Krajowi dostawcy obecnie sami mogą decydować, jakimi znakami chcą oznaczać czy promować swoje produkty. „Liczba regionalnych etykiet jest obecnie niewyobrażalna” – przyznaje Federalne Centrum Żywienia (BZfE). To odpowiedź na konsumencki trend w RFN. Bo ponad połowa Niemców jest skłonna płacić wyższe ceny za żywność wyprodukowaną regionalnie.
Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało wprowadzenie programu „Lokalna Półka”, który ma zagwarantować, że markety zobowiązane będą do zaproponowania w swojej ofercie 2/3 produktów spożywczych pochodzących od lokalnych dostawców. A jak to wygląda w innych krajach?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Trzeci konkret PiS - program „Lokalna półka”. Ardanowski: Ta zmiana dotyczy każdego Polaka, bo każdy z nas uwielbia smaczną żywność
Niemcy
Lokalne produkty spożywcze mają krótkie trasy transportu, dzięki czemu ogranicza się szkodliwe gazy cieplarniane powstające w transporcie. Wzmacniają regionalne rolnictwo, zakłady przetwórcze i handlowców. W ten sposób wartość dodana pozostaje w regionie i zabezpieczane są (lub tworzone) miejsca pracy w lokalnej gospodarce
— podkreśla BZfE.
Żywność produkowana lokalnie to także wspomaganie różnorodności biologicznej, zachowanie sadów, pastwisk i pól jako ważnych kulturowo krajobrazów
— dodaje organizacja.
Ponadto promocja żywności regionalnej „sprzyja docenianiu regionalnych skarbów sezonowych, na przykład szparagów i truskawek wiosną, pomidorów latem, dyni jesienią i jarmużu zimą. Kupując chleb z piekarni rzemieślniczej zapobiegamy utracie cennych umiejętności, potrzebnych do produkcji żywności. Lokalne dostawy żywności uniezależniają od globalnych struktur handlowych - w ten sposób regionalne rolnictwo może zapewnić wyżywienie ludności nawet w czasach kryzysu. Owoce i warzywa zebrane w optymalnym czasie smakują lepiej, dostarczają więcej witamin i minerałów” – wylicza BZfE.
Z badania Federalnego Programu Rolnictwa Ekologicznego i Innych Form Rolnictwa Zrównoważonego (BOeLN) konsumenci przywiązują dużą wagę do regionalnego pochodzenia żywności – szczególnie w przypadku owoców, warzyw i mięsa, w coraz większym stopniu także jaj i przetworów mlecznych. Ponad połowa Niemców jest skłonna płacić wyższe ceny za żywność wyprodukowaną regionalnie.
Najważniejsze kryteria wyboru produktów spożywczych dla niemieckich konsumentów w 2023 roku to smak (95,4 proc.), wysoka jakość (76,9), korzystna cena (64,4), pochodzenie regionalne/lokalne produktu (49,2), skład i dodatki (40,7), produkt eko/bio (29,8).
W ostatnich latach kryterium ceny przesunęło się na korzyść jakości. Produkty organiczne już stały się częścią głównego nurtu handlu (obecnie stanowią 5 proc. udziału w niemieckim rynku), a trend w kierunku oferowania regionalnych artykułów spożywczych wydaje się kształtować przyszłość handlu detalicznego artykułami spożywczymi
— podkreślają eksperci.
BZfE podkreśla brak struktur marketingowych dla żywności lokalnej.
Między regionalnymi producentami a handlem prawie nie ma współpracy ani partnerstwa, dlatego najpierw należy stworzyć struktury zaopatrzenia i sprzedaży
— stwierdza organizacja.
Krajowi dostawcy obecnie sami mogą decydować, jakimi znakami chcą oznaczać czy promować swoje produkty.
Liczba regionalnych etykiet jest obecnie niewyobrażalna, a kryteria ich przyznawania są czasami bardzo różne; oznaczenia te często powodują więcej niepewności niż przejrzystości — przyznaje BZfE.
