W życiu Micheila Saakaszwiliego, jest tyle sensacyjnych scen, że jego biografia będzie powieścią w stylu książek Harlana Cobena, a ekranizacja tejże będzie miała otwartą drogę do Oskarów. Teraz, gdy polscy lekarze zostali dopuszczeni do byłego prezydenta Gruzji, który jest w swoim kraju więziony z powodów politycznych, polsko-gruzińska historia dostaje tu jeszcze mocniejszej więzi.
Gruzini są sentymentalni, Polskę darzyli sympatią od czasów II RP, gdy walczyli po naszej stronie z bolszewikami, a od lotu Lecha Kacyzńskiego do Tbilisi w sierpniu 2008 roku mamy tam do czyniania z polonofilią. Gdy na Ukrainie spotkałem się z kierownictwem Gruzińskiego Legionu Cudzoziemskiego z Mamuką Mamulaszwilim na czele, wiele o Polsce i o Gruzji rozmawialiśmy. I o Rosji zwłaszcza.
Oficerowie od Mamulaszwiliego (on sam również) twierdzili, że w ich kraju rządzi FSB. My też wiemy, że niby to prozachodnia partia rządząca „Gruzińskie Marzenie” wysługuje się Putinowi, ale teza o kremlowskich służbach w gabinetach ministerstw w Tbilisi jest bardzo odważna. Z drugiej strony - niedawne wznowienie lotów z Moskwą, przepuszczanie przez granice Gruzji tłumów Rosjan (w obie strony), trzymanie Saakaszwiliego w złych warunkach w zamknięciu, próby odebrania obywatelstwa Gruzinom walczącym po ukraińskiej stronie w wojnie z Rosją, wreszcie życzliwa Moskwa znosząca obowiązek wizowy dla Gruzinów - to wszystko mówi za siebie. Truizmem będzie przypomnienie, że założyciel partii rządzącej, oligarcha Bidzina Iraniszwili, był w latach 80-tych przedsiębiorcą handlującym elektroniką w Moskwie. W latach 80-tych. Przedsiębiorcą. Elektroniką. W Moskwie.
Saakaszwili ma życiorys kaukaskiego watażki, ale gruzińskiego patrioty. O jego prozachodnich reformach można by pisać długo, o przewodzeniu rewolucji róż w 2003 roku i obaleniu Szewardnadzego, który sam go wynosił do wysokich urzędów, o oporze w wojnie z Rosją w 2008 roku również. W 2010 roku przemierzył tysiące kilometrów, by zdążyć na pogrzeb swojego przyjaciela Lecha Kaczyńskiego i na zawsze mu to życzliwie zapamiętamy. W 2013 roku opuścił swój kraj, który wkrótce potem, po zakończeniu jego kadencji, pod płaszczykiem nowoczesności całkiem mocno uzależnił się od Rosji. Starania o status kandydacki do UE są prowadzone tak, by się nie udały. Saakaszwili został gubernatorem odeskim na Ukrainie, co jak na historię byłej głowy państwa jest już dość sensacyjne, zaś w 2020 został mianowany przewodniczącym Narodowej Rady Reform przy prezydencie Wołodymyrze Zełeńskim. Do ojczyzny wrócił nielegalnie w 2021, został zatrzymany i już nie pierwszy raz podejmuje głodówkę jako demonstrację przeciwko rządowi.
Saakaszwili wciąż jest moralnym przywódcą opozycji, a konkretnie Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Jego determinacja w głodowaniu pozwala przypuszczać, że nie jest to bluff, że były prezydent naprawdę jest gotów umrzeć, by wykazać jak zła jest obecna władza w Gruzji. W tym sensie wizyta polskich lekarzy w Tbilisi na polecenie premiera Mateusza Morawieckiego jest nie tylko fizycznym ratunkiem dla chorego, nie tylko symbolicznym gestem, ale też podtrzymaniem woli prozachodnich Gruzinów, w ich staraniach o dołączenie do wolnego świata.
Jeśli udałoby się zorganizować leczenie byłego prezydenta w Polsce, byłby to wielki sukces polityczny i sygnał dla państw Międzymorza o podtrzymaniu kursu Warszawy w stronę integracji regionu. Niestety wiedzą też o tym Rosjanie, którzy, rękami swoich wasali, Saakaszwiliego trzymają w zamknięciu.
ZOBACZ TAKŻE WYWIAD Z MAMULASZWILIM:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/654499-polscy-lekarzy-u-saakaszwiliego-gest-wiecej-niz-symboliczny