Jedną z najczęściej pojawiających się w związku z wczorajszymi atakami Hamasu opinii jest ta, która mówi o zaskoczeniu zarówno wywiadu jak i sił zbrojnych państwa Izrael.
Efraim Halevy, były szef Mossadu powiedział CNN:
Nie mieliśmy żadnego ostrzeżenia i całkowitym zaskoczeniem było to, że dziś rano wybuchła wojna.
Co gorsze, jak przyznał, izraelskie służby „nie miały pojęcia” jak duży arsenał rakiet udało się zgromadzić Hamasowi w Strefie Gazy. Wątpliwym pocieszeniem jest to, że i Amerykanie zostali najwyraźniej zaskoczeni, bo gdyby cokolwiek wiedzieli to Jake Sullivan, doradca Bidena ds. Bezpieczeństwa Narodowego nie powiedziałby przed 8 dniami, że „Bliski Wschód jest obecnie znacznie spokojniejszy niż przez dwie ostatnie dekady”. Martin Indyk, dwukrotny ambasador Stanów Zjednoczonych w Izraelu powiedział w rozmowie z Foreign Affairs, że zaskoczenie jest dowodem na pychę izraelskich służb specjalnych, które poczuły się tak sprawne, niemal wszechmocne, że zlekceważyły przeciwnika i w efekcie dały się zaskoczyć. Niewykluczone, że tak było w istocie, bo pycha jest zazwyczaj jednym z powodów ludzkich błędów, ale tym nie mniej warto też zwrócić uwagę i na inne czynniki, które mogły spowodować, iż wywiad i siły zbrojne Izraela zawiodły, co do tej pory kosztowało życie ponad 600 niewinnych i nieuzbrojonych obywateli, zamordowanych przez terrorystów z Hamasu.
O pogarszających się relacjach polityków i wojskowych, w tym służb wywiadowczych, jeszcze we wrześniu pisali eksperci izraelskiego Narodowego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem. Warto ponownie przestudiować ten raport, aby wiedzieć jakiego rodzaju mechanizmy polityczne mogą w konsekwencji prowadzić do osłabienia państwa uchodzącego za przykład dobrze funkcjonującego organizmu gwarantującego bezpieczeństwo. Autorzy raportu zwracają uwagę, że trwający w Izraelu kryzys polityczny związany z zainicjowaną przez rząd reformą wymiaru sprawiedliwości (1816 demonstracji w 200 miastach i miejscowościach) przerodził się w napięcia na linii politycy – oficerowie sił zbrojnych, przede wszystkim lotnictwa, ale również wywiadu. Jak w innym opracowaniu napisał Ofer Shelah, emerytowany dowódca w siłach powietrzno-desantowych, spór polityczny w którym Izrael pogrążył się w ostatnich 10 miesiącach „doprowadził do przekroczenia wielu czerwonych linii, które do tej pory nigdy w historii Izraela nie były przekraczane”.
Z jednej strony, jak zauważył wielu oficerów rezerwy złożyło oświadczenia, że nie będą w związku z napięciami politycznymi uczestniczyć w rutynowych szkoleniach, z drugiej, tego rodzaju wypowiedzi i rezolucje doprowadziły do ostrych ataków przedstawicieli rządzącej krajem konserwatywnej koalicji, których celem stali się dowódcy Izraelskich Sił Obrony.
W niektórych przypadkach ataki te stanowią celową próbę zszargania wizerunku dowódców jako autorytetów w dziedzinie bezpieczeństwa w celu zneutralizowania publicznego ciężaru profesjonalnego wsparcia, jakie mogliby zapewnić dla porozumienia politycznego. W obecnych warunkach te niepohamowane ataki stanowią poważniejsze zagrożenie niż kiedykolwiek wcześniej
— napisał Shelah.
Ekspert, który nie skrywa swych sympatii politycznych oskarża izraelską prawicę o rozpoczęcie „wojny kulturowej” przeciwko korpusowi oficerskiemu. W jego opinii źródłem tego zjawiska było i jest silnie zakorzenione w środowiskach ortodoksyjnej prawicy przekonanie, że korpus oficerski Izraelskich Sił Samoobrony oraz Shin Bet stanowią przeszkodę „uniemożliwiającą prawicowemu reżimowi realizację jego polityki, ciesząc się jednocześnie podziwem i zaufaniem większości izraelskiego społeczeństwa”. W tym wypadku nie jest najważniejsze czy to prawica czy lewica „bierze na celownik” dowódców sił zbrojnych. Istotny jest wpływ wciągnięcia, czy wejścia, armii do polityki, na poziom bezpieczeństwa kraju i gotowości do adekwatnego realizowania zadań stojących przed siłami zbrojnymi. Shelah formułuje w swym wystąpieniu tezę, która w gruncie rzeczy podważa przekonanie o apolityczności armii.