Wyzwanie stanowi fakt, że w Niemczech obecnie zakupy regionalne są możliwe w ograniczonym zakresie – z zagranicy sprowadza się wiele gatunków owoców i warzyw, a także miód, bowiem ich produkcja w RFN jest obecnie niewystarczająca. Warzywa i owoce importuje się także z uwagi na sezonowość ich upraw u lokalnych producentów.
Jest wiele argumentów, przemawiających za kupowaniem produktów wytwarzanych lokalnie.
Jednak każdy, kto już tego próbował, wie, że nie jest to takie proste. Regionalne artykuły spożywcze są czasami trudne do odnalezienia, produkty te często trudno od razu rozpoznać
— przyznaje BZfE.
W supermarketach lub dyskontach na produkty regionalne najczęściej natrafić można w działach ze świeżymi owocami i warzywami, a także jajkami i nabiałem (mleko, przetwory mleczne).
Dobrą alternatywą są sklepy rolnicze, cotygodniowe targi i inne metody marketingu bezpośredniego
— podkreśla BZfE.
Węgry
Rządzący nieprzerwanie od 2010 roku Fidesz chce, aby 80 proc. produktów spożywczych na półkach sklepowych było pochodzenia węgierskiego. Publikowane w zeszłym roku dane mówią o gorszych wynikach, ponadto wysoka inflacja w ostatnich miesiącach wpłynęła na poszukiwanie tańszego importu.
Celem rządu jest, aby w ciągu 10 lat 80 proc. produktów spożywczych na półkach węgierskich sklepów było produkowanych, przetwarzanych i pakowanych w kraju
— mówił pod koniec 2020 roku wysoki przedstawiciel rządu Janos Lazar.
Jednym z narzędzi miało być wypieranie zagranicznych sieci detalicznych i tworzenie węgierskiego krajowego sektora detalicznego.
W 2010 roku udział węgierskiej żywności w sklepach wynosił ok. 75 proc.; cztery lata później było to już ok. 78 proc. Jednak od tego czasu wyniki uległy pogorszeniu. W kwietniu 2022 roku Krajowe Biuro Bezpieczeństwa Łańcucha Żywnościowego (NEBIH) poinformowało, że udział produktów pochodzących od krajowych dostawców w sklepach wyniósł w 2021 roku 71,3 proc.
Ponadto ze względu na bardzo wysoką inflację na Węgrzech i funkcjonujące do niedawna limity cen, do kraju znów w większym stopniu zaczęły ostatnio napływać tańsze produkty z importu
— donoszą media.
Według Tamasa Edera, wiceprezesa Krajowej Izby Rolniczej (NAK), 80-procentowy udział węgierskich produktów na półkach sklepowych jest realistycznym i ambitnym celem.
Jak podkreśla portal gospodarczy Vilaggazdasag, „udział krajowego przemysłu spożywczego jest wysoki w przypadku produktów, w których poziom przetworzenia jest niski, więc ilość lokalnej wartości dodanej jest ograniczona”.
Na początku sierpnia NAK poinformowała o szeroko zakrojonych konsultacjach z detalistami działającymi na Węgrzech w celu zapewnienia, że udział węgierskich produktów spożywczych w ofercie węgierskich sieci detalicznych nie spadnie pomimo dostępności taniego importu.
Wielka Brytania
W zeszłym roku 58 proc. żywności konsumowanej w Wielkiej Brytanii pochodziło z tego kraju, podczas gdy z państw Unii Europejskiej - 23 proc., a z pozostałych regionów świata - 19 proc. - wynika ze statystyk.
Udział brytyjskiej żywności w ogólnej konsumpcji od kilku lat rośnie i jest mniej więcej zgodny z preferencjami konsumenckimi, bo chęć zaopatrywania się przede wszystkim w produkty lokalne zadeklarowało w zeszłym roku w sondażu 54 proc. Brytyjczyków. Jednocześnie ok. 80 proc. ankietowanych zdecydowanie się zgadza lub raczej się zgadza ze stwierdzeniem, że brytyjska żywność jest bezpieczna.
