Grupa ekspertów Klubu Wałdajskiego, którymi kierowali Andriej Suszencow, dziekan wydziału stosunków międzynarodowych MGiMO oraz Wasilij Kaszin, dyrektor Centrum Kompleksowych Studiów Międzynarodowych i Europejskich moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej opublikowali raport poświęcony wojnie w nowej epoce i perspektywom powrotu „wielkich armii”(Wojna w nowej epoce: dlaczego wracają wielkie armie). Tytuł jest nieco mylący, bo w istocie mamy do czynienia z prognozą jak może zakończyć się wojna na Ukrainie, jakie będą tego konsekwencje dla globalnego układu sił i jakie podstawowe wnioski można wyciągnąć z dotychczasowego przebiegu rosyjsko – ukraińskiego konfliktu w wymiarze wojskowym. Mamy w Polsce skłonność do lekceważenia dokonań rosyjskich myślicieli strategicznych, uważamy to co piszą za propagandę, narrację oderwaną od rzeczywistości a w związku z tym niewartą uwagi. Niesłusznie. A potwierdzeniem tego jest właśnie nowy materiał Klubu Wałdajskiego który cechuje się precyzyjną i trudną do obalenia argumentacją.
Szukając analogii w przeszłości rosyjscy eksperci formułują opinię, że obecną wojnę na Ukrainie można jedynie porównywać z konfliktem w Korei. Inne, nawet wielkie i długotrwałe konflikty ostatniego 70-lecia, jakim było choćby starcie Iranu z Irakiem nie miały ani takiej skali, ani nie angażowały mocarstw „z pierwszego szeregu” ani ich wpływ na układ sił nie był tak istotny. Podobieństwa między obecną wojną a konfliktem koreańskim są, dla odmiany, uderzające. Po pierwsze i wówczas i obecnie wojna wybuchła w następstwie zaostrzającej się rywalizacji wielkich mocarstw. W obydwu przypadkach gra toczy się nie tylko o przyszłość państwa na obszarze którego trwają walki, ale również o przyszły kształt porządku światowego. Tak jak ZSRR uczestniczyło w wojnie w Korei (lotnictwo, dostawy sprzętu, zabezpieczenie tyłów) tak i Stany Zjednoczone są zaangażowane w wojnę na Ukrainie (zwiad, rozpoznanie, wywiad, pomoc wojskowa i ekonomiczna). Zarówno w czasie wojny koreańskiej jak i obecnie jednym z głównych przedmiotów troski zaangażowanych w nią mocarstw było i jest „kanalizowanie konfliktu” dbanie o to aby nie rozlał się on szerzej, nie wszedł w fazę eskalacji wertykalnej czy horyzontalnej. Zaangażowanie ZSRR w wojnę w Korei, choć wojskowo ograniczone miało na celu uniemożliwienie wojskom ONZ dowodzonym przez Amerykanów osiągnięcie stanu dominacji w przestrzeni powietrznej nad obszarem walk, co, gdyby się udało, oznaczałoby możliwość izolowania i zniszczenia sił północnokoreańskich. Amerykanie, wykorzystując swoją kosmiczną sieć zwiadu, rozpoznania i łączności, realizują na Ukrainie podobne cele, uniemożliwiając Federacji Rosyjskiej osiągnięcie dominacji w tej samej domenie, wzmacniają też ukraińskie zdolności do prowadzenia wojny lądowej. Dane wywiadowcze, które strona ukraińska pozyskuje od Amerykanów umożliwiają precyzyjny ostrzał artyleryjski, co powoduje, że stare, pochodzące jeszcze z czasów sowieckich systemy broni uzyskują nową jakość. Fakt zaangażowania antagonistycznego mocarstwa w wojnę nie jest też sekretem, Amerykanie w czasie wojny w Korei wiedzieli, że Stalin wspiera północnokoreańskich komunistów, dziś Putin i jego otoczenie doskonale orientują się w skali zaangażowania Zachodu. Wojna w Korei wybuchła w związku z nieprzezwyciężalnymi różnicami i agresywną polityką zarówno komunistycznej Północy, jak i prozachodniego Południa. Rosyjscy eksperci widzą również i w tym obszarze wyraźną analogię do wojny na