Wiele osób na świecie z uwagą obserwuje wybory prezydenckie i parlamentarne w Stanach Zjednoczonych. Dla samych Amerykanów coraz ważniejsze w ostatnim czasie stają się jednak inne wybory: do rad szkolnych i do Sądów Najwyższych w poszczególnych stanach. Okazuje się bowiem, że to właśnie w tych instytucjach toczą się obecnie szczególnie zacięte bitwy w wojnie kulturowej, która zadecyduje o obliczu cywilizacyjnym współczesnej Ameryki.
Walka o rady szkolne
Dla amerykańskiej lewicy szkoły publiczne są nie tylko placówkami, w których zdobywa się wiedzę, lecz także miejscami indoktrynacji, gdzie uczniowie poddawani są agresywnej edukacji seksualnej, zachęcani do odkrywania w sobie płci odmiennej niż biologiczna czy bezkrytycznego przyjmowania krytycznej teorii rasowej. Ostatnio wielu rodziców zaczęło się przeciw temu buntować, wykorzystując wszelkie dostępne środki, by chronić swe pociechy przed narzucaniem niechcianych ideologii. W tym celu postanowili zasiadać w radach szkolnych.
W Stanach Zjednoczonych rady szkolne mają bardzo szerokie uprawnienia w poszczególnych okręgach. Mogą m.in. ustalać program nauczania, zatwierdzać obecność książek w bibliotekach, przydzielać środki finansowe na konkretne projekty, rozpatrywać skargi rodziców, a nawet zwalniać nauczycieli. Dlatego o miejsca w radach szkolnych zaczęła toczyć się zacięta walka, coraz częściej angażująca polityków partii demokratycznej i republikańskiej. Niektórzy gubernatorzy, np. w Wirginii czy na Florydzie, zaczęli nawet publicznie popierać kandydatów do rad szkolnych. Doszło do tego, że w niektórych szkołach prowadzone są kampanie wyborcze do tamtejszych rad, zaś różne środowiska wydają na szkolne elekcje tysiące dolarów.
Wspomniana rywalizacja wynika z zarówno z troski o własne dzieci, jak i ze świadomości, jak wielką rolę odgrywa system oświaty we współczesnej wojnie kulturowej.
Walka o Sądy Najwyższe
Jeszcze więcej uwagi i pieniędzy przyciągają wybory do Sądów Najwyższych na szczeblu stanowym. Mają one charakter powszechny, ponieważ mogą w nich brać udział wszyscy obywatele danego stanu. W te kampanie inwestowane są już dziesiątki milionów dolarów, zaś obsługują je tysiące aktywistów i wolontariuszy.
Znaczenie wspomnianych organów sądowych wzrosło zwłaszcza po ubiegłorocznym wyroku Sądu Najwyższego USA, który uchylił wyrok w sprawie Roe versus Wade, a tym samym przekazał prawo decydowania o legalności aborcji poszczególnym legislaturom stanowym. Okazuje się jednak, że na poziomie konkretnych stanów wiele zależy od orzeczeń tamtejszych Sądów Najwyższych.
Lokalne Sądy Najwyższe mają też duży wpływ na kształt okręgów wyborczych, które zmieniane są w poszczególnych stanach co dziesięć lat po spisie powszechnym. W związku z tym republikanie i demokraci zabiegają o wytyczenie nowych granic wyborczych w taki sposób, by faworyzowały one ich kandydatów. Te decyzje mogą być jednak zaskarżane do stanowych Sądów Najwyższych, a następnie anulowane przez sędziów.
Tak stało się np. w Karolinie Północnej, gdzie w 2021 roku miejscowy kongres (zdominowany przez republikanów) tak sporządził mapy wyborcze, iż do Kongresu USA wybranych zostałoby w tym stanie 11 republikanów i 3 demokratów. Lokalny Sąd Najwyższy (zdominowany przez demokratów) unieważnił jednak tę decyzję i ostatecznie w 2022 roku na podstawie nowych okręgów wybrano 7 republikanów i 7 demokratów. Wtedy jednak kontrolę nad stanowym Sądem Najwyższym przejęli republikanie, anulowali orzeczenie swych poprzedników i tak przerysowali mapy wyborcze, by w 2024 roku zdobyć tam większość mandatów.
Nie należy też zapominać o prokuratorach stanowych, którzy w 45 spośród 50 stanów wybierani są w wyborach powszechnych. W ciągu ostatnich dziesięciu lat sam tylko George Soros wydał na amerykańskie kampanie prokuratorskie 40 milionów dolarów, które doprowadziły do wyboru 75 jego faworytów. Szerzej pisałem o tym na portalu wPolityce.pl w maju tego roku:
— Kto jest głównym sponsorem kampanii wyborczych na prokuratorów w USA i jakie to niesie skutki?
Wybór Janet Protasiewicz
Przy tej okazji warto wspomnieć o wątku polskim. Niestety, Polonia jest niemal nieobecna w wielkiej polityce w USA. W Kongresie Stanów Zjednoczonych zasiada dziś tylko jedna osoba polskiego pochodzenia: Marcy Kaptur z Ohio w Izbie Reprezentantów. Obecnie poza nią najwyżej postawioną osobą polskiego pochodzenia w Ameryce, pochodzącą z wyborów powszechnych, jest sędzia Sądu Najwyższego w stanie Wisconsin Janet Protasiewicz, która została wybrana na to stanowisko w kwietniu tego roku.
Jej elekcja ogniskowała uwagę w całych Stanach Zjednoczonych. Dlaczego? Otóż przed wspomnianymi wyborami konserwatyści w stanowym Sądzie Najwyższym dysponowali nad liberałami przewagą głosów 4:3, natomiast wiadomo było, że kolejną sprawą, którą zajmie się ten organ, będzie kwestia aborcji. Dlatego walka o jedno miejsce sędziowskie w Wisconsin sprawiła, że przybyły do tego stanu setki ochotników z obu partii z całych Stanów Zjednoczonych, zaś w kampanię wpompowano aż 45 milionów dolarów.
Ostatecznie sędzią stanowego Sądu Najwyższego w Wisconsin została wspomniana Janet Protasiewicz, deklarująca się jako praktykująca katoliczka, kandydatka partii demokratycznej i… zwolenniczka legalizacji aborcji.
I to by było na tyle w kwestii apolityczności sędziów we wzorcowej demokracji świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/666583-nowe-pola-starcia-w-wojnie-kulturowej-w-usa