Dwudniowy szczyt UE ze Wspólnotą Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAC) w Brukseli został skomentowany w polskiej prasie głównego nurtu przez pryzmat wojny na Ukrainie, spraw gospodarczych i chęci pozyskiwania cennych surowców, którymi może podzielić się Iberoameryka zwłaszcza w dobie transformacji energetycznej.
Jakoś nie dziwi, że przy okazji zmową milczenia pomija się fakt, dlaczego w Brukseli wyściela się czerwone dywany dla ludzi, którzy 177 km dalej, a dokładnie w Hadze są jednocześnie badani pod kątem zbrodni przeciwko ludzkości przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Tu niestety nic się nie zmienia, „niepraworządnymi” pozostają wciąż tylko Polska i Węgry, zaś krwawy reżim wenezuelski, reprezentowany na unijnym szczycie przez Delcy Rodríguez miał wyjątkowo ciepłe przyjęcie o czym świadczą ciepłe uściski jakie otrzymała ona kolejno od Charles’a Michela, Ursuli von der Leyen i premiera Pedro Sáncheza (tu nawet padły dwa czułe pocałunki w policzki, które zogniskowały uwagę hiszpańskiej opinii publicznej).
Problem w tym, że Wiceprezydent Boliwariańskiej Republiki Wenezueli - pani Rodríguez nie powinna nawet stąpać po europejskiej ziemi, bo jest objęta sankcjami, ma zakaz wjazdu do strefy Schengen i znajduje się na czarnej liście sporządzonej przez amerykańską DEA. Wszystko z powodu oskarżenia Rodríguez (numeru 2 reżimu wenezuelskiego) o prześladowania, torturowanie opozycjonistów, łamanie praw człowieka ale też handel narkotykami, który organizuje, nadzoruje reżim Maduro. Delcy Rodríguez dostała jednak specjalną wizę na przyjazd do Brukseli, bo socjalistyczna międzynarodówka krajów Iberoameryki czuje się teraz wyjątkowo wspierana za sprawą rozpoczętej 1 lipca prezydencji Hiszpanii i konkretnie: socjalistycznego gabinetu premiera Sancheza.
Trzeba nam wiedzieć, że w Brukseli odbył się tak naprawdę szczyt unijny z udziałem państw lewicy iberoamerykańskiej pod przywództwem wyjątkowo ponurej persony na mapie socjalistycznej i prorosyjskiej Iberoameryki - prezydentem Brazylii Lulą da Silva. Wszystko tu się jednak zgadza, wszak chadecka z nazwy przewodnicząca Ursula von der Leyen już od dawna reprezentuje interesy lewicy. O tak zadziwiające, dyplomatyczne ocieplenie relacji między Brukselą a lewicową dyktaturą Wenezueli zapytywał nawet dziennik „El Mundo” z 18 lipca, a autor Daniel Lozano dał odpowiedź jednoznaczną:
Gaz wenezuelski stał się obiektem pożądania Europy, która upatruje w nim możliwego substytutu gazu rosyjskiego po sankcjach nałożonych na Władimira Putina za jego inwazję na Ukrainę. Wiedzą o tym wszystkie ministerstwa spraw zagranicznych, ale sam Josep Borrell ujawnił to w małej komisji podczas jednej ze swoich wizyt w Ameryce Południowej. (…) Wenezuela ma jedne z największych potwierdzonych rezerw gazu ziemnego na świecie, 197 bilionów stóp sześciennych, niewykorzystane dziś z powodu niewydolności infrastruktury.
Bruksela widząc pewne zbliżenie na osi Waszyngton -Caracas tym chętniej zabrała się za ocieplanie wizerunków reżimów a właściwie narkodyktatur z Ameryki Łacińskiej (tak nazywane są w Hiszpanii).
Pani Rodriguez musi się podobać, tym bardziej że wychwala rewolucje w Ameryce Łacińskiej jako „barierę dla faszyzmu”. Faszystami dla reżimu wenezuelskiego jest nie tylko zdyskwalifikowana przez nich konserwatywna faworytka opozycji wenezuelskiej - María Corina Machado, ale także inni konserwatyści Bolsonaro, Trump czy Abascal.
Apelujemy do UE, aby nadal stanowczo opowiadała się za demokracją i potępiała obecność przestępców i osób naruszających prawa człowieka
— apelował były więzień polityczny Wenezuelczyk Leopoldo López.
Oczywiście na próżno, bo ciepło ugoszczono wielu liderów iberoamerykańskiej lewicy. Szczyt został zaplanowany nie tylko jako okazja, aby usiłować zmienić stanowisko tych krajów wobec wojny na Ukrainie, ale także aby legitymizować przed 27 demokracjami europejskimi wszystkie te lewicowe reżimy pod auspicjami Grupy Puebla i Forum Sao Paulo. Oczywiście kraje te są na różnym etapie swojej ścieżki rewolucji boliwariańskiej, bo na innym jest Argentyna i Chile, na innym Brazylia czy Wenezuela, wszystkich łączy jednak niechęć do kapitalizmu, demokracji liberalnej oraz „imperium zła” czyli USA.
Normalizacja stosunków z reżimami, w których łamanie praw człowieka, zbrodnie przeciwko ludzkości i systematyczne prześladowania opozycji powinny w rzeczywistości uniemożliwiać stosunki - okazuje się czymś normalnym w Brukseli jako stolicy praworządności. Nic nas już jednak nie powinno dziwić…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/655533-rezimy-praworzadne-czyli-o-szczycie-ue-celac