Ukrainie. Jest jeszcze jeden element wspólny. Otóż w czasie wojny koreańskiej atak Północy poprzedzony był błędną, jak się w następstwie okazało, oceną sytuacji, zwłaszcza gotowości Południa do walki i stawiania oporu. Komuniści uważali, podobnie jak Putin i rosyjskie elity w przypadku Ukrainy, że „reżim” rezydujący w Seulu rozpadnie się w czasie kilku dni, niczym domek z kart. Nie docenili również gotowości Zachodu do zaangażowania się w konflikt. Wojna w Korei, z wojskowego punktu widzenia nie została rozstrzygnięta co nie zmienia faktu, że jeśli się weźmie pod uwagę geostrategiczne następstwa to podobieństwa są uderzające. I w jednym i w drugim przypadku wielkie mocarstwo jądrowe zmuszone zostało do bezpośredniego wojskowego zaangażowania i utknęło w wojnie toczonej z teoretycznie słabszym, nie dysponującym bronią jądrową przeciwnikiem, który jest wspierany przez wielkie mocarstwo będące rywalem. W Korei w wojnie utknęły Stany Zjednoczone, których siły zbrojne poniosły znaczące straty (36 tys. zabitych, ponad 100 tys. rannych), na Ukrainie jest to Rosja. Rosyjscy Autorzy, choć nie piszą tego wprost, w sposób dość czytelny akcentują też jeszcze jedną analogię między wojną koreańską a ukraińską. Ich zdaniem nie dojdzie do eskalacji nuklearnej, bo rosyjska polityka jest w tym obszarze czytelna i ostrożna, odwołanie się do tego rodzaju argumentacji w roku 2022 roku, miało ich zdaniem jedynie na celu niedopuszczenie do wmieszania się NATO do wojny. Przypominają, że Kreml zaczął mówić o swym potencjale nuklearnym wtedy, kiedy zaczęto dyskutować ustanowienie strefy wolnej od lotów nad Ukrainą i obniżył poziom retoryki, kiedy ten pomysł zarzucono. To ich zdaniem, choć tę kwestię można dyskutować, stanowi dowód na to, że perspektywa eskalacji nuklearnej na Ukrainie nie jest wielka. Jeśli tak, to z rachunku sił, ale też z obserwacji tego co się dzieje na polu walki, z faktu, że od jesieni ubiegłego roku wojna weszła w fazę pozycyjną należy wyciągnąć wniosek, że na wzór konfliktu koreańskiego i w wypadku wojny ukraińskiej nie będziemy mieć do czynienia z przesądzającymi rozstrzygnięciami militarnymi.
Nie oznacza to, że taki stan rzeczy nie pociągnie za sobą następstw politycznych czy geostrategicznych. Również i na tym polu można mówić o analogiach między obydwoma wojnami. Jak piszą rosyjscy eksperci, konsekwencją niemożności pokonania przez Amerykanów komunistycznej Północy w toku wojny w Korei, była w gruncie rzeczy decyzja Waszyngtonu o podziale świata na dwa antagonistyczne bloki. Zmienił się stosunek Stanów Zjednoczonych do NATO, który to sojusz nie był traktowany poważnie do momentu wybuchu wojny na Półwyspie Koreańskim. Amerykanie po porażce (nie zrealizowali swoich pierwotnych planów) zrezygnowali też de facto z dążenia do ustanowienia swojej hegemonii w wymiarze globalnym, a z pewnością podjęliby taką próbę gdyby udało im się złamać opór komunistycznej Północy. Jak argumentują „Gdyby Stany Zjednoczone odniosły miażdżące zwycięstwo na Półwyspie Koreańskim, pokonując siły komunistyczne i jednocząc półwysep pod kontrolą reżimu w Seulu, powstaniu dwubiegunowego systemu można by zapobiec lub odłożyć na czas nieokreślony.” W sensie strategicznym jednak Amerykanie w Korei, choć udało im się minimalizować straty i utrzymać prozachodnią państwowość na południu, ponieśli porażkę. Jej konsekwencją był podział świata na dwa bloki polityczno – wojskowe i trwająca do końca lat 60-tych ekspansja polityczna ZSRR, także defensywna postawa Stanów Zjednoczonych.
