W poniedziałek Wołodymyr Zełenski w publicznym apelu wezwał Unię Europejską, aby ta nie przedłużała ograniczeń, obowiązujących do 15 września, związanych z ukraińskimi płodami rolnymi, przede wszystkim zbożem.
Jak powiedział „Jakiekolwiek przedłużenie tych ograniczeń jest całkowicie niedopuszczalne i wyraźnie nieeuropejskie. Europa ma zdolność instytucjonalną do działania bardziej racjonalnego niż zamykanie tej czy innej granicy dla tego czy innego rodzaju towarów”. Dodał też, że Ukraina „aktywnie współpracuje ze wszystkimi, aby znaleźć rozwiązanie zgodne z duchem naszej Europy.” Minister Kułeba w wywiadzie dla stacji radiowej France 24 powiedział.
To niedopuszczalne, a żądania poszczególnych krajów, by po 15 września rozszerzyć stosowanie restrykcji unijnych, są wbrew ich własnym interesom. Nie powinniśmy bawić się w Putina, nie powinniśmy bawić się w jego gierki.
Frustracja
Nie warto zwracać uwagi na porównania do polityki Putina, są one najprawdopodobniej świadectwem frustracji wynikającej ze świadomości trudnej sytuacji Ukrainy. Można też pominąć milczeniem retorykę przedstawicieli ukraińskiej elity, którzy wiedzą lepiej od reprezentantów demokratycznych władz tych europejskich państw, które domagają się przedłużenia ograniczeń jakie są ich interesy, można też przejść obojętnie nad faktem, że o tym co jest „europejskie” poucza innych prezydent Ukrainy, kraju który dopiero do Unii aspiruje i z pewnością, biorąc pod uwagę zaawansowanie reform wewnętrznych, ma przed sobą jeszcze długą drogę. Tym nie mniej warto zastanowić się, o co w całej sprawie chodzi, jakie cele pragnie osiągnąć Kijów i dlaczego w związku z tym zdecydował się na konflikt. Lektura wystąpień ukraińskich ekspertów ułatwi nam orientację w całym problemie, który tylko na pozór związany jest z wyjściem Rosji z tzw. porozumienia zbożowego i ostatnimi bombardowaniami portów nad Morzem Czarnym i nad Dunajem.
I tak Aleksandr Paraszczij, główny ekonomista Concord Capital (ukraiński bank inwestycyjny kontrolowany przez Ihora Mazepę kierującego m.in. radą nadzorczą ukraińskiej giełdy) pisze, iż korytarz zbożowy przez Morze Czarne, który w ubiegłym roku został otworzony a ostatnio zablokowany przez Rosję, „spełnił swoją rolę” i z punktu widzenia Ukrainy nie jest już „krytycznie ważny”. Co więcej, jak argumentuje Paraszczij, funkcjonowanie „korytarza zbożowego” w takiej jak wynegocjowano formie było rozwiązaniem „poniżającym” dla Ukrainy, dawało bowiem państwu wrogiemu, jakim jest Rosja, wpływ na to co i na jakich warunkach Kijów może eksportować. Warto jednak skoncentrować uwagę dlaczego ukraiński ekonomista uważa, że korytarz spełnił swoją rolę i w dotychczasowej formule nie jest już potrzebnym.
Dzięki porozumieniu ukraińscy producenci byli w stanie w ciągu ostatniego roku wyeksportować 33 mln ton produkcji rolnej, głównie ziarna zbóż i kukurydzy. Bez tego eksportu gospodarka, ale przede wszystkim bilans handlowy Ukrainy, wyglądałby dużo gorzej. Jak zauważa Paraszczij „ten korytarz już spełnił swoją główną rolę, bo wyeksportowaliśmy już całe saldo rekordowych zbiorów z 2021 roku, a także prawie cały potencjał eksportowy pszenicy i ponad 70% potencjału zeszłorocznych zbiorów kukurydzy.”
Mniejsze plony
Tegoroczne plony będą znacznie mniejsze, co spowodowane jest zmniejszeniem w związku z wojną areału upraw, a to oznacza, że najprawdopodobniej nie będzie już problemu przepełnionych magazynów. Potencjał eksportowy ukraińskiego sektora rolnego w roku 2023/24 wynosił będzie, w świetle wstępnych szacunków nie 68 ale 43 – 47 mln ton, co oznacza, że wywożąc miesięcznie od 3,6 do 3,9 mln ton produkcji rolnej Ukraina jest w stanie zrealizować dostawy. Dlatego, jak konkluduje swe rozważania „jeśli uda nam się dojść do porozumienia z naszymi zachodnimi sąsiadami w sprawie przywrócenia niezakłóconego tranzytu naszych produktów rolnych, a także jeśli znacznie rozszerzymy nasze możliwości eksportowe, to będziemy mogli wyeksportować całe tegoroczne plony bez korytarza zbożowego.”
