Rosjanie, przedstawiciele ich elity strategicznej w półtora roku po rozpoczęciu wojny, przystępują do oceny sytuacji. Jak zmieniła się sytuacja Rosji, jak ewoluowało jej otoczenie międzynarodowe, jakie są perspektywy rozpoczęcia rozmów pokojowych? Z tego, przeprowadzanego właśnie teraz, rachunku strategicznego wyłaniają się wnioski na temat przyszłości, szans na pokój czy nawet zwycięstwo, bo w Rosji nie wyobrażają sobie innego zakończenia wojny. Chcąc zrozumieć to, jak w Moskwie postrzegają dotychczasowy przebieg konfliktu i jego wymiar dyplomatyczny, a także ewentualny rezultat, musimy siłą rzeczy posługiwać się świadectwami „nie wprost”, jakimi są wystąpienia ekspertów. Ujawniają one sposób rozumowania, logikę jaką kierują się przedstawiciele rosyjskiej elity, pozwalając nam do pewnego stopnia zrozumieć to jak postrzegają oni sytuację.
Trzy istotne wystąpienia
W ostatnich dniach mieliśmy do czynienia z trzema istotnymi wystąpieniami, na które warto zwrócić uwagę. I tak Timofiej Bardaczow, jeden z dyrektorów programowych Klubu Wałdajskiego, dokonał oceny rezultatów niedawnego szczytu w saudyjskiej Dżeddzie, który na Ukrainie i państwach sojuszniczych został oceniony jako niewielki, ale jednak sukces, dyplomacji Zachodu. Bardaczow jest odmiennego zdania. W jego opinii, jeśli odrzuci się uprzejmości i kurtuazję, której jak przy każdej tego rodzaju okazji i w tym przypadku było niemało, to wymierne rezultaty spotkania są raczej korzystne dla Rosji i z pewnością nie można mówić o przechylaniu się wahadła sympatii świata w stronę Ukrainy. Na co zwraca uwagę? Po pierwsze, jak pisze „społeczność światowa nie zobaczyła żadnych ostatecznych dokumentów ani np. nowych propozycji pokojowych będących efektami tego spotkania”. Trudno też, argumentuje, dowodzić, iż Rosja jest w wyniku spotkania w Arabii Saudyjskiej dyplomatycznie izolowana. Tak by było, gdyby Moskwa podjęła nieskuteczne starania zmierzające do zablokowania lub storpedowania szczytu, ale wiedząc, iż nic ważnego w Dżeddzie nie nastąpi, rosyjska dyplomacja po prostu go zignorowała, nie podejmując większych wysiłków. Bardaczow jest przekonany, że podjęcie się przez Arabię Saudyjską misji zorganizowania tego rodzaju spotkania, nie jest również zwrotem w dotychczasowej polityce zagranicznej Rijadu, a raczej traktować to należy w kategoriach nic nie zmieniającego gestu wobec Stanów Zjednoczonych, rodzaju „politycznej łapówki” czy kroku symbolicznego. Jak argumentuje „Arabia Saudyjska zadała ostatnio bardzo poważny cios dumie Stanów Zjednoczonych, kiedy za ich plecami uzgadniała z Iranem uregulowanie stosunków. Jeszcze kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że porozumienie zostało osiągnięte na chińskiej platformie negocjacyjnej. Teraz Arabia Saudyjska zrekompensowała Waszyngtonowi pewne szkody wizerunkowe: jak możemy ją za to winić?”. Bardaczow jest też przekonany, że Rijad prócz gestów o charakterze symbolicznym nie zamierza zmieniać swojej polityki wobec Rosji. Z pewnością nie stanie się sojusznikiem Moskwy, ale również nie zmieni swej polityki energetycznej realizowanej w ramach porozumień OPEC+. Z rosyjskiej perspektywy utrzymanie status quo w tych relacjach, czyli porozumień pozwalających utrzymać wysokie ceny ropy naftowej na światowych rynkach, jest wystarczającym, bo gwarantującym podstawowe interesy, stanem. Tak długo jak władze Arabii Saudyjskiej nie powtórzą manewru do którego przekonał je przed laty Ronald Reagan, czyli skokowo nie zwiększą własnego wydobycia, tak długo w Moskwie nie muszą zapalać się żadne „czerwone lampki”. Z samego faktu, iż spotkanie się odbyło i uczestniczyli w nim przedstawiciele ponad 40 państw nie można jeszcze, w opinii Bardaczowa, wyciągać wniosków o istotnych dla Rosji konsekwencjach. Jest bowiem, w jego opinii, praktyką w relacjach międzynarodowych, że państwa światowego południa chcą „się pokazać” przy okazji tego rodzaju spotkań, przypominając w ten sposób i swej wadze i rosnącej roli. Co więcej, w opinii rosyjskiego eksperta, im dłużej będzie trwał konflikt między Zachodem a Rosją, tym tego rodzaju spotkań, inicjatyw i rozmów będzie więcej. I co z tego? Jak konkluduje swe wystąpienie – „Dla Rosji format i wyniki spotkania w Dżuddzie to kolejny dowód na to, że specjalna operacja wojskowa na Ukrainie odbywa się w wyjątkowo sprzyjających dla nas warunkach międzynarodowych. Nie ma co mówić o „izolacji” Moskwy w postaci konkretnych decyzji czy działań społeczności międzynarodowej. Światowa większość żyje własnym życiem i nikt nie może jej kontrolować”. A zatem tak długo jak nie został zbudowany wspólny antyrosyjski blok polityczny obejmujący zarówno Zachód jak i światowe południe z Chinami, i tak długo jak ten blok nie podjął decyzji o wspólnej presji na Moskwę, to Rosja może być spokojna o swoją przyszłość, zawsze znajdzie przestrzeń do politycznej gry i będzie mogła wykorzystywać partykularne interesy państw oddalonych od teatrów trwającej wojny.