Z takiej perspektywy należy też spojrzeć na strategiczne konsekwencje nierozstrzygniętej wojny na Ukrainie. Aby je naświetlić rosyjscy eksperci zwracają uwagę, co, ich zdaniem, było głównym geostrategicznym celem tej wojny. Z punktu widzenia Waszyngtonu, który zaczął dostrzegać, że w porównaniu z szybko rozwijającymi się Chinami słabnie konflikt miał w konsekwencji „wyeliminować Rosję” z grona liczących się rywali strategicznych. Przy czym rosyjscy eksperci wprowadzają w tym momencie ciekawe rozróżnienie. Otóż „strategiczne pokonanie” Moskwy nie miało, w ich opinii nastąpić w wyniku przegranej wojny, ale w efekcie działania sankcji, które miały doprowadzić do załamania się rosyjskiej gospodarki, wewnętrznej destabilizacji i przyjęcia w konsekwencji niekorzystnych warunków zakończenia konfliktu, czyli akceptacji porażki. Główny akcent kładziony jest w tym wypadku na oddziaływanie mechanizmów sankcyjnych co należy rozumieć jako odejście od uproszczonych, ale w Rosji popularnych wizji, w świetle których to Stany Zjednoczone „zmusiły” Putina do ataku. Tu raczej, choć nie wprost, wskazywana jest inna sekwencja wydarzeń. Otóż Kreml popełnił błąd strategiczny atakując Ukrainę, błąd polegający na niedocenieniu przeciwnika. Podobnie źle ocenili sytuację północnokoreańscy komuniści atakując ich zdaniem słabe i niezdolne do obrony południe. Kiedy okazało się, że wojna na Ukrainie nie będzie krótką inicjatywę strategiczną przejął Zachód, wzmacniając Kijów swą pomocą wojskową i nakładając na Rosję bezprecedensowe sankcje. To zdaniem Autorów raportu oznaczało w gruncie rzeczy drugą fazę wojny w której gra dotyczyła już nie Ukrainy, ale złamania Rosji. Tej drugiej fazy Zachód nie wygrał, bo Rosja wytrzymała napór, jej gospodarka okazała się bardziej odporną, otoczenie zewnętrzne, zwłaszcza kraje światowego południa otwarte na ekonomiczną współpracę. Jesienią ubiegłego roku, kiedy Moskwa ogłosiła i przeprowadziła częściową mobilizację wojna weszła w fazę kolejną, z wojskowego punktu widzenia walk pozycyjnych, politycznie i strategicznie przedłużającego się konfliktu bez szans na osiągnięcie przez którąś ze stron przewagi. Z tego opisu sytuacji rosyjscy eksperci wyciągają następujący wniosek:
„Niezależnie od tego, gdzie będzie przebiegała ostateczna granica (między Ukrainą a Rosją – MB) po zakończeniu specjalnej operacji wojskowej, można powiedzieć, że konflikt ukraiński stał się już poważną porażką strategiczną Stanów Zjednoczonych. Poniosły one już znaczne straty, ponieważ nie były w stanie powstrzymać Rosji przed rozpoczęciem specjalnej operacji wojskowej, doprowadzić jej do szybkiej porażki i uchronić swojego partnera, Ukrainę, przed ofiarami i zniszczeniami.”