Pisze, że przedstawiciele sił zbrojnych opowiadali się za normalizacją z Palestyńczykami ze Strefy Gazy. Jak argumentuje:
Każdego dnia funkcjonariusze ci realizują politykę likwidacji nielegalnych punktów kontrolnych, uniemożliwiają osadnikom (Izraelskim – M.B.) zawłaszczania ziemi palestyńskiej, udaremniają akcje terrorystyczne skierowane przeciwko Palestyńczykom i podejmują próby oddzielenia ogółu społeczeństwa od palestyńskich organizacji terrorystycznych, w celu powstrzymania rozszerzającego się pożaru. Działania te doprowadzają do wściekłości polityków skrajnej prawicy. Ich reakcją jest próba delegitymizacji wyższych rangą oficerów i oskarżanie ich o uniemożliwianie wprowadzenia w życie tego, co uważają za politykę prawdziwie prawicowego rządu.
Nieświadomie zapewne Izraelski ekspert dał w tym przypadku nie tylko opis armii zaangażowanej w politykę, w tym w proces pokojowy z Palestyńczykami, ale zarysował też obraz głębokiego podziału między częścią społeczeństwa a armią. Tego rodzaju kryzys zaufania, zwłaszcza w siłach zbrojnych zbudowanych na fundamencie powszechnej służby wojskowej, jest zjawiskiem niesłychanie groźnym. Niezależnie bowiem od tego, która ze stron sporu ma rację, sam jego wybuch, obniża gotowość i negatywnie wpływa na sposób funkcjonowania armii. Eksperci Instytutu w innym raporcie piszą, iż ta sytuacja w pewnym stopniu wywołana jest faktem braku precyzyjnego, na poziomie legislacyjnym, określenia charakteru relacji między izraelskim światem polityki a siłami zbrojnymi. Do tej pory relacje te kształtowały się na poziomie praktycznym. Jak piszą „prawo nie precyzuje, co oznacza zwierzchność premiera i jaki powinien być charakter tych relacji”. Jest to o tyle istotne, że w ciągu ostatnich 40 lat sympatie izraelskiej opinii publicznej przesunęły się zdecydowanie na prawo, a korpus oficerski jest nadal bastionem „świeckiego syjonizmu”, którego przedstawiciele zakładali państwo Izrael. O ile jednak izraelska armia wypracowała kodeks postępowania i wartości, którymi się kieruje o tyle, jak zauważają w opracowaniu, świat polityki niczego takiego nie zbudował.
„Nie ma kodeksu etycznego członków izraelskiego rządu. – argumentują - Próby sformułowania takiego kodeksu – Komisja Shamgara i Komisja Ne’emana – nie powiodły się. Ta porażka znajduje odzwierciedlenie w wypowiedziach kilku ministrów, które z trudem odpowiadają podstawowym wartościom, jakim są „państwo”, „odpowiedzialność” i „profesjonalizm”. I chociaż przyczyniają się one do powstania napięć związanych z poziomem gotowości IDF, dotykają znacznie szerszego spektrum problemów i obejmują pewne rażące ataki ad personam ministrów i członków Knesetu przeciwko wyższym oficerom”. W przypadku Izraela zarysowała się zatem „nierównowaga odpowiedzialności”. O ile siły zbrojne musza być przygotowane na każdą ewentualność, o tyle politycy, w gorączce walki wyborczej i w toku doraźnych sporów mogą i podejmują decyzje mające wpływ zarówno na autorytet korpusu oficerskiego jak i zdolności sił zbrojnych.
