Komisja ds. obrony rosyjskiej Dumy Państwowej przyjęła poprawki do ustawy o zmianie wieku poborowych. Ustawa nie została jeszcze przyjęta, ale z pewnością tak się stanie, bo już na konferencji prasowej Walentyna Matwijenko, kierująca pracami Rady Federacji, czyli izby wyższej rosyjskiego parlamentu, zapowiedziała jej poparcie. To na co warto zwrócić uwagę to przede wszystkim fakt, iż zamiast pierwotnych zapisów, w świetle których wiek mężczyzn podlegających obowiązkowej służbie wojskowej w Federacji Rosyjskiej miał zostać przesunięty z obecnych 18–27 lat do 21–30 lat, co proponował minister Szojgu, zdecydowano się ostatecznie na mówiące o tym, że do wojska mogą zostać powołani mężczyźni w wieku od 18 do 30 lat. Druga zmiana polega na rezygnacji z etapów wprowadzania nowych zasad. Pierwotnie zakładano, że od 1 stycznia przyszłego roku poborowi w Rosji mieli podlegać mężczyźni od 19 do 30 lat, od 2025 od 20 do 30 roku życia i w 2026 miał się kończyć „okres przejściowy”, co oznaczało, iż wówczas do służby wojskowej zobowiązani byliby ci, którzy ukończyli 21 lat i nie są starsi niż 30 lat. Wprowadzone teraz zmiany oznaczają niewątpliwie rozszerzenie „bazy poborowych”, którzy mogą zasilić rosyjską armię. To, iż tego rodzaju motywy przyświecają ostatnim decyzjom rosyjskich władz, potwierdzają i inne przyjęte w ostatnich dniach regulacje w tym dziesięciokrotne podniesienie grzywien nakładanych na tych zobowiązanych do służby, którzy nie stawili się na komisję wojskową lub uchylali od poddania ocenie medycznej.
Rosyjskie problemy z uzupełnieniem strat
Co ostatnie kroki mówią nam to mówi o stanie rosyjskiej armii? Temu tematowi artykuł na portalu think tanku strategicznego CEPA poświęcił Paweł Luzin, znany rosyjski (dziś na emigracji) ekspert zajmujący się kwestiami wojskowymi. W jego opinii już obecnie siły zbrojne Federacji Rosyjskiej mają problemy z uzupełnianiem braków personalnych, co ma związek z poziomem strat i liczbą uchylających się od służby wojskowej. Po to, aby radzić sobie z tą sytuacją, wprowadza się kolejne regulacje mające w efekcie „uszczelnienie systemu” i rozszerzenie bazy poborowych. Jak zauważa Luzin, wiosenny pobór miał dać 147 tys. nowych rekrutów, ale jest coraz więcej cząstkowych danych, pozwalających sądzić, iż administracja wojskowa ma poważne problemy z realizacją tego zadania. I tak na tydzień przed zakończeniem poboru w regionie permskim udało się do armii wcielić 2,5 tys. rekrutów w miejsce założonych 3 tys., w Nowosybirsku do połowy czerwca zrealizowano jedynie 50 proc. planu, z regionu uralskiego skierowano do Dalekowschodniego Okręgu Wojskowego 8 pociągów z rekrutami, ale, jak wynika z oficjalnych informacji, w pierwszych 4 było ich 900, co oznacza, że trudno będzie zrealizować „plan poboru”, który w tym wypadku wynosi 5 tys. rekrutów. Jeśli te dane potwierdzą się dla całego kraju, a wydaje się to dość prawdopodobne, to może to oznaczać, iż rosyjska armia w najbliższym czasie będzie miała problemy z pozyskaniem odpowiedniej liczby „żołnierzy kontraktowych”, bo ci głównie rekrutują się z tych służących w wojsku, którzy w czasie obowiązkowej służby decydują się na podpisanie umowy z armią. Ostatnie zmiany w ustawodawstwie, polegające na tym, że resort obrony skrócił długość pierwszego kontraktu z dwóch lat do roku, a także zrezygnował z warunku odbycia w całości zasadniczej służby wojskowej przed jego