Ta dyskusyjna teza, przede wszystkim jeśli chodzi o rekonstrukcję amerykańskich celów geostrategicznych, skłania rosyjskich ekspertów do sformułowania już mniej kontrowersyjnego wniosku. Otóż ich zdaniem, niezależnie od tego kiedy i jakim rezultatem zakończy się wojna to w jej następstwie Zachód będzie miał z Rosją raczej więcej problemów niż przed jej wybuchem. Rosja, co prawda nie była w stanie doprowadzić do obalenia wrogiego rządzącego obozu na Ukrainie, ale doprowadziła do znaczącego osłabienia państwa, takiego wyczerpania jego możliwości i potencjału, w tym demograficznego, że z geostrategicznego punktu widzenia dzisiaj bardziej należy ona do pasywów niż aktywów. Wojna najprawdopodobniej zakończy się „wariantem koreańskim”, co oznacza, że zarówno Rosja jak i Ameryka nie osiągną swoich głównych celów geostrategicznych. Ale utrzymująca się, nawet po zakończeniu konfliktu wrogość, będzie miała wpływ na perspektywę zaostrzenia sytuacji, włącznie ze scenariuszami wojennymi, w innych częściach świata. Ale jeśli analogie historyczne do których odwołują się eksperci Klubu Wałdajskiego są słuszne, to trzeba przypomnieć co napisali na temat politycznych i geostrategicznych skutków amerykańskiej porażki w Korei. Waszyngton miał zaakceptować dwublokowy układ w świecie, a ZSRR przejęło na kilkanaście lat inicjatywę. Nie piszą tego wprost, ale dość oczywistym wnioskiem, który można wysnuć z ich wywodów, jest ten, że po wyplątaniu się z wojny, Rosja, która poniosła w jej toku duże straty będzie mentalnie na pozycji defensywnej. Nadal będzie mocarstwem, jednak już znaczenie roztropniej angażującym się w nowe „awantury”. Tylko w przeciwieństwie do świata lat 50-tych ubiegłego stulecia obecny nie jest podzielony dwubiegunowo, teraz jest znacznie większa liczba globalnych graczy i to oni w wyniku wojny na Ukrainie zyskają.
Ten pogląd jest tym bardziej uzasadniony, że konflikt ukraiński ujawnił też nieoczekiwany kierunek ewolucji współczesnej sztuki wojennej. Staje się ona połączeniem ultranowoczesnych zdolności w zakresie rozpoznania, zwiadu, rekonesansu i łączności, czyli wszystkiego co wpływa na zwiększenie świadomości sytuacyjnej i tradycyjnych środków walki o których myślano, że odchodzą do historii. Masa, zarówno jeśli brać pod uwagę sprzęt jak i ludzi, zaczyna się liczyć na powrót. Trzeba będzie się przygotowywać do długich wojen, w których co prawda będzie walczyć się inaczej, w większym rozproszeniu, lepiej maskując swoje pozycje, ale które będą nie mniej wyczerpujące. Potrzeba będzie nie mniej amunicji i sprzętu co w wielkich wojnach przeszłości. Liczyć się będą również nowe umiejętności, co powoduje, że już obecnie zarówno armia ukraińska jak i rosyjska dysponują unikalną, bezcenną, w wymiarze globalnym, wiedzą. Jest jednak jedna zasadnicza różnica, która też się ujawniła w czasie tej wojny. Otóż Zachód w okresie globalizacji zlikwidował swój przemysł, dziś znacząca część jego PKB generują usługi, co ma niewielkie znaczenie jeśli mówimy o potencjale i zdolnościach do toczenia długotrwałych wojen na wyniszczenie. Najlepiej to widać porównując możliwości Rosji i 40 krajów Zachodu wspomagających w ramach formatu Ramstein Ukrainę. Co z tego, że wspierające Kijów państwa Zachodu kontrolują 44 % światowego PKB, a Rosja tylko 3,2 %, skoro w zakresie produkcji amunicji i sprzętu wojskowego to Moskwa jest w stanie szybciej zmobilizować swoje zasoby i póki co, ma przewagę? Rosyjscy eksperci są zdania, że lekcje wojny na Ukrainie, zarówno rozwój hiper-nowoczesnych zdolności sieciowych jak i operowania „masą” sprzętu i ludzi, których trzeba zmobilizować, wyszkolić i uzbroić, działać będzie w przyszłości na niekorzyść Zachodu. Światowe południe, Chiny, Rosja, nawet jeśli dysponują mniejszymi zasobami i są państwami biedniejszymi, to jednak mają większe zdolności w zakresie produkcji przemysłowej, większe zasoby ludzkie a w przypadku Rosji większe, zdobyte na wojnie, doświadczenie. Federacji Rosyjskie udało się też w realiach wojny przejść proces wewnętrznego zjednoczenia, unarodowienia elity, znalezienia nowej ideologii jednoczącej naród. W tym sensie będzie przeciwnikiem trudniejszym, bo doświadczonym, zjednoczonym i zdecydowanych do twardej rywalizacji. Niepowodzenie na Ukrainie w obecnych realiach rosyjskiej polityki nie musi oznaczać wewnętrznych turbulencji.