Warto zwrócić uwagę na znaczenie sformułowania „niezakłóconego tranzytu” ukraińskich produktów rolnych pochodzących z Ukrainy dla nakreślenia prawidłowego obrazu sytuacji, choć ważniejsza jest uwaga na temat zwiększenia możliwości eksportowych. Kwestiami logistycznymi zajmę się nieco później, warto bowiem wcześniej opisując sytuację zastanowić się jakie są możliwości transportowe i przepustowość tych kanałów eksportu, które kontroluje Ukraina. Jak wynika z analiz Ukraińskiego Zrzeszenia Producentów Ziarna, aby wywieźć produkcję rolną z kraju niezbędne będzie w najbliższym czasie zwiększenie przepustowości „lądowych kanałów solidarności” o 1 – 1,5 mln ton miesięcznie. Aby to było możliwe trzeba będzie, i z takim apelem Zrzeszenie zwróciło się do władz Unii Europejskiej, otworzenie nowych portów, zarówno w Państwach Bałtyckich, jak i w Niemczech oraz w Chorwacji i Słowenii dla ukraińskiego eksportu. Trzeba pamiętać, że cały czas jest mowa o tranzycie, który jednak w związku z koniecznością transportu kolejowego lub samochodowego na znacznie większe odległości, jest po prostu, dla ukraińskich producentów, nieopłacalny. Z tego też względu Zrzeszenie zwróciło się do Valdisa Dombrowskisa, który będąc komisarzem ds. handlu odpowiada za ten obszar, o wprowadzenie dopłat transportowych oraz usprawnienie procedur (celnych, fitosanitarnych etc.) aby ułatwić tranzyt. Jest to o tyle istotne, że realne koszty transportu lądowego są większe od 30 do 40 dolarów za tonę w porównaniu z transportem morskim. To oznacza, że bez europejskich subsydiów dla przewoźników rentowność produkcji rolnej na Ukrainie ulegnie znaczącemu zmniejszeniu.
Sergiej Wowk dyrektor Centrum Strategii Transportowych mówi też o tym, w wywiadzie dla Forbes, argumentując, że z grubsza rzecz biorąc 50 % ukraińskiej produkcji rolnej eksportowanych było do tej pory przez porty czarnomorskie, które mogły funkcjonować dzięki porozumieniu o korytarzu zbożowym, 25 % przez zachodnie granice lądowe i 25 % przez porty rzeczne na Dunaju. Potwierdza on też, że porozumienie zbożowe spełniło swoją rolę.
W dużej mierze zrealizowało ono swe zadania. W bieżący rok gospodarczy weszliśmy z bilansem (magazynowym – MB) ok. 9 mln ton zboża. Rok temu rezerwy wynosiły ponad 22 mln ton
– mówi Wowk.
Brak alternatywy dla transportu czarnomorskiego
Inaczej niż Paraszczij tegoroczny potencjał eksportowy ukraińskiego sektora rolnego Wowk szacuje na 55 – 60 mln ton produkcji, ale jak mówi, jest to tylko 15 proc. więcej niż w ubiegłym roku. W jego opinii nie ma obecnie alternatywy dla transportu czarnomorskiego ukraińskiej produkcji rolnej. Droga lądowa ze względu na koszty nie jest to atrakcyjna z punktu widzenia eksporterów (zarówno traderów jak i producentów). Mówi on, że „Nie będzie łatwego przejścia na inne szlaki logistyczne. Koszt transportu będzie bardzo wysoki, więc transport zboża nie będzie opłacalny ani dla rolników, ani dla traderów. Będą próbowali składować produkcję na Ukrainie i czekać na bardziej sprzyjający okres. Ponadto w tym roku nie przewiduje się braku elewatorów i miejsc do przechowywania zboża.” Strategicznie rzecz biorąc Rosja, argumentuje Wowk, wykorzystując trudności transportowe z portów czarnomorskich skutecznie eliminowała konkurencję ukraińską na rynkach państw trzecich (przede wszystkim w Egipcie i krajach afrykańskich). Nota bene opinię tą potwierdza stanowisko rosyjskich eksporterów zboża, którzy z entuzjazmem przywitali decyzję Kremla o wyjściu z porozumienia o korytarzu zbożowym. Z tego powodu, że do tej pory chcąc uplasować swą produkcję na rynkach państw trzecich i konkurując z dostawami z Ukrainy musieli stosować upusty cenowe, od 5 do 10 dolarów na tonie. Teraz w związku z blokadą nie będą, jak uważają, musieć tego robić. Wracając do wypowiedzi Wowka warto jeszcze zwrócić uwagę na to, że jest on również zdania, iż „korytarz zbożowy spełnił swoją rolę” i obecnie nie ma sensu dążyć do jego odtworzenia w uprzednio funkcjonującej formule, która jest dla Ukrainy o tyle niewygodna, że nie zapobiegło to utracie części rynków eksportowych. Oczywiście należy, jego zdaniem, dążyć do przywrócenia pełnej kontroli Kijowa nad czarnomorskimi kanałami żeglugowymi, bo tylko wówczas producenci rolni z tego kraju będą w stanie sprostać konkurencji na rynkach państw trzecich, zwłaszcza tych, którzy weszli w niszę rynkową (chodzi nie tylko o Rosję, Brazylia również znacznie zwiększyła swój eksport).