zawarciem, mogą świadczyć, zdaniem Luzina, o tym, że Rosja zaczyna odczuwać trudne do przezwyciężenia problemy z uzupełnieniem strat wśród walczących na Ukrainie. Oznacza to, że albo Kreml będzie musiał zrezygnować z nadal obowiązującej, choć napływają doniesienia o jej łamaniu, zasady, iż nie wysyła się żołnierzy poborowych do walki poza granice kraju albo zmuszony będzie podjąć inne działania. Pytanie tylko jakie? Już wprowadzono regulacje umożliwiające rekrutację najemników poza granicami Rosji, a także resort obrony stara się kontynuować praktykę, którą rozpoczął Prigożyn, zachęcając więźniów do wstępowania, w zamian za ułaskawienie, do wojska. Póki co kierownictwo rosyjskiego resortu obrony ucieka się do najprostszych rozwiązań wstrzymując rotację walczących. Tylko że tego rodzaju środki prowadzą z jednej strony do problemów z utrzymaniem dyscypliny we własnych szeregach, czego jednym z przejawów jest choćby niedawne odwołanie generała Popowa, który protestował przeciw wstrzymaniu rotacji, a po drugie żołnierze miesiącami przebywający na pierwszej linii frontu, nie mający czasu na odpoczynek, nie są pełnowartościową siłą. Luzin pisze też o wysiłkach Kremla, których celem jest zwiększenie produkcji przemysłowej na potrzeby wojny. Jak zauważa należności przedsiębiorstw dostarczających sprzęt i zaopatrzenie „poszybowały w górę w 2022 roku: z 6 bln rubli (81,4 mld dolarów) do 9,26 bln rubli (135,2 mld dolarów). Przyczyną były zaliczki budżetowe, które w 2023 roku się powtórzą, zwłaszcza w przemyśle zbrojeniowym. Ale wzrost wydatków niekoniecznie oznacza odpowiedni wzrost produkcji z powodu inflacji kosztowej”. Skala strat sprzętowych strony rosyjskiej jest obecnie, jak wynika z informacji portalu Oryx, większa niż sił zbrojnych Ukrainy. Nie oznacza to załamania się rosyjskiego potencjału, bo przystępowali oni do wojny mając znacznie większe niż Kijów zapasy, ale wyjaśnia, w opinii Luzina, dlaczego Rosjanie koncentrują się na starszych zasobach nie będąc w stanie wyprodukować odpowiedniej liczby nowocześniejszych systemów, które w obecnej fazie wojny podlegają szybszemu niszczeniu niż sektor przemysłowy jest w stanie produkować. Jeśli podobne zjawisko wystąpi w odniesieniu do „siły żywej”, a są pierwsze tego, jak się wydaje świadectwa, to zdolność Moskwy do kontynuowania wojny o obecnym poziomie intensywności ulegnie zmniejszeniu.
Co z ukraińską kontrofensywą?
Ten opis sytuacji w jakiej znaleźli się Moskale prowadzi nas do kwestii zasadniczej, a mianowicie czy mamy do czynienia z porażką ukraińskiej ofensywy, jej spowolnieniem czy, przeciwnie, z sukcesem. Jak ujawnił dziennik Bild, publikując poufny dokument, niemieccy wojskowi krytykują dowództwo ukraińskiej armii, formułując opinię, że atakują oni Rosjan małymi siłami, raczej unikając koncentracji, a dodatkowo nie są w stanie prowadzić wielodomenowych operacji wymagających koordynacji różnych środków oddziaływania. To „rozdrobnienie sił” uniemożliwia uzyskanie przewagi ogniowej i przełamaniowej, a na dodatek operowanie małymi grupami zwiększa ryzyko znalezienia się ich pod ogniem własnej artylerii. W gruncie rzeczy mamy w tym przypadku do czynienia z kluczową kwestią rozważaną przez zachodnich ekspertów od początku wojny,. Do tej pory zdaniem większości z nich nasycenie pola walki środkami zwiększającymi świadomość sytuacyjną (drony, obserwacje satelitarne, kamery, czytniki, nawet