Z naszej perspektywy diagnozy formułowane przez rosyjskich ekspertów są i dobrą i złą wiadomością. Wygląda na to, że przygotowują oni rosyjskie audytorium na przyjęcie informacji o zakończeniu „specjalnej operacji” na Ukrainie bez osiągnięcie początkowych celów. To ta dobra wiadomość. Zła sprowadza się do tego, że ich zdaniem Rosja wychodzi z wojny skonsolidowana, gotowa do budowy wielkiej armii, dysponująca gospodarką będąca w stanie zaopatrzyć ją w niezbędny sprzęt. Wojny przyszłości, do których trzeba zacząć się przygotowywać będą przebiegały inaczej niż jeszcze do niedawno myślano.
„Konieczne będzie – piszą eksperci Klubu Wałdajskiego - znaczne ilościowe rozbudowanie nowoczesnych armii. Co więcej, konflikty takie jak ukraiński nie mogą, jak pokazały doświadczenia zarówno Rosji jak i Ukrainy, być toczone wyłącznie przez formacje wojskowe werbowane na zasadzie ochotniczej. Mobilizacja ludności do sił zbrojnych staje się nieunikniona, podobnie jak utrzymanie i rozszerzenie praktyki poboru obywateli do służby wojskowej.”
Wrócą armie masowe, wyposażone w nowoczesne technologie. Na to należy nałożyć inne zjawisko. Otóż rywalizujące o wpływy mocarstwa nie będą w stanie kontrolować całego świata. W tym sensie nie nastąpi epoka dwu czy trójblokowości. Obozy wokół największych państw będą istnieć nadal, podobnie jak i rosnąca grupa graczy średniej wielkości, którzy będą zawierać pragmatyczne, zmienne sojusze. To będzie powodowało większą destabilizację obszarów pogranicznych czy peryferyjnych gdzie z większą częstotliwością wybuchały będą konflikty zbrojne. Wielkie mocarstwa, chcąc uniknąć generalnego starcia będą raczej unikały bezpośredniego zaangażowania, co oznacza, że w generalnym planie wojny będą przypominały obecny konflikt rosyjsko – ukraiński. „Masę” będą dostarczać państwa znajdujące się w strefach zgniotu a mocarstwom wystarczy, dla osiągania ich celów geostrategicznych i utrzymywania chwiejnej równowagi, wspieranie swoich sojuszników w zakresie niektórych, zaawansowanych zdolności technologicznych. Będziemy innymi słowy żyć w zmilitaryzowanym świecie, w którym wojny regionalne mogą wybuchać częściej niż w przeszłości. Ryzyko starcia między wielkimi mocarstwami wzrośnie, dlatego też ich dyplomacje będą aktywniej działać na rzecz utrzymania równowagi.
Z tego co piszą eksperci Klubu Wałdajskiego wynika, choć nie wprost, że Rosja w tym nowym świecie pozostanie liczącym się graczem, państwem dążącym do rozbudowy swoich sił zbrojnych i odzyskaniem nadwątlonej siły, ale działającym bardziej z dystansu, unikającym bezpośredniego zaangażowania. Nie oznacza to, iż będzie spokojniej, tylko, że zmienią się narzędzia, którymi Kreml będzie się posługiwał i z pewnością spadł w Moskwie apetyty aby bezpośrednio angażować się w kolejne wojny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/668666-wracaja-wielkie-armie-diagnozy-klubu-waldajskiego