Ci, którzy uważnie śledzą sytuację polityczną w USA, wiedzą iż docierają do nas tylko bardzo uproszczone echa toczącej się po stronie konserwatywnej debaty na temat wojny na Ukrainie. Od samego wybuchu konfliktu w mediach lewicowych podkreśla się, że wszyscy Republikanie są rzekomo jednoznacznie przeciwni udzielaniu naszemu napadniętemu sąsiadowi pomocy. Nie jest to prawdą. Wystarczy spojrzeć na fakt podstawowy: w przejętym przez nich Kongresie nie podjęto żadnej konkretnej akcji przeciw wsparciu Kijowa. Większość kongresmenów popiera obecną politykę amerykańską.
Owszem, w kampanijnej atmosferze antyukraińskie głosy brzmią wyraziście, ale nie są na szczęście reprezentatywne dla całego obozu. Bardzo złą robotę robią tu środowiska ultraskrajne, których głosem stał się także zwolniony z Fox News Tucker Carlson. W ostatnich wystąpieniach opowiada już rzeczy będące wprost kalką moskiewskiej propagandy: jakoby na Ukrainie prześladowana była wolność religijna, „liderów religijnych” wyrzucano ze świątyń, przeszukiwano ich klasztory. Widać zupełny brak wiedzy, nieznajomość kontekstu lub - co bardziej prawdopodobne - cyniczną otwartość na rolę pasa transmisyjnego rosyjskiego przekazu. Tylko tak można wytłumaczyć opisanie w ten sposób próby odzyskania z rąk moskiewskiej cerkwi świątyń, w tym historycznej Ławry Pieczerskiej, należących do narodu ukraińskiego. Jeśli Carlson naprawdę chciałby poszukać problemów z wolnością religijną mógłby udać się na sprzymierzoną z Moskwą Białoruś, gdzie reżim właśnie szykuje jeszcze bardziej drakońską ustawę wymierzoną także w Kościół Katolicki.
Warto zastanowić się dlaczego tezy Carslona, który w ślad za Moskwą nazywa władze w Kijowie „reżimem” i oskarża prezydenta Zełenskiego o najgorsze rzeczy, znajdują dość szeroki (choć bynajmniej nie większościowy) odzew wśród wyborców konserwatywnych. Odpowiedzi jest kilka.
Po pierwsze, przekonanie iż gdyby w Białym Domu nie doszło do zmiany w roku 2020, tej wojny by nie było. Bo nie byłoby próby kolejnego resetu z Moskwą, podjętego przez Bidena. Wyrazem tej linii była autoryzacja gazociągu Nord Stream 2 przez Waszyngton i sugestie dania Niemcom wolnej ręki na odcinku rosyjskim.
Po drugie, nie doszłoby też do skandalicznie źle przygotowanej ewakuacji z Afganistanu, co zbudowało u Putina przekonanie iż otwiera mu się okno możliwości, bo władza w USA znalazła się w rękach ludzi słabych, nieudolnych i niezdolnych do obrony interesów imperium.
Trzeci powód znamy z własnego podwórka - rosnące przez inflację ceny produktów, energii budzą frustrację i poszukiwania łatwych odpowiedzi. Emocje są powiększane przez zmęczenie społeczeństw kosztami lewicowego szaleństwa polegającego na walce z paliwami kopalnymi bez uwzględnienia społecznych kosztów. Konserwatyści są też sfrustrowani, że ekipa Bidena, w ich ocenie, niewystarczająco dba o uszczelnienie amerykańskich granic, zwłaszcza z Meksykiem, którędy napływają setki tysięcy nielegalnych migrantów. Niektórzy budują więc tu efektowne zderzenie: własnych granic nie bronimy, posyłamy broń i pieniądze na obronę ukraińskiej.
Błędem byłoby jednak wyciąganie wniosku, że w przypadku zmiany w Białym Domu doszłoby do porzucenia Ukrainy przez Stany Zjednoczone. Owszem, niektórzy z kandydatów, jak Ron DeSantis, mają na koncie wypowiedzi flirtujące z emocjami elektoratu, ale są one dość szybko korygowane. Najbardziej radykalne tezy wygłasza Vivek Ramaswamy, mówiący o „koreańskim” rozwiązaniu konfliktu czyli oddaniu części ziem ukraińskich Rosji w zamian za pokój. Reszta stawki, w tym Mike Pence, Chris Christy i Nikki Haley zdecydowanie opowiadają się za jeszcze mocniejszym niż dziś wspieraniem Kijowa.
Doprecyzował też swoje stanowisko Donald Trump. W najnowszym wywiadzie udzielonym stacji Fox News stwierdził, że bardzo szanuje prezydenta Zełenskiego, że ten nie uległ presji w sprawie słynnej rozmowy z Trumpem. I że gdyby Trump ponownie został prezydentem podjąłby zdecydowane działania w sprawie wojny.
Mówię [wam], że znam dobrze Zełenskiego, dobrze znam też Putina, jego nawet lepiej. I mam bardzo dobre relacje z oboma. Powiedziałbym Zełenskiemu: już dość. Masz zrobić porozumienie. I powiedziałbym Putinowi: jeśli ty nie pójdziesz na porozumienie, to damy im [Ukraińcom] bardzo dużo. Dostaną dużo więcej niż kiedykolwiek mieli. Jeśli będziemy musieli. I to doprowadzi do porozumienia w jeden dzień
— mówił Trump.
Czy taki bajkowy „jednodniowy” scenariusz jest możliwy? Znając obecną, rozpaloną raszystowską imperialną ideologią Rosję - nie. Także Ukraina, która krwią zapłaciła za każdy metr obronionego terytorium, nie ma powodu, a chyba i możliwości, na takie handlowe układy. Ale ważniejsze jest tu coś innego: także u Trumpa nie ma dziś mowy o gotowości spełniania rosyjskich żądań, uleganiu nastrojom radykalnego skrzydła jego politycznego ruchu. Co najwyżej moglibyśmy mówić o dość naiwnej kolejnej próbie trumpowej dyplomacji, jak ta podjęta w temacie koreańskim. To jednak zupełnie coś innego niż próbuje nam się przedstawiać.
Zresztą, ta wojna jest także, chce ona czy nie, wojną Ameryki. Gdyby tu jej przywództwo zostało podważone, znalazłoby się w tarapatach także w innych rejonach świata, zachęciłoby do ataku Chiny. Ubocznym skutkiem byłoby nasilenie prób wypchnięcia jej z naszego kontynentu bo to przecież istota koncepcji „suwerenności strategicznej Europy”. Nie ma imperium za darmo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/655000-trump-ujawnil-co-by-zrobil-w-sprawie-ukrainy-gdyby-rzadzil