W Izraelu jest to o tyle istotne, że państwo to realizuje właśnie głęboką reformę swej armii. W roku 2016 rozpoczęto wdrażanie programu Gideon a w 2020 Momentum. Powodem rozpoczęcia reform, jak piszą analitycy amerykańscy było narastające przekonanie izraelskiego establishmentu wojskowego o tym, że w związku ze zmianami politycznymi w regionie i postępującym procesem pokojowym, siły zbrojne zorganizowane tak jak do tej pory, duże i kosztowne, nie będą już potrzebne. Jeśli bowiem, a tak oceniano sytuację, zagrożenie ze strony państw sąsiednich jest mniejsze, to raczej należy przygotować armię do radzenia sobie z zagrożeniami o charakterze asymetrycznym, przede wszystkim z terroryzmem, ale już niekoniecznie być gotowym do wojny na duża skalę. Jak piszą analitycy, którzy na potrzeby raportu przeprowadzili szereg rozmów z dowództwem Izraelskich Sił Samoobrony (IDF) „Głównym powodem transformacji IDF była świadoma decyzja politycznego i wojskowego przywództwa Izraela o wzmocnieniu formacji obronnych kraju, nadaniu priorytetu zdolnościom cybernetycznym i wywiadowczym oraz wprowadzeniu zmian strukturalnych i metodologicznych, aby IDF był bardziej przydatny w przyszłych wojnach z podmiotami niepaństwowymi, takimi jak Hamas i Hezbollah”. Ocena sytuacji bezpieczeństwa poprzedzająca rozpoczęcie reform była jak się wydaje trafna. Spodziewano się ataków o charakterze terrorystycznym i rakietowym z wielu kierunków, zarówno ze stref zamieszkałych przez Palestyńczyków jak i z Syrii czy Libanu. Przygotowując się do wojny z Hamasem i Hezbollahem uznano, że siły lądowe w dotychczasowym kształcie nie będą już potrzebne, stąd jedna z pierwszych decyzji podjętych w 2015 roku w ramach programu Gideon było zmniejszenie ich liczebności z 45 tys. do 40 tys. Zmniejszono też o 4 miesiące czas szkolenia rezerwistów i planowano w kolejnych latach zmniejszyć długość obowiązkowej służby wojskowej o kolejne 2 miesiące. Założono też zmniejszenie o 100 tys. aktywnej rezerwy z 300 tys. docelowo do 200 tys. osób. Obok oceny sytuacji bezpieczeństwa motywem tych zmian były ciężary ekonomiczne związane z utrzymywaniem tak rozbudowanych sił zbrojnych. Jednak, jak zauważają amerykańscy eksperci, najistotniejszą zmianą tych reform było odejście od dotychczasowej dywizyjnej struktury organizacyjnej na rzecz mniejszych związków taktycznych – głównie wielkości brygady. W efekcie Izrael zrezygnował ze strategii kontrolowania terytorium zamieszkałego przez wrogą ludność (okupacja) na rzecz panowania operacyjnymi nad punktami o najważniejszym znaczeniu. Jak się wydaje tego rodzaju podejście umożliwiło rozwój i zwiększenie sił oraz arsenałów organizacji w rodzaju Hamas, zwłaszcza jeśli siły te wspierane są w sposób zorganizowany, a z tym mamy zapewne do czynienia, przez obce państwa. Jeśli chodzi o izraelskie służby wywiadowcze, to amerykańscy analitycy zwracają uwagę na dwa zjawiska. Po pierwsze w ostatnich latach położono znacznie większy nacisk na zdolności w domenie cyber i rozpoznania elektromagnetycznego (SIGINT). Po arabskiej wiośnie 2008 roku, która zaskoczyła izraelski wywiad, znaczne siły dedykowano obserwowaniu sytuacji społecznej w państwach ościennych. Być może zmiany te oznaczają zmniejszenie nacisku na pozyskanie i utrzymywanie odpowiedniej siatki osobowych źródeł informacji. Na to nałożyła się polityka budowania fizycznych barier oddzielających Izrael od obszarów zamieszkałych przez Palestyńczyków. Ta próba odgrodzenia się i postępujące nasycenie tych instalacji nowoczesnymi systemami rozpoznania dawały złudne poczucie kontroli sytuacji co obiektywnie rzecz biorąc nie było czynnikiem sprzyjającym podtrzymaniu gotowości sił zbrojnych i dokończeniu zapoczątkowanych reform.
Turbulencje polityczne które rozpoczęły się w tym roku utrudniły dokończenie zaplanowanych reform. Politycy zaczęli blokować niezbędne kroki a na dodatek zarysował się kryzys zaufania części społeczeństwa do korpusu oficerskiego, który zaczął być postrzegany jako siła polityczna, angażująca się po jednej ze stron sporu. Na to nałożyło się złudne, jak się wczoraj okazało, poczucie bezpieczeństwa będące pochodną przekonania o sile i sprawności armii i wywiadu (pycha) i jakości wzniesionych barier. Wróg zaatakował wykorzystując słabe punkty izraelskiej armii – koncentrację na ochronie barier i walce miejskiej, rozprzężenie wywiadu w związku z przedłużającymi się niepokojami politycznymi, niedokończone reformy i lekceważący stosunek do przeciwnika. To co się stało będzie z pewnością jeszcze przedmiotem wielu studiów i analiz. Jednak na pierwszy rzut oka widać jak destrukcyjny wpływ na stan sił zbrojnych ma ich uwikłanie w spory polityczne i walkę frakcji partyjnych a także zaczęte i niedokończone reformy. Podobnie zgubne wydaje się pokładanie nadmiernej wiary we własne siły i pozyskane systemy obrony co powoduje, że zapomina się, iż wróg nie uderza tak gdzie jesteśmy najsilniejsi, ale szuka naszych słabych punktów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/665814-dlaczego-izrael-dal-sie-zaskoczyc