Andriej Szuszencow, dziekan wydziału stosunków międzynarodowych i również jeden z dyrektorów programowych Klubu Wałdajskiego pisze o narracjach na temat „krachu Rosji”, o czym dyskutuje się ostatnio coraz więcej zarówno w Kijowie, jak i w stolicach Zachodu. Swe rozważania zaczyna on od przypomnienia, o czym niektórzy w Polsce już zdążyli zapomnieć, że „strategiczne cele Rosji”, które Putin sformułował w grudniu 2021 roku, pozostały niezmienione. Jak dowodzi „te cele, które pierwotnie były rozpowszechniane kanałami dyplomatycznymi, obejmują nie tylko Ukrainę, ale także szersze stosunki Rosji z USA/Zachodem. Porozumienie można było osiągnąć drogą negocjacji dyplomatycznych, ale niestety Zachód nie poszedł tą drogą. W konsekwencji Rosja sięgnęła po środki militarne dla realizacji swoich żywotnych interesów”. Wojna jest zatem wynikiem odrzucenia przez kolektywny Zachód strategicznych celów Rosji. Nie uległy one zmianie i nadal „koncentrują się wokół zabezpieczenia demilitaryzacji Ukrainy, uniemożliwienia jakiegokolwiek formalnego sojuszu między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi, jej głównym sojusznikiem wojskowym, oraz przeciwdziałania potencjalnym powiązaniom wojskowym z NATO. Determinacja Rosji, by osiągnąć to, czego chce, pozostaje niezachwiana, a kraj jest gotowy do użycia wszelkich dostępnych środków - dyplomatycznych lub, w razie potrzeby, wojskowych”. A zatem dotychczasowy przebieg wojny, w opinii Suszencowa, nie tylko nie wpłynął na rewizję rosyjskich celów strategicznych, ale wręcz przeciwnie, ze względu na skalę zaangażowania Stanów Zjednoczonych i sojuszników we wspieranie Ukrainy, umocnił determinację rosyjskich elit, aby sformułowane w grudniu 2021 roku cele osiągnąć. Nie ulega wątpliwości, że Rosja w związku z wojną poddawana jest niesłychanie silnej presji, podlega czemuś w rodzaju stres-testu. To skłania wielu ekspertów na Zachodzie do snucia nieuprawnionych, w opinii rosyjskiego analityka, prognoz wewnętrznego załamania się Federacji, czy pogrążenia się w kryzysie. A jak należałoby bezstronnie, po półtora roku wojny, ocenić sytuację wewnętrzną w Rosji, pamiętając o tym, iż z faktu zamieszek we Francji, czy szturmu Kongresu w Stanach Zjednoczonych nikt nie wyciąga wniosków o nieuchronnym krachu tych państw? W opinii Suszencowa „ten test funkcjonowania w warunkach skrajnych pokazał niezwykłą zdolność adaptacji Rosji jako gospodarki rynkowej, zwłaszcza w czasach poważnych napięć. Nawet w obliczu znacznej utraty możliwości eksportu na Zachód Rosja nieoczekiwanie wykazała się imponującą odpornością finansową i gospodarczą”. Jak do tej pory trudno mówić, aby rządzący Rosją stracili możliwość wpływania na sytuację, system nie stał się niesterownym i nieefektywnym, nastroje społeczne nie podlegają przyspieszonej erozji, nie ma krachu gospodarczego i nie ujawniły się siły odśrodkowe, które uniemożliwiłyby kontunuowanie wojny. Rosja, jako państwo, okazała się silniejsza niż to na Zachodzie prognozowano.