Jeśli zajmujemy się realiami walki na światowych rynkach zboża, to trzeba zwrócić uwagę na to, że od 1 maja, Turcja, największy w I kwartale bieżącego roku importer ukraińskiego zboża i kukurydzy wprowadziła wynoszące 130 proc. (do tej pory było to 0 proc.) cło na import zboża, w tym oczywiście ukraińskiego również. Ale jak uspokajająco wyjaśniała sytuację Ekonomiczna Prawda krok ten nie dotknie Ukrainy, bo 90 proc. importu jest reeksportowane do krajów trzecich, co oznacza, że w przypadku Ukrainy będzie nadal stosowana stawka wynosząca 0 %. Klimat ostatniej wizyty prezydenta Zełenskiego potwierdził, że kwestia ta, odmiennie niźli w przypadku Unii Europejskiej, nie wpłynęła na stan relacji między Kijowem a Ankarą. Jest to o tyle dziwne, że Turcja jest jednym z największych światowych producentów i eksporterów mąki, mogłaby zatem stać się liczącym odbiorcą ukraińskiej produkcji. Warto jednak zwrócić uwagę, że tranzyt przez Turcję odbywa się za pośrednictwem taniego transportu morskiego, a przez Unię, drogiego lądowego. Mówiąc zatem o problemach z tranzytem przez Europę, Ukraina dąży do skłonienia Komisję aby ta zaprojektowała i wdrożyła system dotacji, co poprawiłoby pozycję konkurencyjną ukraińskiego zboża na rynkach państw trzecich. Ale nie tylko o to toczy się gra.
Nieco światła na sytuację rzuca geografia ukraińskiego eksportu ziarna zbóż i kukurydzy w roku ubiegłym. Największym importerem ukraińskiej produkcji, w ramach tzw. korytarza zbożowego były Chiny przyjmując prawie 1/3 ukraińskiego eksportu. Następnie plasowała się Hiszpania (ok. 4,5 mln ton), Turcja, Włochy, Holandia i Egipt. Kontrakty zawierane z chińskimi odbiorcami były, wobec konkurencji (w tym rosyjskiej), związane ze znacznymi upustami cenowymi, lepiej ta sytuacja wyglądała jeśli chodzi o sprzedaż do państw Unii Europejskich. Wydaje się zatem, że w całym sporze między Kijowem a państwami Europy Środkowej, nie chodzi w ogóle o tranzyt zbóż, ale o możliwość bezcłowego plasowania ukraińskiej produkcji rolnej na rynku Unii. Interesy Kijowa są w tym wypadku zrozumiałe. Chce wykorzystując swą pozycję przetargową, oczywiste straty związane z wojną i z polityką Moskwy, wymusić bezcłowy dostęp do europejskiego rynku dla swojego eksportu. Na rynkach państw trzecich Ukraina, w związku z ograniczeniami transportowymi nie ma szans sprostać walce konkurencyjnej, chce zatem zająć korzystną pozycję w Europie. Tym bardziej, że zasady Wspólnej Polityki Rolnej blokują bezcłowy dostęp zboża i kukurydzy z Brazylii, Stanów Zjednoczonych czy Australii do Europy, a kolejny rok suszy zmniejsza produkcję we Francji nie mówiąc już o Hiszpanii i zwiększy popyt.
