Franz Emanuel August Geibel, niemiecki liryk i tłumacz, autor licznych sztuk o Siegfriedzie i Nibelungach, ukuł w 1861 r. hasło „Am deutschen Wesen mag die Welt genesen” (Niemiecki charakter może uleczyć świat). Geibel, zwany „heroldem Rzeszy”, był gorącym zwolennikiem cesarza Wilhelma I. Uważał, że zjednoczenie Niemiec będzie miało stabilizujący wpływ na Europę. Ukute przez Geibla hasło, z pozoru niewinne, zostało wykorzystane m.in. przez cesarza Wilhelma II jako argument, że „świat powinien stać się bardziej niemiecki”.
A wyrażona w nim postawa głęboko zakorzeniła się w niemieckiej mentalności. Niemcy uważają się za wzór dla reszty Europy. Najpierw odgrywali rolę prymusa w Pikielhaubie, potem na tle swastyki, a teraz maszerują pod tęczowymi flagami w sandałach Birkenstock. Znów dążą do absolutnego spełnienia przybranej przez siebie roli. Uważają, że wyciągnęli właściwe wnioski z historii i dziś są uosobieniem tolerancji, praworządności i demokracji.
To niemieckie moralne mocarstwo nigdy nie zadośćuczyniło za zbrodnie i zniszczenia dokonane w czasie II wojny światowej w okupowanej Polsce. Przeciw wypłacie reparacji padały w Berlinie różne argumenty, a to, że sprawa jest „zamknięta”, że Polska się reparacji w latach 50 zrzekła, że rząd w Polsce jest podły i zły, i gra na antyniemieckich resentymentach, że Polska otrzymała niemieckie tereny wschodnie i to wystarczy, że Niemcy wepchnęły nas do Unii, i nad Wisłę popłynęły miliardy w postaci funduszy strukturalnych. Przez lata Polskie rządy nie podnosiły tego tematu, bo Polska strategia polegała na tym, żeby nie psuć stosunków z Niemcami. Bo nie zaproszą, nie dadzą kanapki i kieliszka rieslinga. Pozycja Polski od tego czasu się wzmocniła, a na kieliszku Rieslinga Polskiemu rządowi już tak nie zależy, ale nie oznacza to, że zmieniło się nastawienie do nas w Berlinie. Bynajmniej.
Nadal jesteśmy traktowani protekcjonalnie i infantylizowani. Świadczy o tym artykuł dwóch historyków, którzy mają budować Dom Polsko-Niemiecki w Berlinie, czyli to co miało być w założeniu pomnikiem Polskich ofiar wojny, a będzie domem spotkań Polaków i Niemców, gdzie okrutne Niemieckie zbrodnie będą osadzone w kontekście „tysiąca lat sąsiedztwa”. Uwe Neumärker, dyrektor fundacji Pomnik Pomordowanych Żydów Europy oraz Peter-Oliver Loew z Niemieckiego Instytutu Polskiego w Darmstadt uważają bowiem, że żądania reparacji to wołanie Polaków o uwagę, tak jak dziecko stara się zostać zauważonym przez matkę.
Choć oba kraje przez trzy pokolenia zmagały się z traumą II wojny światowej, pamięć o niemieckich zbrodniach w okupowanej Polsce wciąż determinuje obecną politykę w Warszawie i stosunki z naszym krajem. Żądania odszkodowawcze Jarosława Kaczyńskiego to tylko ich część. Można to również rozumieć jako wołanie o uwagę
—piszą Loew i Neumärker na łamach „Die Welt”. Według nich prawicę i lewicę w Polsce łączy jedno uczucie: być niedostatecznie słyszanym przez Niemcy.
Dlatego ważne jest, abyśmy w Berlinie zbudowali miejsce pamięci o zbrodniach niemieckich w Polsce
-przekonują. Pomijając fakt, że nie chcemy być głaskani po główce przez Niemców tylko domagamy się zadośćuczynienia za popełnione przez nich zbrodnie, bez czego trudno mówić o pojednaniu, można odnieść wrażenie, że panowie Loew i Neumärker traktują planowany dom Polsko-Niemiecki jak coś co można nam dać w zamian za reparacje. Trochę pogłaszczemy, posłuchamy, postawimy (drogie) centrum dokumentacyjne i będziemy mieli to z głowy. Może się to oczywiście udać. Jeśli Platforma Obywatelska będzie rządzić po niedzielnych wyborach. Jest to partia, która dawno uznała, że nic na świecie nie jest proste i zwyczajne, polityka polega na komplikowaniu wszystkiego, należy być za, a nawet przeciw, i zachowywać się tak, żeby na Platformę głosowali nawet Erika Steinbach z Olafem Scholzem. Wtedy rzeczywiście Niemcy będą mieli z głowy reparacje, co najmniej na jakiś czas.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/666196-niemieccy-historycy-reparacje-to-wolanie-polakow-o-uwage