I wreszcie ostatnie wystąpienie, którego autorem jest Aleksiej Czesnakow, rosyjski politolog, prywatnie przyjaciel Vladislava Surkowa, uchodzącego przez lata za „ideologa Kremla”, polityka, którego gwiazda nieco zbladła w ostatnich latach, ale, który nadal uchodzi za osobę współkształtującą myślenie o strategii rosyjskich elit. W opinii Czesnakowa „negocjacje w sprawie pokojowego rozwiązania konfliktu między Rosją a Ukrainą nie mogą być rozpatrywane i organizowane w oderwaniu od negocjacji w sprawie przyszłego układu nowych wielkich systemów bezpieczeństwa europejskiego i światowego”. Podobnie zatem jak Suszencow, jest on zdania, że wojna na Ukrainie toczy się o coś więcej, o nowy kształt relacji regionalnych, a w konsekwencji również i światowych, bo jeśli Rosja wojnę wygra, to wówczas przyspieszy zjawisko usamodzielniania się państw południa, na co tak liczy w swych analizach choćby Timofiej Bardaczow. W związku z tym wojna Rosji jest w istocie starciem, w którym uczestniczy więcej państw, a to oznacza, że ewentualne rozmowy pokojowe będą też obejmować szerszy, niż tylko przyszłość Ukrainy, zakres spraw. Jakie są bloki zagadnień, które będą, jeśli poważnie myśleć o rozmowach pokojowych, musiały ulec rozwiązaniu? Po pierwsze trzeba mieć, dziś płonną, nadzieję, że negocjujące strony będą w stanie zgodzić się co do przebiegu „linii rozgraniczenia”. Powodzenie ewentualnych rozmów zależy też od szans na znalezienie modelu funkcjonowania obydwu państw i szerzej relacji Rosja–Zachód już po wojnie. Trudno liczyć w obecnej fazie konfliktu na to, że uda się to osiągnąć. Drugi blok zagadnień związany jest niezbędną w czasie każdych trudnych rozmów elastycznością negocjacyjną stron. Przy obecnej silnej presji opinii publicznej, jakiej podlegają zarówno rosyjskie jak i ukraińskie elity, trudno oczekiwać tego rodzaju nastawienia i swobody manewru. Dziś zarówno Rosjanie jak i Ukraińcy uważają, że wojnę mogą wygrać na froncie, a to oddala perspektywę rozmów pokojowych, bo jakiekolwiek ustępstwa, po to, aby zawrzeć kompromis, mogą zostać odczytane w kategoriach zdrady interesu narodowego. I trzeci obszar – zasoby, którymi dysponują strony konfliktu. Dziś ani Rosja, ani Ukraina mogąca liczyć na wsparcie Zachodu, nie staje wobec konieczności podejmowania bolesnych, w związku z kurczącymi się zasobami decyzji. Nastawienie opinii publicznej też w związku z tym nie będzie podlegało przyspieszonej ewolucji, tak aby przybliżać szansę na rozpoczęcie negocjacji kończących wojnę. Te czynniki razem wzięte skłaniają Czesnakowa do konkluzji, iż „dopóki elity polityczne i masy rzeczywiście nie poczują, że kontynuacja konfliktu będzie wiązać się z kosztami przewyższającymi uzyskiwane dziś korzyści, to rezultaty działań na polu walki i oczekiwania nadal będą miały największy wpływ na rozwój sytuacji. I sytuacja raczej nie zmieni się przed końcem roku”.
Rosja nie odczuwa potrzeby, aby siadać do stołu
Z tego trójgłosu można wyciągnąć jeden wniosek. Rosja nie stoi, ani w wyniku presji dyplomatycznej, ani gospodarczej, ani też rozwoju sytuacji na froncie wobec konieczności rewizji swych celów strategicznych i w związku z tym nie odczuwa potrzeby, aby siadać do stołu negocjacyjnego. Elity w Moskwie nadal są zdania, że kontrolują sytuację, unikając najgorszych scenariuszy, a konsolidacja społeczna i sytuacja ekonomiczna umożliwia im kontynuowanie wojny. To oczywiście może się zmienić w każdej chwili, procesy osłabiania Federacji Rosyjskiej już się rozpoczęły, ale mają raczej powolny charakter, a to niestety oznacza, że wojna na Ukrainie nie skończy się w tym roku, i wątpliwe jest aby nastąpił jej kres również w roku przyszłym. Do długiej, być może nawet wieloletniej wojny rosyjskie elity wydają się mentalnie właśnie przygotowywać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/658489-rosjanie-mysla-o-wieloletniej-wojnie-z-ukraina