telefony komórkowe będące w dyspozycji ludności cywilnej) powodowało, iż zmianie uległ dotychczasowy model walki. O ile jeszcze przed wojną na Ukrainie większe znaczenie przykładało się do walki manewrowej, gdzie zasadnicze znaczenie miały koncentracja sił (pancernych i zmechanizowanych) po to aby przełamać linie obrony wroga, to teraz coraz większa grupa ekspertów zaczęła mówić o „śmierci manewru” i przewadze jaką uzyskują broniący się. Brytyjski tygodnik The Economist w specjalnym raporcie podsumowującym wojskowe lekcje wojny na Ukrainie napisał nawet, powołując się zresztą na opinie ekspertów, że „haczyk polega na tym, że napastnicy muszą skoncentrować swoje siły, aby przebić się przez dobrze bronione linie frontu, tak jak Ukraina próbuje teraz zrobić w swojej kontrofensywie. A takie skupiska można łatwiej wykryć i niszczyć – nie zawsze, ale częściej niż w przeszłości”. The Economist diagnozując obecną sytuację powołuje się też na opinie ekspertów w rodzaju Franka Hoffman z Uniwersytetu Obrony Narodowej w Waszyngtonie, który powiedział, że „zmiana na korzyść obrony w wojnie lądowej jest widoczna, podobnie jak w czasach Helmutha von Moltke Starszego, kiedy rewolucja siły ognia pod koniec XIX wieku sprawiła, że zmasowane formacje i manewry stały się niezwykle trudne”. Inni wojskowi, w rodzaju generała Milleya, Szefa Kolegium Połączonych Sztabów czy admirała Rob Bauer, szefa komitetu wojskowego NATO, uważają, że właśnie ze względu na to nasycenie współczesnego pola walki nowoczesnymi systemami świadomości sytuacyjnej przygotowanie i przeprowadzenie ofensywy jest zadaniem trudniejszym, nie można się spodziewać szybkich efektów, co więcej straty po stronie atakujących będą poważne. Jak to ujął wypowiadając się dla The Economist gen. James Rainey, szef Dowództwa Futures Armii USA, „będziemy walczyć pod stałą obserwacją i w stałym kontakcie. Nie ma przerwy. Nie ma sanktuarium” gdzie można byłoby się schować. To powoduje już zauważone na Ukrainie rozproszenie oddziałów, sytuację w której walczy się mniejszymi grupami, ale również, paradoksalnie, doprowadziło do sytuacji w której rośnie znaczenie starych, jeszcze z czasów I wojny światowej systemów maskowania i obrony, do których odwołali się Rosjanie budując ciągnące się kilometrami linie okopów, kładąc setki tysięcy min i wznosząc umocnienia inżynieryjne.
Piszę o tym dlatego, że jeśli w istocie niemieccy dowódcy napisali w poufnej notatce to, co ujawnił dziennik Bild, to należałoby zastanowić się nad dwiema kwestiami. Po pierwsze na ile ich oceny podporządkowane są obecnej linii politycznej realizowanej przez Berlin oraz, co nie mniej istotne, jakie są kompetencje niemieckich dowódców głoszących tezy sprzeczne w gruncie rzeczy z powszechnymi, wśród anglosaskich ekspertów, opiniami na temat ewolucji współczesnego pola walki. Jest to istotne zarówno, jeśli chcemy myśleć o budowie nowej NATO-wskiej architektury bezpieczeństwa na wschodniej flance, ale również przede wszystkim, kiedy chcemy ocenić czy ofensywa ukraińska przebiega zgodnie z planem czy raczej mamy do czynienia z jej złamaniem się. Putin i Łukaszenka w niedawnej rozmowie głosili, chyba podobnie jak niemieccy dowódcy, że można mówić o jej niepowodzeniu, co z kolei implikuje tezę o konieczności rozpoczęcia rokowań w sprawie zawieszenia broni albo wręcz potrzebie inicjowania negocjacji pokojowych.
Pat operacyjny?
