Nam Polakom może się wydawać obojętne, kto obejmie rotacyjną prezydencję w Radzie UE bo i tak wiele wskazuje na to, że w opanowanej przez tyranię lewicowej większości Brukselę – konserwatywny rząd Polski musi z zasady pozostać poręcznym „chłopcem do bicia”. Niewiele dobrego wróży jednak dla nas fakt, że to właśnie Hiszpania objęła prezydencję, nawet jeśli obecny socjalistyczno-komunistyczny rząd Pedro Sáncheza zostanie najprawdopodobniej odesłany w nadchodzących lipcowych wyborach na karty wstydliwej historii.
Nikt bowiem od początków demokracji w 1978 r. nie zdemolował w tak drastyczny sposób porządku konstytucyjnego kraju i nie osłabił stanu gospodarki tak jak lider Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej – Pedro Sánchez. Nie dziwi nawet, że niektórzy z melancholią wspominają premiera Zapatero, który choć bardzo się starał, z całą pewnością nie zdołał wprowadzić tak wielu ideologicznych, progresistowskich ustaw i nie naraził społeczeństwa na taką pauperyzację i bezrobocie jakie dotyka dziś mieszkańców Półwyspu. Dziś na stronach medium „Libre Mercado”, zajmującego się ekonomią kraju dziennikarze podliczyli rekordowy dług publiczny Hiszpanii:
Zadłużenie stale rośnie o około 200 mln euro dziennie (205,62 mln) - prawie 1,5 miliarda tygodniowo, 6,000 mln miesięcznie - od czasu początków rządów Sáncheza. Innymi słowy, Sánchez co minutę zwiększa dług o 142 791 euro. Podczas gdy obywatel robi sobie piętnastominutową przerwę na poranną kawę, Sánchez już zwiększa dług o ponad 2 miliony euro.
Walka o reelekcję
Trzeba jednak przyznać, że lider socjalistów całkiem inteligentnie walczy o reelekcję wykorzystując w tym celu właśnie objęcie przez Hiszpanię prezydencji w Radzie. W sobotę przybył pociągiem na dworzec w Kijowie i przemawiając w parlamencie u boku Zełenskiego dał się poznać jako orędownik sprawy ukraińskiej. Obiecał wspierać Ukrainę „tak długo, jak to będzie konieczne” i „niezależnie od ceny, jaką trzeba będzie zapłacić”, aby kraj znów stał się wolny i zdolny do decydowania o własnym losie jako członek rodziny europejskiej. Porównując kolor flag UE i Ukrainy wyraził nadzieję, że Ukraińcy zdołają niedługo wejść do klubu 27 państw a przede wszystkim pokonać agresora rosyjskiego. Zapowiedział też, że Hiszpania przekaże 55 mln euro pomocy finansując małe i średnie firmy oraz szkoły w ramach powojennej odbudowy Ukrainy. Kolejny raz zapewnił, że jego kraj będzie nadal dostarczać materiały wojskowe, jeszcze więcej czołgów Leopard, a nawet szpital polowy z możliwością przeprowadzania zabiegów chirurgicznych. Trudno jednak zapomnieć, że to już trzecia wizyta Sancheza w Kijowie przy której pada mnóstwo obietnic, które później jakoś dziwnie nie potrafią się zmaterializować.
Po sobotnim wystąpieniu i wymianie uścisków z Zelenskim, premier Sánchez przyjął w niedzielę przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela w madryckim Pałacu Moncloa, aby omówić wyzwania czekające Hiszpanię w trakcie jej prezydencji od 1 lipca do 31 grudnia. Wczoraj w poniedziałek zaś brawurowo zajął się goszczeniem Ursuli von der Leyen, która właśnie odwiedza Madryt, aby spotkać się z rządem hiszpańskim i omówić plan działania.
Wsparcie Ukrainy i pakt migracyjny
Przewodnicząca KE zapewniła, że liczy na „poświęcenie i przywództwo” Hiszpanii dla działań Unii i dlatego ufa, że podczas prezydencji hiszpańskiej nastąpi postęp w kwestiach takich jak wsparcie dla Ukrainy i pakt migracyjny. Znając specyficzne podejście tamtejszych socjalistów do kwestii migracji, a przede wszystkim fenomen, który spowodował tsunami imigrantów zwany w Hiszpanii „efektem przywołania” (czyli: przybywajcie wszyscy! nikt nie jest nielegalny na naszej ziemi) - polski sprzeciw wobec przymusowej relokacji będzie znów obiektem ataków i drwin hiszpańskich eurodeputowanych i to niezależnie od barw partyjnych. Zarówno rządząca wciąż PSOE jak i Ludowcy z EPP (czekający na swą zmianę warty u władzy po wyborach 23 lipca) – są politycznymi sojusznikami Donalda Tuska.
Premier Sánchez już zapewnił, że zechce doprowadzić do „wspólnej odpowiedzi” wszystkich państw wobec wyzwania imigracji, co już każe z trwogą myśleć w jaki sposób połączone siły KE i władz Hiszpanii zmuszą nas do „dobrowolnej solidarności”. Trudno zapomnieć jak fatalnie rozgrywał rząd Hiszpanii wszelkie kryzysy związane z atakiem hybrydowym na Ceutę (10 000 imigrantów wepchniętych w ciągu doby na teren Hiszpanii przez Królestwo Maroka) lub rozwoził po cichu czarterowymi samolotami imigrantów z Afryki zalewających Wyspy Kanaryjskie, aby w ten sposób odciążyć mieszkańców wysp i przetransportować intruzów do innych zakątków Hiszpanii. Rodacy premiera Sancheza zmęczeni nieustanną indoktrynacją tolerancjonizmu i multikulturalizmu nigdy nie zapomną swojemu premierowi, że po objęciu rządów w 2018 r. pierwszym gościem w Pałacu Moncloa był George Soros a sekretna rozmowa, której treści nigdy nie ujawniono trwała parę godzin i zdaniem wielu Hiszpanów zdecydowała o polityce otwartych drzwi dla masy nielegalnych imigrantów zalewających dziś południe Europy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/653245-co-przyniesie-polsce-hiszpanska-prezydencja-w-radzie-europy