Transport i logistyka
Trzeba jeszcze na koniec kilka słów poświęcić kwestiom transportowym i logistycznym. Nie są one często w debacie publicznej analizowane z racji tego, iż jest to obszar dość hermetyczny i nieszczególnie zajmujący. Jak napisał na łamach Europejskiej Prawdy Jurij Szczuklin, specjalista w zakresie logistyki, „Głównym problemem w kolejowym ruchu towarowym pomiędzy Ukrainą a krajami UE jest brak synchronizacji przewozów i absorpcji ładunków w czasie i natężeniu, zgodnie z nomenklaturą tranzytów i przeładunków. Bez kompleksowego rozwiązania tego zadania rozwój dotacji europejskich na rozwój infrastruktury przejść granicznych z krajami UE nie przyniesie oczekiwanego efektu i nie poprawi ruchu towarowego.” Problemem nie są w tym wypadku pieniądze, bo te państwa Unii Europejskiej przekazują Ukrainie dość szczodrze. Na rozwiązanie problemów infrastrukturalnych związanych z transportem lądowym i połączeniami z Europą Ukraina otrzymała w ostatnim czasie ponad 1,2 mld euro. Problemem jest co innego – Szczuklin wskazuje na niedostateczną współpracę między kolejami ukraińskimi a partnerami z Zachodu. Pisze – „Jednak brak odpowiedzialnego planowania, rytmicznego przekazywania sobie informacji o transporcie między przedsiębiorstwami, „Ukrzaliznycią” a kolejami europejskimi, brak analizy matematycznej tego planowania – wszystko to uniemożliwia zidentyfikowanie tych słabych ogniw w łańcuchach logistycznych Ukraina-UE, w których projekty rozwoju infrastruktury mogą naprawdę dać wykalkulowany pozytywny efekt.” Nadal powstają „wąskie gardła” i wcale nie musi mieć to związku z niedorozwojem infrastruktury. Pisze on o braku, po obu zresztą stronach, zarówno ukraińskiej jak i państw Unii Europejskiej, w szczególności Polski, podejścia strategicznego, niezbędnym aby zbudować nowoczesny system logistyczny – począwszy od portów, przed drogi i trasy kolejowe, po wymianę dokumentów i informacji a to jest warunkiem rytmicznego zarządzania frachtami. Ten brak współpracy blokuje wprowadzenie rozwiązań ekonomicznie efektywnych, co przekłada się na przestoje a w rezultacie wydłużenie czasu transportu, powoduje zmniejszenie przepustowości i podniesienie kosztów.
Problemem jest jednak jak się wydaje co innego. Z ekonomicznego punktu widzenia dla Ukrainy transport lądowy będzie droższy od morskiego. To oznacza, że Kijów i jego producenci rolni, nie będą zainteresowani rozwojem tych kierunków, mogąc liczyć na odzyskanie kontroli nad szlakami czarnomorskimi. Debata, która teraz się toczy nie dotyczy w gruncie rzeczy tej kwestii, ale jest świadectwem dążenia władz w Kijowie do uzyskania uprzywilejowanej pozycji na europejskim rynku zbóż i kukurydzy. W ramach Wspólnej Polityki Rolnej jest to rynek chroniony przed głównymi konkurentami Ukrainy. Tacy eksporterzy jak Stany Zjednoczone, Brazylia czy Australia, nie mówiąc już o objętej sankcjami Rosji, nie mają nań wstępu. To oznacza, że przegrywając walkę konkurencyjną na innych rynkach, Ukraina dąży do kompensowania strat ekonomicznych zajęciem pozycji w Europie. Tranzyt nie rozwiązuje problemu, bo koszty związane z kanałami lądowymi będą stawiały producentów z Ukrainy zawsze w gorszej sytuacji. Problem jest wszakże to, że realizując interesy doraźne, a może nawet branżowe, bo minister Nikołaj Solski, kierujący resortem rolnictwa uznawany jest przez ukraińskie media za jednego z głównych lobbystów wielkich koncernów rolniczych kontrolowanych przez oligarchów, Kijów ryzykuje swym znacznie ważniejszym interesem strategicznym. Stawiając na ostrzu noża kwestie otwarcia europejskiego rynku dla produkcji żywnościowej z Ukrainy ekipa Zełenskiego ryzykuje zawiązanie się koalicji państw, które zaniepokojone będą tego rodzaju perspektywą. Zwiększa też prawdopodobieństwo, o czym głośno mówią już Francuzi, powiązania kwestii wejścia Ukrainy do Unii z koniecznością głębokiej reformy wspólnotowej polityki rolnej. Obiektywnie będzie to oznaczało spowolnienie procesu akcesyjnego, co oznacza, że Kijów na podobieństwo tego, co stało się na szczycie NATO w Wilnie, licytując wysoko może w efekcie niewiele uzyskać, a nawet w wymiarze strategicznym przedłużyć proces akcesyjny. Warto byłoby, aby ukraińskie elity miały świadomość tego rodzaju ryzyka, bo wówczas tonować to może ich retorykę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/656054-istota-sporu-o-ukrainskie-zboze