Inną opinię formułują niezależni eksperci wojskowi z Rosji. Jurij Fiodorow analizując sytuację na froncie dla emigracyjnej Nowej Gaziety Europa zwraca uwagę na działania Rosjan w okolicach Charkowa, na kierunku kupiańskim i łymańskim. Tam Moskale skoncentrowali swe siły szacowane, choć zapewne w sposób nieco przesadzony, nawet na 100 tys. żołnierzy i 900 czołgów, będące ich główną rezerwą strategiczną. Prowadzą one operacje zaczepne na obydwu tych kierunkach, które w wariancie maksimum mogą doprowadzić do odzyskania znacznych terenów odbitych przez stronę ukraińską jesienią ubiegłego roku (ale to, póki co, jest mało prawdopodobne), przede wszystkim jednak mają skłonić dowództwo sił ukraińskich, aby przerzucić tam siły z kierunku taurydzkiego i donieckiego (Bachmut). W opinii Fiodorowa można mówić obecnie o pacie operacyjnym, ale czy taka sytuacja potrwa długo? Niekoniecznie. Rosyjski ekspert zwraca uwagę na relację sił. Rosjanie mają dziś na linii starcia 47 brygad, łącznie 180–190 tys. żołnierzy, a licząc wraz z siłami pomocniczymi, zaplecza i odpowiadającymi za logistykę, z grubsza rzecz biorąc dysponują potencjałem 370 tys. żołnierzy zaangażowanych w wojnę, dziś już bardzo zmęczonych, o niewysokim morale i nie luzowanych od kilkudziesięciu tygodni. Strona ukraińska ma pod bronią z grubsza 690 tys. żołnierzy, ale muszą oni asekurować również inne kierunki, w tym bezpieczeństwo północnej granicy z Białorusią i linie komunikacyjne, od utrzymania których zależą zdolności Kijowa do kontynuowania walki. Fiodorow zwraca uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze front ma ponad tysiąc kilometrów, co oznacza, że nie tylko strona ukraińska ma problemy z koncentracją sił niezbędnych dla przełamania, ale przede wszystkim Rosjanie mają niewystarczający potencjał aby mówić o rozbudowanej obronie pozycji „w głąb”. Stąd taki nacisk położyli na system umocnień inżynieryjnych, a także bariery w postaci pól minowych. Jeśli podwładnym generała Syrskiego uda się, a według wielu doniesień robią w tym zakresie postępy, utorować przejścia przez rosyjskie linie obrony (wymaga to czasu, pociąga też za sobą straty w sprzęcie i ludziach), to wówczas Moskale nie mają potencjału aby załatać powstałe wyrwy. Jak pisze Fiodorow, „ukraińscy saperzy jednocześnie kładą przejścia na polach minowych. Siły Zbrojne Ukrainy oczywiście osiągnęły znaczące sukcesy, ale najwyraźniej nie są one wystarczające, aby przebić się przez dobrze przygotowaną, głęboko rozwiniętą rosyjską obronę. Ważne jest jednak, że nie to jest ich zadaniem. Kluczowym zadaniem jest utrzymanie wojsk wroga w rozciągnięciu na całej linii frontu. Decydujące wydarzenia rozpoczną się, gdy zgrupowanie Sił Zbrojnych Ukrainy przygotowane do ofensywy zostanie rzucone do walki .Fiodorow pisze o dwóch scenariuszach – pierwszym zakładającym przełamanie na Zaporożu i w konsekwencji izolowanie Krymu i drugim, będącym „planem Syrskiego” przewidującym oskrzydlenie Bachmutu i zmuszenie Rosjan do wycofania się z tego, zdobytego po ciężkich walkach, miasta. Wówczas Ukraina będzie w stanie mówić o sukcesie wojskowo– politycznym, ale przede wszystkim przed jej siłami zbrojnymi otworzy się możliwość uderzeniea na Donbas, bo tam Rosjanie nie zbudowali jak np. na Zaporożu głęboko eszelonowanych linii obrony. W grę wchodzi też realizacja obydwu tych wariantów uderzenia. Czy strona ukraińska „jest skazana” na sukces? Nic podobnego. To Rosjanie mogą w obwodzie charkowskim przełamać ich pozycje obronne i odzyskać Łyman i Kupiańsk, albo będą w stanie utrzymać dotychczasowe linie obrony. Dziś można być pewnym jednego. Jest jeszcze przedwcześnie, aby mówić o sukcesie lub porażce ukraińskiego uderzenia. Zarówno Moskwa jak i Kijów przygotowują się na dłuższą, trwającą również w 2024 roku wojnę. To z tego powodu, aby odciąć Ukrainie „finansowy tlen” jakim są dochody z eksportu zboża, Rosjanie atakują porty dunajskie i wyszli z „porozumienia zbożowego”. Również z tego powodu przygotowują się do kolejnej fali mobilizacji, którą skrywają, uszczelniając system poboru do służby wojskowej. Ci którzy już formułują pogląd, że można mówić o niepowodzeniu ukraińskiej ofensywy, albo podchodzą do kwestii zbyt emocjonalnie, albo powoduje nimi kalkulacja polityczna, bo chcą rozpoczęcia negocjacji. W obecnej fazie wojny można mówić o pacie operacyjnym, co może zarówno oznaczać prawdopodobieństwo zamrożenia konfliktu, bo żadna ze stron nie będzie w stanie przełamać oporu drugiej jak i może mieć miejsce przyspieszenie, bo zdolności albo broniących się, albo atakujących, będą podlegać przyspieszonemu „ścieraniu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/655984-czy-mozna-mowic-o-zalamaniu-sie-ukrainskiej-ofensywy