Efektem coraz większego zainteresowania produktami lokalnymi jest to, że w ciągu 10 lat przychody niewielkich sklepów spożywczych wzrosły o 30 proc. - z 2,33 mld funtów w 2010 r. do 3,07 mld w 2020 r.
Tym niemniej rynek produktów spożywczych nadal jest zdominowany przez supermarkety, przy czym w zeszłym roku, w związku z kryzysem kosztów utrzymania zaszła istotna zmiana, jeśli chodzi o udział poszczególnych sieci w rynku. W miejsce wielkiej czwórki - Tesco, Sainsbury’s, Asda, Morrisons - zrobiła się piątka, bo tę ostatnią sieć minimalnie wyprzedziło niemieckie Aldi, gdzie według badań rynkowych są najniższe ceny. Wartość całego sektora handlu detalicznego produktami spożywczymi w Wielkiej Brytanii wyniosła w zeszłym roku 211,9 mld funtów.
Hiszpania
Badania wykazują, że hiszpańscy konsumenci preferują krajowe produkty spożywcze od importowanych z zagranicy. Co więcej, obecnie dla konsumentów staje się istotny nie tylko kraj pochodzenia towarów, ale także region wewnątrz państwa.
Według ekspertów, wobec problemów ekologicznych coraz więcej zwolenników zyskuje idea „kilometra zero”, opierająca się na bliskiej odległości miedzy miejscami produkcji i sprzedaży żywności. Ta koncepcja zakłada używanie lokalnych produktów, najlepiej sezonowych, produkowanych w odległości maksymalnie do 100 km.
Zmniejszenie odległości między producentem i konsumentem pozwala na uniknięcie pośredników i dodatkowych kosztów, a także chroni środowisko.
Zgodnie z raportem hiszpańskiego ministerstwa przemysłu, handlu i turystyki dotyczącym lokalnej dystrybucji żywności, produkty wytwarzane i rozprowadzane według tej koncepcji docierają do 96,6 proc. ludności, a ponad połowa firm dystrybucyjnych - 53,1 proc. opiera się na bliskości producentów.
Jednak branży brakuje certyfikatów identyfikujących żywność wytworzoną zgodnie z ideą „kilometra zero”, jak to ma miejsce w przypadku żywności ekologicznej. Katalonia reguluje już ten typ sprzedaży, ale ministerstwo rolnictwa w Madrycie na razie nie ma takich planów.
Czechy
W Czechach rolę przekonywania klientów do rodzimych produktów biorą na siebie związki producenckie, m.in. Izba Rolnicza. Na targowiskach obowiązuje zasada, że importowane produkty mogą stanowić maksymalnie 10 proc. całej oferty. O przestrzeganie zapisów dba Związek Targów Rolniczych.
W czeskich wielkich miastach są popularne „farmarske trhy” czyli Targi Rolnicze. Dominują na nich produkty czeskie, często pochodzące z konkretnych regionów. Sprzedający na targach muszą mieć stosowne certyfikaty. Klienci znajdują tu świeże produkty bezpośrednio od lokalnych rolników i rzemieślników - sezonowe owoce i warzywa, zioła, nabiał, wędliny i pieczywo, miód, świeże ryby lub wyroby rzemieślnicze.
Popularność tej formy sprzedaży i zakupów m.in. wynika z faktu, że w Pradze, Brnie lub Ostrawie nie ma popularnych w Polsce budek z warzywami. Na targach atrakcyjna jest regionalna oferta gastronomiczna. Obecna jest także kuchnia światowa np. owoce morza. Na targowiskach obowiązuje jednak zasada, że importowane produkty mogą stanowić maksymalnie 10 proc. całej oferty. O przestrzeganie zapisów dba Związek Targów Rolniczych.
Inny związek - Związek Rolniczy Republiki Czeskiej pomaga klientom w zakupach żywności bezpośrednio u producentów. Do dyspozycji jest interaktywna mapa pomagająca ustalić kto i gdzie oferują warzywa, owoce, mięso czy nabiał. Niektórzy producenci idą krok dalej i oferują po konkurencyjnych cenach warzywa lub owoce, które chętni sami zbierają na polach lub w sadach.
