To miał być nokaut. Cały Zachód miał zamrzeć z podziwu nad cudem rosyjskiej technologii. Portal Tsargrad, związany z oligarchą Konstantinem Małofiejewem i geopolitykiem Aleksandrem Duginem, donosił z nieskrywaną dumą: „Sensacyjny rosyjski projekt „Łuna-25” był w stanie przestraszyć Niemcy, zachwycić USA i złamać Ukrainę, której doszła jeszcze jedna fobia. Rosjanie rozważają zaś nowy program księżycowy jako triumfalny powrót do utraconego niegdyś statusu głównych zdobywców kosmosu”.
Odnosząc się do buńczucznych wypowiedzi o „zdobywcach kosmosu”, diakon Andriej Kurajew napisał, że przypomina to sytuację, gdy pchła siada na małym palcu słonia, a następnie ogłasza się „zdobywcą słonia”. W przypadku „sensacyjnego rosyjskiego projektu” pchła nie usiadła nawet na palcu słonia. Jak wszyscy wiemy, sonda kosmiczna „Łuna 25” rozbiła się na Księżycu. Niemcy się nie przestraszyli, Amerykanie nie zachwycili, a Ukraińcy zamiast fobii dostali kolejny pretekst do następnej fali prześmiewczych memów.
Niepowtarzalne „czasy zastoju”
Powyższy przypadek jest doskonałą ilustracją stanu dzisiejszej Rosji. Najpierw przez długi czas nakręcano emocje, prężono muskuły, zapowiadano wielki sukces i rzucenie całego świata na kolana. Odliczano z niecierpliwością minuty do startu, a kiedy obiekt wyniesiony został w przestrzeń kosmiczną, odtrąbiono triumf. Finał był taki, że projekt, w który włożono 12,6 miliarda rubli, roztrzaskał się o powierzchnię Księżyca. Zdobycie kosmosu skończyło się jak „zdobycie Kijowa w trzy dni”.
Nic lepiej niż ta sytuacja nie pokazuje regresu technologicznego, do jakiego doprowadził Rosję Władimir Putin. Przypomnijmy, że poprzednia tego typu misja miała miejsce w roku 1976, gdy istniał jeszcze Związek Sowiecki, którym rządził wówczas Leonid Breżniew. Okres ten przeszedł do historii pod nazwą „czasów zastoju”. I właśnie podczas tej stagnacji sonda „Łuna 24” nie tylko z powodzeniem wylądowała na Księżycu, ale także pobrała stamtąd próbki gruntu (i to z głębokości około dwóch metrów), a następnie powróciła na Ziemię. Od tamtego czasu kosmonautyka na świecie zrobiła gigantyczny postęp – nawet Chińczycy wysłali sondę, która sprowadziła próbki z Księżyca – a Moskwa nie jest dziś w stanie powtórzyć sukcesów, które osiągała niemal pół wieku temu.
„Złota era” Putina
Nic nie wskazuje też na to, by miała te sukcesy powtórzyć w najbliższej przyszłości. Cała rzesza najzdolniejszych młodych informatyków i inżynierów uciekła z Rosji po wybuchu wojny z Ukrainą. Ci, którzy pozostali, wolą pracować dla prywatnych firm komercyjnych za porządne pieniądze, niż za grosze w słabo opłacanym przemyśle państwowym. Za rządów Breżniewa granice były zamknięte, a specjalistów można było przymusowo skoszarować w zamkniętych miastach, których nie było nawet na mapach. Te czasy jednak minęły, natomiast skala korupcji i żerowania na państwowym majątku jest w putinowskiej kleptokracji o wiele większa niż w okresie sowieckim.
Najciekawsze jest pytanie, jak poradzi sobie z katastrofą „Łuny 25” kremlowska propaganda. Lądowanie na Księżycu miało potwierdzać status Rosji jako kosmicznego mocarstwa, a więc imperium, z którym każdy musi się liczyć. Jak zatem teraz, po zapowiedziach wielkiego sukcesu, wytłumaczyć obywatelom tę upokarzającą porażkę? Jak wyjaśnić im, że pół wieku temu rosyjska kosmonautyka stała na wyższym poziomie rozwoju niż dziś – po 23 latach „złotej ery” Władimira Putina?
Na pewno moskiewscy propagandyści znajdą zadowalającą odpowiedź, a obywatele wykażą zrozumienie dla tej przekonującej argumentacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/659474-luna-25-jak-symbol-putinowskiej-rosji