjum zakupowego, w którym obok Pragi i Berlina udział wzięłoby więcej państw, bo ma to oczywisty, korzystny wpływ na cenę jednostkową. W lipcu w trakcie wizyty ministra Pistoriusa podtrzymano gotowość realizacji tego projektu, ale nadal trwają rozmowy i budowane jest porozumienie. Zresztą nikt się specjalnie nie spieszy, bo pierwsze pojazdy z tego wielkiego, jak na warunki Republiki Czeskiej, kontraktu miałyby pojawić się około roku 2030. A zatem nie ma w tym przypadku mowy o pozbywaniu się starego sprzętu wysyłając go na Ukrainę i wprowadzaniu w to miejsce do służby nowego. To się też dzieje, tylko że w znakomicie mniejszej skali. Jeszcze w ubiegłym roku Praga zawarła z Berlinem porozumienie w świetle którego Niemcy mają w tym roku dostarczyć Czechom 15 wyremontowanych Leopardów, a ci swoje czołgi wyślą na Ukrainę. Tylko, że do lipca dostarczono jedynie 5 maszyn. Dostawy mają miejsce, ale są bardzo opieszale realizowane.
Tekst generała Załużnego
Dlaczego o tym piszę? Otóż generał Załużny opublikował w tygodniku The Economist obszerny tekst będący zarówno podsumowaniem dotychczasowych doświadczeń wypływających z wojny z Rosją, jak i wyjaśniający dlaczego ofensywa sił ukraińskich okazała się mniej skuteczną niźli na początku roku to zakładano. Głównym przesłaniem jego wystąpienia jest to, że wojna weszła w stadium konfliktu pozycyjnego i trudno już liczyć na znaczące postępy Ukraińców. Pisze też o konieczności zmian w systemie mobilizacyjnym oraz narastającym problemie uchylania się od służby, co należy czytać w ten sposób, że Ukraina nie ma już prostych rezerw, które mogłaby zmobilizować i wysłać do walki. Zdaniem Załużnego wojna może w związku z tym potoczyć się w zgodzie z jednym z dwóch scenariuszy. Albo uda się zbudować przewagę technologiczno-wojskową po stronie ukraińskiej, co wymagać będzie pewnych i skalowalnych dostaw sprzętu przez państwa sojusznicze, także większego zaangażowania w szkolenie ukraińskich oddziałów, albo, i to drugi scenariusz, będziemy mieli klasyczny konflikt na wyniszczenie w którym z czasem przewagę uzyska mający większe zasoby ludnościowe, gospodarcze i finansowe, czyli Rosja. W wystąpieniu Załuznego silnie to zabrzmiało – albo pomoc wojskowa dla Kijowa znacząco przyspieszy i wzrośnie, albo Ukraina wojnę przegra. Tak to też zostało odczytane w Waszyngtonie, bo zaraz potem John Kirby powiedział, że to co ukraiński dowódca napisał skłania administrację Bidena do zwiększenia wsparcia. Chodzi nie tylko o dostawy uzbrojenia, w tym przede wszystkim systemów zdolnych do zdalnego rozminowywania i minowania terenu, przeznaczonych do walki radioelektronicznej, bo ich rola w związku z nasyceniem pola walki systemami bezzałogowymi rośnie, ale również Załużny pisze o konieczności ustanowienie kontroli przestrzeni powietrznej. To oznacza, że niedługo zarówno zaogni się kwestia dostaw dla Kijowa F-16, jak i być może ustanowienie strefy wolnej od lotów. Można powiedzieć, że w tym wystąpieniu ukraińskiego generała dużo jest polityki. Zapewne tak, bo komunikat został wystosowany zarówno pod adresem Zachodu (jeśli pomoc nie wzrośnie to przegramy) jak i audytorium wewnętrznego (może okazać się niemożliwym odbicie terenów okupowanych). Ukraina wkracza w okres przedwyborczy, o czym informują tamtejsze media, a to oznacza, że politycy zaczną szukać odpowiedzi dlaczego kontruderzenie, okupione hektolitrami krwi, się nie powiodło. Ta kwestia wróci, również z tego powodu, że o Załużnym mówi się jako o ewentualnym rywalu Zełenskiego, ale nawet jeśli popularny generał nie zdecyduje się na start to z pewnością nie chciałby zostać kozłem ofiarnym i głównym winowajcą przegranej wojny.
Groźba kolejnego konfliktu w relacjach polsko-ukraińskich
Jest to o tyle istotne, że może uruchomić niekorzystną, również z naszego punktu widzenia dynamikę dyskusji na Ukrainie, której wynikiem może być albo pogłębiająca się polaryzacja wewnętrzna, albo obwinianie sojuszników z Zachodu o niedostateczną pomoc, co przyczyniło się do niepowodzeń w wojnie. Muszę tu od razu ostrzec naszą klasę polityczną, która obecne zajęta jest jak rozumiem innymi sprawami. Polska jest na czele listy ewentualnych „winnych”, choćby z tego względu, że nasi transportowcy zapowiedzieli blokadę polsko-ukraińskich przejść granicznych. Te deklaracje wywołują zrozumiałe zaniepokojenie w Kijowie i grożą wybuchem kolejnego, we wzajemnych relacjach, konfliktu. Piszę o tym, aby nikt nie mógł później powiedzieć „nie wiedziałem”. Sprawa jest poważna i może zostać wykorzystana przez nieprzyjaciół Polski, albo tych z grona naszych przyjaciół, którzy chcieliby znaleźć „temat zastępczy” i przysłonić własną opieszałość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/669316-ukraina-moze-przegrac-te-wojne