Włochy
69 proc. mieszkańców Włoch twierdzi, że robiąc zakupy wybiera produkty krajowe, 61 proc. uważa, że produkty lokalne są wyższej jakości, a 60 proc., że kupowanie od lokalnych firm to patriotyczny obowiązek. To najwyższy odsetek takich postaw w Europie - wynika z badania YouGov Surveys.
Na całym świecie większość, bo aż 60 proc. konsumentów preferuje zakup produktów ze swojego kraju. 46 proc. uważa, że produkty lokalne są wyższej jakości. Międzynarodowa firma YouGov działająca w branży badań rynku przeprowadziła badanie na osiemnastu rynkach. Od Australii i Singapuru, poprzez kraje Europy, po USA. Konsumenci włoscy są na pierwszym miejscu w Europie jeśli chodzi o wybór lokalnych produktów, zwłaszcza żywności. Pod tym względem zajmują trzecie miejsce na świecie po Australijczykach (74 proc.) i mieszkańcach Indii (72 proc.).
Związek rolników włoskich Coldiretti sprawdził, że na 16 proc. produktów żywnościowych zamieszczana jest włoska flaga. A 28 proc. opakowań z żywnością w jakiś sposób podkreśla, że produkt został wyprodukowany w Italii. Coldiretti podał najnowsze dane dotyczące koszyka zakupowego Włochów z badania przeprowadzonego przez firmę badającą konsumpcję „Osservatorio Imagino Gs1 Italy”. Wynika z nich, że wartość produktów żywnościowych, które podkreślają włoskość na opakowaniach wyniosła w 2022 r. 10,3 miliarda euro. Coldiretti docenił, że rynek żywności jest „teraz bardziej chroniony dzięki publikacji ustawy z 24 lipca 2023 r. w sprawie zmiany Kodeksu własności przemysłowej, który sankcjonuje zakaz rejestracji znaków towarowych przywołujących na myśl znaki sugestywne, uzurpacyjne lub imitacyjne, będące oznaczeniami geograficznymi i nazwami pochodzenia, chronionymi na podstawie ustawodawstwa krajowego lub Unii Europejskiej”. Coldiretti wyjaśnił, że ustawa wprowadziła kary dla nieuczciwych producentów, którzy podszywają się pod produkty włoskie.
Rynek włoskich produktów żywnościowych – napisał Coldiretti – wzrósł w ubiegłym roku o 6,1 proc. i obejmuje, oprócz certyfikatów pochodzenia Doc/Docg i Dop/Igp, także produkty z włoską flagą oraz te, na których widnieje napis „Made in Italy” lub „100 % italiano”. Z tych powodów – podkreślił Coldiretti – tak istotne jest przyznanie Ministerstwu Rolnictwa kompetencji do oceny i karania uzurpacyjnego, naśladowczego lub sugestywnego umieszczania znaków towarowych zawierających odniesienia do „włoskości” produktu.
W przyjętym 31 maja br. przez rząd projekcie ustawy o ochronie włoskiej produkcji, zwanej „ustawą Made in Italy” przewidziano z kolei, że minimalne kary dla tych, którzy kupują lub sprzedają towary podrabiane na włoskie, wzrosną ze 100 do 300 euro. Powstanie też państwowy fundusz majątkowy „Fondo Strategico Nazionale del Made in Italy” z początkowym kapitałem w wysokości 1 miliarda euro, którego celem ma być konsolidacja krajowych łańcuchów dostaw, zwłaszcza przy zakupach surowców, których brakuje na rynku. Ustawa przewiduje też ustanowienie w dniu 15 kwietnia „Narodowego Dnia Made in Italy”.
CZYTAJ TEŻ:
pn/PAP/wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/661496-lokalna-polka-w-polsce-a-jak-to-wyglada-na-swiecie